Kosmiczna bajka

Opera Bałtycka przygotowała premierę baletową "Snu nocy letniej" Felixa Mendelssohna-Bartholdy'ego, inspirowany sztuką Williama Szekspira. Kolorowy, umieszczony w przestrzeni kosmicznej spektakl okazuje się zbiorem zgrabnych, przyjemnych w odbiorze scen tanecznych, wiernie podążających za fabułą Szekspira, ale bez ambicji, by nadać jej autorską interpretację.

Spektakl Opery Bałtyckiej zaczyna się bardzo efektownie. Akcję spektaklu umieszczono w przestrzeni kosmicznej, gdzieś w układzie słonecznym, którego poszczególne planety obserwujemy na półprzezroczystej kurtynie z przodu sceny (animacje przygotował Mateusz Kozłowski). Podczas Uwertury do "Snu nocy letniej" Felixa Mendelssohna-Bartholdy'ego poznajemy wszystkich bohaterów spektaklu, a za nimi olbrzymi księżyc, obecny niemal od początku do końca spektaklu.

Reżyser i choreograf "Snu nocy letniej" Gray Veredon zadbał o dynamikę scen, więc wszystko dzieje się błyskawicznie. W krótkich, uteatralizowanych fragmentach stanowiących właściwie zamknięte całości, podziwiamy wróżki i elfy, czwórkę kochanków (Hermię, Helenę, Dymitriusza i Lizandra) oraz Tytanię i Oberona. Obraz dopełniają rzemieślnicy, którzy usiłują wystawić przedstawienie, osobliwa postać Bratka i Puk - postać ze świata Tytanii i Oberona, ale ingerująca w losy kochanków i rzemieślników.

Akcja prowadzona jest z perspektywy posągowego, sztywnego wręcz w wykonaniu Giovanniego Chaveza Madrida Oberona i jego żony Tytanii (tę partię podczas premiery tańczyła nowa solistka Opery - Mayu Takata). Ich kłótnia sprowokuje Puka, by zaproponować swojemu panu ukaranie krnąbrnej żony za pomocą magicznego pyłu. Radosny, psotny Puk w "lesie" spotka czwórkę kochanków oraz rzemieślników. Nie ma co liczyć na niuanse wywiedzione ze sztuki Szekspira. Nie dowiemy się więc o powodach kłótni królewskiej pary czy o przyczynach dylematów miłosnych Hermii, która stanowczo opędza się od dwóch adoratorów. Również cały antyczny kontekst sztuki w zaproponowanej przez Veredona wersji jest całkowicie zbyteczny, więc zrezygnowano z postaci Tezeusza i Hipolity.

Dzięki temu balet nabiera charakteru familijnego. Każdy z fragmentów spektaklu zbudowano z oczywistych, infantylnych wręcz skojarzeń, więc widzowie w różnym wieku bez trudu go zrozumieją. Taniec klasyczny zapewniają nam efektowne, choć wymagające jeszcze dopracowania układy zbiorowe wróżek i elfów. Silnie uteatralizowane, dowcipne etiudy taneczne są udziałem czwórki kochanków, a Tytania i Oberon mają okazję zaprezentować swój kunszt w pas de deux pod koniec przedstawienia. Satyryczny wydźwięk mają sceny z rzemieślnikami, włącznie z ich dowcipnym, bardzo dopracowanym finałowym przedstawieniem.

Gdański "Sen nocy letniej" sygnalizuje zmianę warty w zespole Baletu. Mayu Takata jest bardzo utalentowaną tancerką, ukazującą swoje nieprzeciętne możliwości szczególnie w finałowym duecie Tytanii z Oberonem. Takatę wyróżnia świeżość i lekkość, których w "Śnie..." brakuje Marii Kielan-Yoshimoto, tańczącej partię Hermii. Od perfekcyjnych technicznie Marii Kielan i Gento Yoshimoto w roli Lizandra (mającego wyraźne problemy podczas podnoszeń) dużo lepsze wrażenie robi druga para kochanków: Helena Gwenllian Davies i Demetriusz w wykonaniu Ruadhriego Maguire. Oberon tańczony przez Giovanniego Chaveza Madrida pozbawiony jest wyrazu, choć udanie partneruje Mayu Takacie.

Teatralnie najkorzystniej prezentuje się Gwenllian Davies - najbardziej ekspresyjna, dowcipna w ruchu, wyrazista w gestach. Jednak tanecznie podczas premiery przyćmiła wszystkich Sayaka Haruna-Kondracka, czyli sceniczny Puk. Mająca wiele swobody tancerka manifestuje żywiołowość i energię, w ruchu jest płynna i bardzo ekspresyjna.

Niestety, tancerzom przeszkadzają stworzone z pleksi drzewa, pojawiające się na scenie w momentach leśnych perypetii kochanków. Dużo lepiej funkcjonują rozwiązania scenograficzne, zaproponowane przez Katarzynę Zawistowską podczas sceny weselnej, czy przedstawienia rzemieślników. Efektowne kostiumy (zwłaszcza dla wróżek i pary królewskiej) przygotowała Zuzanna Markiewicz.

Orkiestra Opery Bałtyckiej pod batutą Anny Duczmal-Mróz jest dla tancerzy dużym wsparciem. Szczególnie w drugim akcie zachwyca głębokim brzemieniem, gdy możemy wysłuchać także solowych popisów (świetna sekcja klarnetów). Najsłynniejszy fragment "Snu nocy letniej" - Marsz Weselny - również wypada bardzo okazale.

Interesującym pomysłem jest wykonanie dwóch pieśni ("Ye spotted snakes" i "Through this house give glimmering light") z udziałem solistek (Marii Malinowskiej i Karoliny Sołomin) i bardzo dobrze dysponowanego Chóru żeńskiego Opery Bałtyckiej. Szkoda, że reżyser nie miał pomysłu, jak udanie wkomponować chór i solistki w spektakl, umieszczając ich po bokach sceny (z niezrozumiałych względów chór pozostał tam również w czasie owacji).

Spektakl Opery Bałtyckiej trafi do przekonania tym, którzy oczekują prościutkiego, przyjemnego widowiska. Jest on zgrabnie poprowadzony od początku do końca, z ukłonem wobec byłych tancerzy Opery Bałtyckiej, występujących w roli rzemieślników. Zawiedziony będzie jednak ten, kto liczy na coś więcej niż ładne obrazki. Bardzo bezpieczna inscenizacja Graya Veredona nie podejmuje jakiejkolwiek próby interpretacji dzieła Szekspira, ani nie urzeka wyjątkowymi popisami tanecznymi. To dzieło lekkie, łatwe i przyjemne w formie i treści.



Łukasz Rudziński
Trójmiasto.pl
2 marca 2020
Spektakle
Sen nocy letniej
Portrety
Gray Veredon