Kościuszko jest kobietą

211 kilometrów od Łodzi został zrealizowany świetny spektakl, którego idea powstała w Teatrze Nowym

Po premierze widownia oklaskiwała reżysera Remigiusza Brzyka, dramaturga Tomasza Śpiewaka i scenografkę Justynę Łagowską - znanych łódzkiej widowni ze świetnej "Brygady szlifierza Karhana". Kłaniali się Izabela Chlewińska, którą w zeszłym sezonie mogliśmy oglądać na deskach Teatru Nowego, i Andrzej Mrozek, znany aktor, absolwent łódzkiej Filmówki.

Spektakl „Berek Joselewicz” powstał w oparciu o tekst Zenona Parviego „1794” i „ Berka Joselewicza” Jakuba Waksmana. Pierwszy to dramat w języku polskim napisany 100 lat po insurekcji kościuszkowskiej. Drugi tekst, na którym opierał się Śpiewak, jest dramatem historycznym z przyśpiewkami inspirowanym dramatem Parviego. Widowisko muzyczne wystawiane przed I wojną światową w języku jidysz cieszyło się w Łodzi ogromną popularnością.

Kiedy Brzyk i Śpiewak przenieśli przygotowania widowiska wskrzeszającego mit polski wielokulturowej do Wrocławia, Tomasz Śpiewak - dzięki Marii Janion - natknął się na Berka Joselewicza. Żydowski pułkownik w 1794 r. w kilkanaście dni zwerbował pułk żołnierzy spośród swoich współwyznawców. U boku Kościuszki walczyli o wolność Polski. Śpiewaka najbardziej fascynuje w Berku Joselewiczu jego nieistnienie w pamięci Polaków. W świadomości wielu Polaków Żyd to ten zły, przypisywanie mu zasług nie wchodzi w grę... Kościuszko w XVIII w. był bardziej tolerancyjny i wielokulturowy niż większość Polaków w XXI w.

Scena Kameralna Teatru Polskiego we Wrocławiu znajduje się rzut kamieniem od rynku Starego Miasta. Wchodząc z ul. Świdnickiej w bramę prowadzącą do teatru, trzeba przejść koło wystawy z plakatami. Można na nich zobaczyć zdjęcia tabliczek z tą samą nazwą ulic, ale z kilku różnych miast Polski: Warszawy czy Krakowa. Na jednym z nich jest też Łódź i zaśnieżone Stare Bałuty. Ulice Berka Joselewicza to jedne z nielicznych pamiątek po żydowskim pułkowniku w Polsce. Ale to niejedyny łódzki akcent podczas wrocławskiej premiery. W prawie 100-stronicowym programie do spektaklu zamieszczone jest zdjęcie łódzkiego pomnika Tadeusza Kościuszki. Są też recenzje po łódzkich premierach na podstawie tekstów Zenona Parviego i Jakuba Waksmana.

Widownię wchodzącą do sali wita Andrzej Mrozek, aktor Teatru Polskiego, przemawiający z monitora ustawionego na scenie. Opowiada anegdoty o scenie przy ul. Świdnickiej i ludziach z nich związanych. Pozornie nieistotne opowieści, jak zdarzenie z 1968 r., kiedy Aronowicz, gospodarz teatru, przed wyjazdem do Izraela został poddany rewizji. Celnicy podarli mu pościel, wyrzucając pierze przez okno.

Kiedy gaśnie światło, Mrozek jako pierwszy wychodzi na scenę już jako Amster. Siada na jednym z krzeseł i zaczyna kręcić kołem historii - mapą, na której narysowano trasę walk Kościuszki. Jest zaznaczone miejsce narodzin i klęski wodza. Ten prosty gest sygnalizuje widzom, że czeka ich spektakl, w którym teraźniejszość będzie mieszać się z przyszłością.

