Kora jest blisko mnie

Myślę, że za 30 lat, jak ktoś będzie robił Korę, to one nadal będą aktualne. W spektaklu tekst jest pretekstem, ale z tekstu wypływa też historia. To nie jest zbiór przypadkowo wybranych piosenek, tylko one są po coś i ustosunkowują się do tego, co obserwujemy w dzisiejszym świecie. Mówię tu o sferze politycznej, o miłości, o dzieciach, o szczęściu, o smutku, o wszystkim. Kora mówiła w swoich tekstach o tym, co ją dotykało.

Teatr Polski w Szczecinie przygotowuje premierę spektaklu „Kora – dziecko słońca". W roli głównej wystąpi Adrianna Szymańska, która opowiedziała o swojej roli i o tym, co ją łączy Korą. Z Adrianną Szymańską rozmawia Małgorzata Klimczak z Dziennika Teatralnego.

Małgorzata Klimczak: „Kora – dziecko słońca" to w zasadzie monodram, bo na scenie jest tylko pani i muzycy.

Adrianna Szymańska - Tak, jestem ja i muzycy – Krzysztof Baranowski i Łukasz Wons, więc można powiedzieć, że to monodram. Jest to spektakl muzyczny, ale nie do końca w formie recitalu, bo piosenki są przeplatane tekstami i historią Kory.

Mierzy się pani z dużą osobowością, ale rozumiem, że to nie będzie Kora 1:1, tylko ma pani swój pomysł na Korę.

- Na pewno nie będzie to Kora wizualnie i wokalnie. Od początku było takie założenie, że nie będę jej podrabiać, tylko filtrować przez siebie. Wiadomo, że zmierzenie się z taką osobowością nie jest łatwe, ale to postać bardzo mi bliska, więc super, że mam taką możliwość.

Sama pani chciała się zmierzyć z taką postacią, czy ktoś to pani zaproponował?

- To był mój pomysł. Urodził się jeszcze przed pandemią. Chciałam zrobić piosenki Kory, bo wydawało mi się, że one nie są piosenkami musicalowymi, nie są piosenkami łatwymi, o czymś mówią, mają moc aktorską i to było dla mnie fascynujące. Nigdy nie byłam jakąś wielką fanką Kory, nie znałam wielu jej utworów, ale zaczęłam szukać, zgłębiać ten temat. Poszłam z tym pomysłem do dyrektora Opatowicza, a on stwierdził, że to super pomysł i że sam to wyreżyseruje. Potem przyszła pandemia i przerwaliśmy próby do spektaklu, potem z kolei mieliśmy przeprowadzkę do nowego budynku teatru, ale jak już się przeprowadziliśmy, zaczęliśmy o tym bardzo głośno rozmawiać i myśleć. I w końcu pomysł się urodził.

Kora miała złożoną osobowość. Jak się czyta jej biografie, opowieści różnych osób, to w zasadzie każdy miał swoją własną Korę. Jakie jej cechy były najważniejsze dla pani?

- Poprzez to, co ona przeszła w życiu, jaką miała historię od dzieciństwa, poprzez dorastanie, miłość, mnóstwo zakrętów życiowych, najbardziej zafascynowało mnie to, że ona była taka silna i, mimo wszystko, kochająca ludzi. W relacjach, w które wchodziła, zawsze widziała człowieka. Nie była osobą, która miała jakieś roszczenia do świata, nie była zamknięta na świat, wręcz przeciwnie. W jej fizyczności, temperamencie, silnej kobiecości, była też mała dziewczynka, skromna wewnętrznie. Kora miała ogromną mądrość życiową, która będzie się przebijać w spektaklu. W jednym z wywiadów, tuż przed śmiercią, powiedziała, że za mało żyła. Trzeba żyć, uśmiechać się do świata i żyć jeszcze intensywniej. Nie patrzeć, czy się ma pieniądze, czy nie. Jeśli chcesz coś zrobić, to to zrób, bo potem będzie za późno. Sama przyznała, że nie wydawała pieniędzy tak, jak chciała. Nie podróżowała tak, jak chciała podróżować. Zawsze było coś innego, ważniejszego. Fascynujące w niej jest to, że ona zawsze uważała, że nawet, jeśli się znajdziemy w jakimś dole, to kiedyś zaświeci słońce.

Ale była też bezkompromisowa, co nie każdemu się podobało.

- Tak, zawsze miała swoje zdanie i mówiła o tym otwarcie. Nie obchodziła jej opinia innych. Była pewna tego, co robi. Taka osobowość i siła jest mi bliska, bo ja też jestem silną osobowością, a do tego jest fascynująca dla mnie jako aktorki. To mi pomaga w interpretacji tej postaci.

Kora zaczęła karierę muzyczną jako żona i matka, bo Jackowski tworząc nowy zespół stwierdził, że Kora będzie w nim śpiewać. Ta jej dojrzałość chyba pomogła jej poprowadzić swoją karierę.

