Koszmar aresztu we własnym domu

Czy areszt domowy to faktycznie łagodna forma zniewolenia? Bohater spektaklu "Dwóch w twoim domu" Uładzimir Niaklajeu nie ma wątpliwości, że wolałby więzienie. Premiera spektaklu odbyła się w niedzielę 24 sierpnia na Scenie Kameralnej Teatru Wybrzeże

Spektakl Teatru Wybrzeże oparty jest na faktach. Kandydat na prezydenta Białorusi w dniu wyborów został pobity do nieprzytomności, a potem uprowadzony. Okazało się, że przetrzymuje go białoruskie KGB pod zarzutem organizacji masowych rozruchów. Na wyrok w swojej sprawie przez cztery miesiące oczekiwał w swoim domu, w którym przez całą dobę pilnowało go dwóch funkcjonariuszy KGB. Ten właśnie fragment jego biografii posłużył autorce tekstu Jelenie Grieminie za kanwę dramatu "Dwóch w twoim domu", ukazującego życie Niaklajeu i jego małżonki z dwoma obcymi mężczyznami w niewielkim, dwupokojowym mieszkaniu.

Rozkład całego mieszkania widzimy dzięki scenografii Katarzyny Stochalskiej - za pomocą szerokich białych linii kreśli na scenie plan mieszkania. Dzięki pojedynczym rekwizytom (łóżko, stos książek i telefon, stolik ze szklankami i czajnikiem czy dół kabiny prysznicowej) bez trudu rozpoznamy sypialnię, gabinet, kuchnię czy łazienkę państwa Niaklajeu. Aktorzy przez większość spektaklu poruszają się po scenie zgodnie z rozkładem mieszkania, przechodząc między pokojami przez miejsce, gdzie na planie znajdują się "drzwi".

Dramat podzielony został na 12 części. W przedstawieniu wyreżyserowanym przez Rudolfa Zioło ich tytuły wyświetlone są na zamykających scenografię, spuszczonych z góry rolkach papieru (zapisanych tekstem sztuki Grieminy). Niektóre z nich "zapowiedziane są" dodatkowo głosem z offu. Spektakl rozgrywa się niemal bez tempa - w ciszy, zawieszeniu, często w bezruchu obserwujemy prawdziwy festiwal póz, gestów i min. Cechują w tym szczególnie Olga Niaklajeu i obaj funkcjonariusze KGB, którzy początkowo starają się wprowadzić terror w domu Uładzimira i Olgi, z czasem wolą jednak nie wchodzić z nimi w konflikty.

Uładzimir grany przez Grzegorza Gzyla jest wycofany, podporządkowany, przesadnie układny, jednak pozostaje niezłomny w sprzeciwie wobec otaczającej go rzeczywistości, czego wyraz daje w przejmującym finałowym monologu przed sądem. Jego żona to prawdziwy wulkan emocji, z którego erupcjami co raz mierzyć się muszą kagiebiści. Niestety, Magdalena Boć z nieznośną manierą, bardzo sztucznie gra sfrustrowaną żonę. Stara się wydobyć tragizm położenia małżeństwa Niaklajeu w sytuacji braku intymności we własnym domu, jednak robi to w sposób bardzo przerysowany, wręcz groteskowo. Aktorka dała swojej bohaterce naturę choleryczki i frustratki, będącej zarazem ciepłą i kochającą żoną. Pierwszy (Jakub Mróz) przybiera manifestacyjnie wyzywającą pozę ni to dresiarza, ni to funkcjonariusza-służbisty, Drugi (Piotr Łukawski) jest spokojniejszy, bardziej ugodowy, jednak potrafi być równie bezwzględny jak młodszy kolega.

Z aktorskiego kwartetu ciekawie prezentują się wszyscy panowie. Konsekwentnie i precyzyjnie swoją rolę prowadzi Grzegorz Gzyl. Pierwszy Jakuba Mroza nie jest może bohaterem specjalnie oryginalnym, ale wiarygodnym i z "własną historią", opowiedzianą gdzieś na marginesie historii rodziny Niaklajeu, zaś Drugi Piotra Łukawskiego to chyba najciekawsza rola tego aktora w Teatrze Wybrzeże - widać, że jego bohater najchętniej zaprzyjaźniłby się z aresztowanym i jego małżonką, ale tylko po to, by ułatwić sobie pracę i poprawić trudną do zniesienia atmosferę w domu.

Rudolf Zioło postanowił oddać charakter aresztu domowego niemal jeden do jednego. Mieszkanie pod jednym dachem staje się dla całej czwórki bohaterów prawdziwym piekłem. Widzowie stają się na swój sposób zakładnikami domu rodziny Niaklajeu - obserwując z bliska każdy gest, każdą miną, widząc szereg zwyczajnych czynności, które przez obecność obcych ludzi w mieszkaniu stają się własną karykaturą. Reżyser buduje gęstą, napiętą atmosferę i zanurza w niej bohaterów. Co jakiś czas stara się nieco ożywić spektakl - świetnie udaje się to w przypadku jedynej dynamicznej sceny poświęconej desce klozetowej, fatalnie zaś wypada w przypadku niby tańca podczas "Białoruskiego bluesa". Zupełnie niepotrzebnie też, łamiąc i tak nierespektowane przez Ziołę zasady iluzji scenicznej, przedostatnia scena "opowiedziana" jest przez aktorów zwróconych do publiczności.

Przedstawienie jest wymagające, dość monotonne i prowadzone w sennym rytmie. W trakcie 80 minut spektaklu staje się po prostu nużące, ale dzięki trafionej w punkt scenografii i przejrzyście prowadzonym rolom pozostaje bardzo czytelne. Areszt domowy jest karą dla wszystkich znajdujących się w mieszkaniu. Bez względu na to, kto został osadzony.



Łukasz Rudziński
www.trojmiasto.pl
26 sierpnia 2014