Półtoragodzinne widowisko Brzyka to wulkan reżyserskich pomysłów. Niemal każda scena zaskakuje wyśmienitym rozwiązaniem. Akcja spektaklu poprzeplatana jest komentarzami opartymi na materiałach archiwalnych. Tyle tego, że można się pogubić w nawałnicy informacji serwowanej przez realizatorów.

Postacie w przedstawieniu są niczym duchy i widma, które wiedzą dużo więcej niż powinny. Adam Poniński (Michał Mrozek) usiłuje rozliczyć się z historią, powołując się na współczesną dokumentację. Kiedy Wojciech Ziemiański wchodzi na scenę z obrazem Matejki "Rejtan" drwiącym tonem mówiąc: "Ten obraz opowiada o wydarzeniach z zeszłego roku, ale powstanie za 72 lata", trudno nie wybuchnąć śmiechem. Za uprowadzoną żydówką Ruchlą (niezwykła rola Alicji Kwiatkowskiej) unoszą się białe piórka - jak z rozdartej kołdry z przed-spektaklowych wspominek Mrozka. Młoda żydówka przemawia niczym medium z zaświatów. Kiedy wiedziona opętaniem zaczyna pisać na ścianie tekst, nikt nie ma wątpliwości, że to jidysz. Zaskoczenie widzów, kiedy na scenie pojawia się lustro, jest ogromne. Zmęczony i zniecierpliwiony Berek Joselewicz (świetna rola Wiesława Cichego) wyrzuca z siebie zdania niby od niechcenia. Gdy na szkielecie konia ("kościstym koniu Kościuszki") wjeżdża na scenę przywódca insurekcji (Halina Rasiakówna), wszyscy milkną. To wódz na obcasach - "Matka Narodku" z wyeksponowanym biustem. Kościuszko Brzyka zaskakuje i zachwyca. Tak samo, jak walczących w 1794 r. oczarowywały rozsiewane przez Kościuszkę pogłoski o jego nieśmiertelności. Wódz spokojnym głosem przypomina zgromadzonym o żydach mieszkających tuż obok. Mimowie z Wrocławskiej Pantomimy grają oddział Berka. Przypominają ninja - wojowników gotowych do walki w imię słusznej idei. W podobnym klimacie ukazana jest scena klęski pod Maciejowicami, jak w filmach Tarantino, gdzie śmierć bohaterów rozciągnięta jest w nieskończoność.

Postacie są momentami groteskowe i przejaskrawione. "Berek Joselewicz" to zgrane muzycznie i ruchowo przedstawienie, które ma w sobie humor godny żydowskich widowisk. Żołnierze ubrani są w mundury z reprodukcją Panoramy Racławickiej (scenografię i kostiumy przygotowała Justyna Łagowska). Spektakl rozgrywa się na pochyłej scenie, na ścianach widowni są wyświetlane napisy w jidysz. Kilka scen przerywa archiwalne nagranie z otwarcia sceny żydowskiej sprzed 60 lat. W widowisku wykorzystane są cytaty z odezw Kościuszki i Joselewicza.

Śpiewak nie pierwszy raz wykorzystuje w spektaklu dramaty jako szkielet utworu scenicznego. Dramaturg dotarł do wielu źródeł, dzięki czemu wrocławska widownia może oglądać genialny spektakl. "Berek Joselewicz" nie jest wykładem o moralności. To rzecz dla wymagającego widza, naszpikowana symbolami i zaskakującą interpretacją historii, zasługująca na najwyższe uznanie. Wystarczy dać się uwieść przez wyśmienity duet Brzyk-Śpiewak, by wyjść z teatru urzeczonym.

Na pamiątkę zabrałam ze sobą piórko. Ani Ruchli, ani Aronowicza. Piórko brygady, która jeszcze niedawno pracowała w Łodzi. Po "Brygadzie..." widzowie w Łodzi brali na pamiątkę rozsypane na podłodze śrubki.



Joanna Rybus
Gazeta Wyborcza Łódź
23 lutego 2010
Spektakle
Berek Joselewicz