To w ogóle bardzo pomaga, bo odkąd stajesz się matką, a ja nią jestem, nasza wrażliwość na rzeczywistość i otaczający nas świat wygląda zupełnie inaczej. Ja teraz wiem, jak to jest patrzeć oczami dziecka na różne rzeczy, jak się z nich cieszyć. Co mnie dotyka, co mnie boli, przede wszystkim jako matkę. To daje mi ogromną siłę, moc i motywację działania. Myślę, że to, że Kora była żoną i matką, dało jej siłę. Ja sobie gram w teatrze, mam próby, ale potem idę do domu i też jestem żoną i matką. Nikogo nie obchodzi, czy ja przeżywam jakieś załamanie, czy nie. Muszę wejść do innego świata i to mi daje równowagę psychiczną. Moje życie nie kręci się tylko wokół pracy i to jest super. Kora też mówiła, że bycie matką jest fascynującą podróżą, która trwa do końca życia.

W spektaklu sięga pani po różne okresy jej życia?

- Tak, zaczynamy od jej dzieciństwa, jak była w domu dziecka, poprzez jej życie w Krakowie, kiedy została pierwszą hippiską, jej pierwsze miłości – Marek, Kamil. Wykorzystujemy jej wypowiedzi na temat otaczającego nas świata. Zagłębiamy się także w jej sferę seksualną, w problem molestowania przez księży. To jest kawał historii, kawał jej życia. Można powiedzieć, że ona przeszła przez piekło i kiedy patrzę na to z punktu widzenia matki, trudno mi sobie wyobrazić, że coś takiego mogłoby spotkać mojego 9-letniego syna.

Początki Maanamu, z którym przede wszystkim Kora jest kojarzona, sięgają przełomy lat 70. i 80. W muzyce rockowej powstawały wtedy bardzo ciekawe teksty, mimo że szalała cenzura. Kora mówiła w wywiadach, że niektórzy doszukiwali się w tych tekstach rzeczy, których nie było, a inni nie wyłapywali tego, co w nich było. Jak pani odbiera tek teksty?

- Te teksty są bardzo aktualne. Myślę, że za 30 lat, jak ktoś będzie robił Korę, to one nadal będą aktualne. W spektaklu tekst jest pretekstem, ale z tekstu wypływa też historia. To nie jest zbiór przypadkowo wybranych piosenek, tylko one są po coś i ustosunkowują się do tego, co obserwujemy w dzisiejszym świecie. Mówię tu o sferze politycznej, o miłości, o dzieciach, o szczęściu, o smutku, o wszystkim. Kora mówiła w swoich tekstach o tym, co ją dotykało.

Jak to będzie wyglądało muzycznie? Aranżacje będą mocno odbiegać od oryginałów?

- Patrząc na to, jakie spektakle muzyczne proponuje Teatr Polski, ten będzie troszeczkę inny. Krzysztof Baranowski stworzył niesamowite aranżacje, które będą zupełnie inne, natomiast forma tych piosenek jest zachowana. Będzie dużo elektroniki, Krzysztof gra na klawiszach i pianinie. Mamy Łukasza Wonsa, który gra na gitarach. Mieliśmy taki duży znak zapytania, czy dyrektor Opatowicz to zaakceptuje i pójdzie z nami w tę podróż. Robiliśmy po dwa numery, potem zapraszaliśmy dyrektora i sprawdzaliśmy, jak on zareaguje i okazało się, że jest super. Myślę, że zarówno zwolennicy Kory, jak i ci, którzy nie znają jej twórczości zbyt dobrze, będą wiedzieli, o co chodzi. Myślę, że to będzie ciekawe.

W Teatrze Polskim ma pani okazję brać udział w spektaklach, w których pani śpiewa, ale tym razem będzie pani sama na scenie. To dużo większe wyzwanie?

- Oczywiście. Przede wszystkim kondycyjne, ale też stresujące, bo boję się o swój głos. Jednak półtorej godziny na scenie to jest wyzwanie. Wokalnie najtrudniej jest na początku, potem organizm aktora dostosowuje się do tego, co się dzieje. A dzieje się sporo, i wokalnie i ruchowo, bo Kora była bardzo ekspresyjna na scenie. Tutaj będę zupełnie sama i nikt mi nie pomoże, ale jestem pod fantastyczną opieką.

Polubiła pani Korę?

- Bardzo. Czuję jej obecność w trudnych życiowych sytuacjach i myślę, że obie się polubiłyśmy.
__

Adrianna Szymańska - Ukończyła Studium Wokalno-Aktorskie przy Teatrze Muzycznym im. Danuty Baduszkowej w Gdyni. Występowała na deskach gdyńskich scen: Teatru Muzycznego im. Danuty Baduszkowej, Teatru Miejskiego im. Witolda Gombrowicza, Teatru Stajnia Pegaza. Laureatka nagród: Aktorskiej na Festiwalu Kontrapunkt w Szczecinie i na Łódzkich Spotkaniach Teatralnych oraz Pierwszych Nagród na elbląskich festiwalach Małych Form Teatralnych i Festiwalu Piosenki Aktorskiej. W latach 2008 – 2014 była aktorką Teatru im. Juliusza Osterwy w Gorzowie Wielkopolskim. Ważniejsze role to: Mary Smith („Mayday", reż. Grzegorz Chrapkiewicz), Agata („Miki Mister DJ", reż. Jan Peszek), Julia („Romeo i Julia", reż. Cezary Domagała), Calineczka („Calineczka", reż. Andrzej Ozga). Od 2014 w zespole Teatru Polskiego w Szczecinie. Współpracuje także z Teatrem Kameralnym.



Małgorzata Klimczak
Dziennik Teatralny Szczecin
9 lutego 2024