Koszmarny spektakl

Niby uczestniczę w ważnych wydarzeniach, zarówno medialnych, jak i artystycznych. Na miarę pandemii, siedząc w domu przy telewizorze, komputerze, odbiorniku radiowym. Atrakcją jest wyjazd po zakupy, spotkanie z kolegami w dużej sali Krakowskiej Akademii im. Andrzeja Frycza Modrzewskiego z zachowaniem stosownych odległości, z zamaskowanymi twarzami. Broń Boże kawa gdzieś tam, bo niby gdzie?, skoro wszystko jest zamknięte. To jest przerażające i nie tylko ja mam tego serdecznie dosyć.

A nadziei żadnej, wręcz przeciwnie: ktoś przywlókł do Polski angielskiego mutanta covidowego wirusa, co to rozmnaża się znacznie szybciej i ogólnie jest jak pershing, ale polega to tylko na zasięgu, bo podobno nie jest silniejszy w działaniu. Chociaż umrzeć też można! A Boris Johnson powiedział, że z badań brytyjskich naukowców wynika, że śmiertelność przynosi znacznie większą. Bo wprawdzie mocarzem nie jest, jednak uderza gęsto. I atakuje wszystkie narządy. Czy szczepionki na niego działają? Podobno tak, ale nikt na to pytanie nie odpowie jednoznacznie, tak jak na szereg innych pytań. Dlatego mnożą się kłamstwa. Niedopowiedzenia. Uniki. Premier (dzisiaj już rzadko bywa na briefingach), pełnomocnik rządu ds. Narodowego Programu Szczepień przeciw SARS-CoV-2, minister zdrowia, paru wiceministrów prześcigają się w nonsensownych zapewnieniach podczas konferencji prasowych, a ostatnio coraz częściej sobie zaprzeczają (co innego np. mówi Niedzielski w Sejmie, co innego Dworczyk dziennikarzom).

Ja wiem, że NARODOWE szczepienia wszystkich Polaków przy braku odpowiedniej ilości szczepionek to arcytrudne, wręcz surrealistyczne przedsięwzięcie. Wiem, że każdy rodak ma inny pomysł jak to rozwiązać. Ale wiem też, że to co organizacyjnie zrobiono w pierwszym dniu rejestracji seniorów (70+) woła o pomstę do nieba. Te głuche telefony. Te strony internetowe, abrakadabra dla wielu starszych. Te nocno-poranne kolejki niedołężnych na ogół ludzi przed punktami szczepień, aby dowiedzieć się, że nie ma już wolnych terminów. To wszystko jest nie do zapomnienia. Dla mnie, człowieka teatru, w wielu wypadkach rówieśnika tych oczekujących z nadzieją na rejestrację, taki obraz dodatkowo pobudza wyobraźnię, staje się upiorną sceną z jakiegoś koszmarnego spektaklu.

A'propos teatru. Każdy mądry szef wie, że reklamuje się przedstawienie, kiedy nie dopisują widzowie. Przy nadkompletach wstrzymuje się promocję. Włączam telewizor i słyszę: „Szczepcie się! Dla siebie i dla innych!". Zmieniam kanał, i: „Zawiodły dostawy szczepionek. Nie ma już wolnych terminów. Apelujemy o zrozumienie i cierpliwość!". Ktoś zwariował! Albo kompletnie się pogubił! Przecież, aby osiągnąć odporność stadną wydaliśmy dużo pieniędzy na promocję. Podziałało! Ale wygląda na to, że reklamodawcy nie wierzyli w sukces i sami zostali nim zaskoczeni. Zdumiewające: robić coś nie wierząc w efekt własnych działań! To naprawdę bardzo zły teatr, a oglądacz tego medialnego widowiska niczego gorszego nie doświadczy.

