Kosmiczna stagnacja

Świat utknął w martwym punkcie. "Nic w niczym ugrzęzło i kręci się w kółko, zbawczego oczekując jutra". Taką diagnozę postawił 85 lat temu Roman Jaworski - i taka jest diagnoza Jana Klaty.

W powieści Jaworskiego, znanej wąskiemu kręgowi polonistów, Klata odnalazł bliskie sobie myśli. Ugrzęźnięcie w martwym punkcie historii, w pętli czasu, w którym można jedynie powtarzać gesty i role, zmagać się z fantazmatami - znamy to choćby z "Trylogii". A także z wałbrzyskiej ".,. córki Fizdejki", warszawskich "Szewców", gdańskiego "H". W "Weselu hrabiego Orgaza" owo utknięcie w martwym punkcie widzimy już w prologu. Na górnym foyer bokserski ring, na którym toczy się pojedynek Prochrysta (Bolesław Brzozowski) i Antychrysta (Błażej Peszek). Efektowne starcie wrestlingowe, w maskach i obcisłych kostiumach (złotych i srebrnych), wyglądające jak walka na śmierć i życie - ale jawnie sfingowane. I nierozstrzygnięte. W przerwie i po spektaklu widzimy Prochrysta i Antychrysta stojących w rogach ringu. Pojedynek najważniejszych sił duchowych też utknął w martwym punkcie. 

Na scenie - scena. Klata pokazuje kolejne starcie - miliarderów Yetmeyera (Krzysztof Globisz) i Havemeyera (Roman Gancarczyk) - jako teatrzyk, dość tandetny. W ruchu są kurtyny i zjeżdżające z góry kraty, czarno-biala podłoga sceny obramowana jest rampą, dookoła okna scenicznego biegną kolorowe lampki. Jest i konferansjer - Don Jacinto (Zbigniew W. Kaleta). Aktorzy tego teatrzyku również wyglądają tandetnie - skomponowani są z podejrzanych, mocno używanych elementów. Donna Ewarysta (Ewa Kaim) występuje jako tancerka flamenco, Rita Hayworth (zdejmująca rękawiczkę) do sceny łóżkowej (z Havemeyerem) zakłada kreację z kołdry i poduszki. Amerykanin Yetmeyer pojawia się jako karykaturalny kowboj, kolekcjoner sztuki Havemeyer -jako dżentelmen w nienagannym fraku. Baletmistrz Podrygałow (Juliusz Chrząstowski) nosi kostium Wacława Niżyńskiego z "Szecherezady" Baletów Rosyjskich. Bramin Onczidaradhe (Jacek Romanowski) i Chińczyk A-to-tso (Tadeusz Huk) odziani są w szaty prosto z orientalnych stereotypów (i orientalnych sklepików). Każda decyzja scenografia komunikuje owo wyczerpanie, produkujące jedynie fantomy i kopie.

Ratunkiem dla cywilizacji, która "wiąże życie w obrazach", a której głównym przedstawicielem jest kolekcjoner Havemeyer, ma być akcja Yetmeyera, pragnącego poprzez "uruchomienie obrazów w życiu" przełamać stagnację. W tym celu Yetmeyer przyjeżdża do Toledo, by założyć w gospodzie, gdzie Cervantes pisał "Don Kichota", Dancing Przedśmiertny, w którym zatańczą Podrygałow i Donna Ewarysta, potomkini El Greca. A Havemeyer ma odegrać rolę hrabiego Orgaza ze sławnego obrazu - wstąpić w obraz i złożyć siebie w ofierze.

Sprawa jest, jak widać, poważna - chodzi o los naszej cywilizacji. Nie można mieć też wątpliwości, że diagnoza wariackiej powieści Jaworskiego nie straciła aktualności. Tyle że Klata dal się tej powieści uwieść, a energia jego spektakli rodziła się z ostrej dyskusji z autorem. Z niezgody na poetykę oryginału, ze zderzenia z innym światem wyobraźni, z przeniesienia we współczesność. Tym razem Klata jakby wyhamował, pokazał nam swoje literackie znalezisko i na tym poprzestał. Znalezisko jest, owszem, intrygujące, spektakl efektowny i dowcipny - świetna jest np. cała sekwencja baletowa - "Święto wiosny" Strawińskiego, przyrządzone przez Maćka Prusaka z wszystkich chyba zachowanych fragmentów Baletów Rosyjskich, a Juliusz Chrząstowski tworzy najlepszą kreację aktorską w spektaklu. Ale mimo wysiłku całej ekipy pozostajemy jedynie z ową diagnozą kosmicznej stagnacji.



Joanna Targoń
Gazeta Wyborcza Kraków
17 czerwca 2010