Skoro z władzą jest tak słabo, zajrzyjmy do opozycji. Wczoraj (Fakty po Faktach TVN, 22 bm.) Piotr Kraśko rozmawiał z Borysem Budką. Rany Boskie! Cóż za bzdury wygadywał pan przewodniczący! Krytyka – tak, to zawsze wychodzi. Ale sformułować coś konkretnego? Na przykład odpowiedzieć na pytania o program PO, o pragnienia, marzenia, jednym słowem o to, co powiedziałby Polakom, gdyby dzisiaj przyszło mu rządzić naszym Krajem. No i co? Kompromitacja! Żadnego konkretu, za to treści banalne, pełno oczywistości i komunałów, jakich nie słyszałem od dawna. Oni nie mają żadnego pomysłu na Polskę! NIESTETY!!! A na koniec pan Budka skonstatował, że wierzy w kobiety i to one powinny wymyśleć i napisać ustawę aborcyjną dla siebie, a posłowie będą musieli ją zaakceptować i zatwierdzić. Coś w tym sensie. Kraśko nieśmiało zwrócił uwagę, że w innych krajach bywa na odwrót, bo za stanowienie prawa naród płaci posłom. Ale szkoda słów! I niech mi ktoś podpowie jakie artystyczne widowisko przebije taki „szoł" medialny. I jeszcze posłanka Mucha po 18 latach odchodzi z Platformy, mówią, że to polityczna waga ciężka. Chociaż myślę, że raczej waga musza. Cóż, znikąd pocieszenia.

Ostatnio był prawdziwy wysyp premierowych spektakli bez udziału publiczności: „Cud mniemany, czyli Krakowiacy i Górale", Agamemnon (Rodrigo Garcii) w Słowaku, „Jeńczyna" w Starym. Oglądałem je na platformach internetowych w wersji live i online. Przyrzekłem sobie, że nie będę pisał recenzji, zwłaszcza z mojego byłego teatru i z teatru Ani. Ale palce swędzą, oj swędzą! Chciałoby się krytycznie uderzyć w klawiaturę. Chociaż w gruncie rzeczy to nie jest takie ważne co mi się podobało, a co nie. Ten sposób prezentacji przedstawienia teatralnego jest dla mnie wyjątkowo męczący. Jak można ocenić spektakl, który wyraźnie potrzebuje reakcji publiczności, a z wiadomych powodów został jej pozbawiony. To ona powinna zdecydować, czy np. nowoczesna wersja Bogusławskiego w reżyserii Cezarego Tomaszewskiego ma jakikolwiek sens. Pandemia spowodowała, że jesteśmy kompletnie bezradni w ocenach, a z małego ekranu najczęściej wieje nudą. Cóż, pozbawione żywej publiczności teatry nie stały się automatycznie kinami, a reżyserzy teatralni nie nauczyli się uprawiać sztuki filmowej. Dlatego pokazy (projekcja internetowa) spektakli są z jednej bajki, a ich przygotowanie i zamysł inscenizacyjny zdecydowanie z innej.

Teraz trochę katastrofizmu. Teatry są pozamykane. Streamingi czy pokazy online niewiele dają dla podtrzymania potencji twórczej aktorów, reżyserów, kierowników artystycznych i literackich, ale też możliwości organizacyjnych tkwiących w zespołach pomocniczych, technicznych, administracyjnych, wśród pracowników sceny i zascenia. Kondycja naszych scen (nie tylko ekonomiczna) staje się coraz bardziej opłakana. Myślę o czymś co można określić duchowością, coś co jest sferą mentalną, a w medycynie (jeśli szwankuje) nazywane bywa depresją. Czy można teatrom i zespołom jakoś pomóc? Pewnie tak, gdyby się prawdziwie chciało. Ale podnoszą się głosy, że się nie chce i żadne kolejne tarcze nas nie obejmą. Dlaczego? Ano z prostej przyczyny. Artyści, ludzie sztuki, to jedyna grupa społeczna (i zawodowa) z którą rządzący nie bardzo wiedzą jak sobie poradzić. Której się boją. I w gruncie rzeczy spustoszenia jakie powoduje koronawirus są w tym wypadku na rękę rządzącym. Może jak się skończy pandemia, teatry (przynajmniej te istotne) znikną, aktorzy przestaną być aktorami i nawet nie będą usiłowali być sumieniem narodu, koryfeuszami społeczeństwa. I spokój!

Trochę optymizmu na deser. We Wrocławiu zespół lekarzy usunął 14 letniej dziewczynce guz mózgu znajdujący się w lewej półkuli, blisko ośrodka mowy. Z sukcesem! Mimo pandemii! To bardzo krzepiąca wiadomość, bo gdzieś usłyszałem, że jak już nas ukoronowane wirusy na dobre opuszczą, to wówczas okaże się w jak zastraszającym stanie znajduje się nasza medycyna. Bo paradoksalnie pandemia jakoś to wszystko scala, ale gdy tego katalizatora zabraknie... A tu proszę! Wybitni lekarze nie tak łatwo zapominają swojej sztuki i nadal są i będą skłonni podejmować ryzykowne działania.

„Tytus, Romek i A'Tomek", najsłynniejszy polski komiks epoki jeszcze komunistycznej i jego twórca, Henryk Jerzy Chmielewski, wybitny rysownik, ale nie tylko, bo i uczestnik Powstania Warszawskiego, grafik, publicysta. Z przekonania prawicowiec, ale tego typu sympatie nie mają żadnego znaczenia w przypadku znakomitego artysty. Autor rozstał się z dziełem swojego życia bezpowrotnie. Dzieło z nami pozostanie, on odszedł na zawsze. Miał 97 lat. „Papcio Chmiel" uczył mnie, dziesięciolatka (i nie tylko mnie), świata specyficznego: kreski, koloru, dowcipu, wyobraźni. Jego świat nie był w tamtych, komunistycznych latach oczywisty. Dopiero znacznie później zetknąłem się z międzynarodową sztuką komiksu i zorientowałem się jak wielkie ma ona znaczenie we współczesnej plastyce.

A „Osiecka"? Serial już się kończy. Oglądam dziesiąty odcinek, pozostały jeszcze trzy. Agnieszka poznaje jednego z ostatnich mężczyzn swego życia, Zbyszka (po nim byli Michał Kott, syn Jana oraz André Ochodlo). Zbigniew Mentzel, bo o nim mowa, był wówczas publicystą i dziennikarzem Polityki, w której pracował również partner Osieckiej i ojciec Agaty, Daniel Passent. Później drukował swoje teksty w wielu innych czasopismach, a na przełomie wieków również w ważnym dla polskiej inteligencji Tygodniku Powszechnym, który nie tak dawno abp Jędraszewski pozbawił historycznej siedziby przy ul. Wiślnej w Krakowie, dokąd wprowadził redakcję kardynał Sapieha w 1945 roku. Mówię o tym, żeby uświadomić jak wszystko się ze sobą wiąże, domyka i jakie ma konotacje! No i co? Jak ogląda się serial? Lepiej? Gorzej?

Chyba lepiej. Ale przecież nigdy nie byłem nadmiernie krytyczny w jego ocenie. Serial dojrzał (co zrozumiałe, bo bohaterowie się starzeją), jakby nieco zmieniła się konwencja: stał się dramatem psychologicznym. Wielu wykonawców już znamy, inni wyraźnie nam się przedstawiają. Aktorstwo jest najwyższej próby. I dotyczy to wszystkich: Popławskiej, Pakulnis, Frycza, Koniecznej (Bakuła), Żurawskiego (Daniel), Włosoka (Zbyszek). Ale na koniec chciałbym poruszyć inny temat. Ku pokrzepieniu serc! Szlachetność, inteligencja, konkret, ironia, dystans, delikatna nutka poczucia humoru... Wszystko w odpowiednich, przemyślanych proporcjach i oto mamy Cypriana Kamila Norwida. Liryka. Podczas ostatniego Salonu Poezji Online jego poezje wg scenariusza Bronisława Maja czytali Jerzy Trela, Anna Radwan, Łukasz Szczepanowski. A Mariola Cieniawa grała Chopina... Jak oni czytali! Jak ona grała! Co za ulga! Po tym koszmarze ostatnich tygodni nareszcie oddech czegoś pięknego, prawdziwego i mądrego.

styczeń, 2021



Krzysztof Orzechowski
Dziennik Teatralny
30 stycznia 2021