Królowie życia w świecie bez tabu

"Totalnie szczęśliwi" odebrani mogą być dwojako. Radykałowie powiedzą, że na deskach "Jaracza" nie widzą miejsca dla takich produkcji. Umiarkowani cieszyć się będą rozrywką na dobrym poziomie.

Modnie ubrani, atrakcyjni, żyjący pełną piersią, szczęśliwi - tacy są na pierwszy rzut oka królowie życia, Andreas i Elizabeth.

On (Kamil Maćkowiak) jest przebojowym i bezkompromisowym pisarzem zbierającym materiał do najnowszej książki, o której już wie, że stanie się bestsellerem. Ona (Ewa Audykowska-Wiśniewska) przygotowuje się do zagrania roli Szekspirowskiej Julii. Jego męskiemu urokowi nie może oprzeć się żadna kobieta. Zmysłowy dźwięk jej głosu sprawia, iż kolejni mężczyźni doznają ekstazy (świadcząc usługi seksualne przez telefon Elizabeth spłaca kredyt i uważa, że taka forma relacji damsko-męskich jest najlepsza).

Powodowani dotychczasowymi życiowymi niepowodzeniami i silnymi kompleksami oboje ukrywają o prawdę o sobie. Tyle, że maski, które sprawdzają się w oficjalnych kontaktach międzyludzkich Andreas i Elizabeth będą musiały opaść, gdy relacje między tymi dwojgiem przestaną być czysto sąsiedzkie. Czy będą potrafili odrzucić je ostatecznie?

Dużą wartością "Totalnie szczęśliwych", farsowo lekkiej sztuki austriackiej pisarki Silke Hassler, jest zmieniająca się raz po raz optyka. Wykorzystuje to reżyser Jacek Filipiak, który dzięki owym zmianom pozwala z jednej strony widzieć Adreasa i Elizabeth jako ludzi totalnie przegranych, których marzenia i niespełnione ambicje czynią nieszczęśliwymi. Pragnienie bliskość drugiej osoby zastępuje Elizabeth fototapeta i program imitujący czarujący głos mężczyzny. Na Andreasa, z którym mieszka na tym samym piętrze, nigdy nie zwróciła uwagi. On zaś, zamiast po prostu zaprosić Elizabeth do kawiarni, decyduje się wtargnąć do jej mieszkania w poszukiwaniu prezerwatyw i by później uwiarygodnić swoją mała mistyfikację, włącza głośno film erotyczny. Dziwne? Elizabeth, od której mężczyźni dotąd uciekali, nazwie te z pozoru infantylne zabiegi romantyzmem. Niebezpodstawnie, jeśli zwrócić uwagę na trud jaki w nie włożył. Takie odwrócenie wartości staje się chlebem powszednim w świecie bez tabu.

Przyznać trzeba, że o wielkich kreacjach aktorskich w sztuce Hassler mowy być nie może. Andreas w wykonaniu Kamila Maćkowiaka to rozedrgany, jąkający się, choć stale uśmiechnięty yuppie, którego bezustanne przechwałki o miłosnych podbojach każą zastanowić się nad upadkiem wzorca męskości. Na każdą okoliczność jak z rękawa wyciąga anegdotę. Dzięki Ewie Audykowskiej-Wiśniewskiej postać Elizabeth otrzymuje dramatyczne wewnętrzne rozdarcie, odrobinę młodzieńczej radości, która czasem uwalnia się spod przytłaczających ją rezygnacji i marazmu.

Jacek Filipiak nie osadził spektaklu włódzkich, ani nawet w polskich realiach, co mogło wydawać się dość naturalne, jeśli chce się opowiadać o rzeczywistości bliskiej widzowi. Mimo to losy pary zamieszkującej jedno piętro w luksusowym lofcie mogą wydać się bliskie nie tylko łodzianom.Zdaje się jednak, iż reżyser mający dotąd więcej wspólnego z pracą za kamerą niż w miejskim teatrze, nie do końca wykorzystuje nieduże, ale jednak, możliwości scenografii autorstwa Joanny Machy. Kieruje aktorów ku bliskim planom (na łóżku, na schodach, w korytarzu), czasem tylko wykorzystuje na przykład prowizoryczną antresolę do rozdzielenia ich. Szczęśliwie potrafił uczynić nienachalnym miejscami gru-bawy humor (właściwy, jak widać, nie tylko pisarzom niemieckim) . W Łodzi nie wszystkim się to dotąd udało. Humor ten rodzi śmiech lekki, ale nie pusty.

"Totalnie szczęśliwi" to spektakl prosty i skrojony bez większych wpadek. Dowodzi, że umiejętne posłużenie się konwencją farsy pozwala powiedzieć także o rzeczach mających swą wagę. Być może to dowód, że jasny podział na teatry gatunkowe w Łodzi rozmywa się. Jeśli nie dzieje się to w sposób nieuwłaczający widzom i aktorom, cóż w tym złego? Jeśli o poparty refleksją śmiech na poziomie tak trudno, nic dziwnego że biorą się za niego sceny dramatyczne (w minionym sezonie "Nowy" pokazał sztukę Dario Fo "Kto nie ma nie płaci" z bardzo dobrym rezultatem). W tym miesiącu "Totalnie szczęśliwych" już nie zobaczymy w Łodzi. Kto wie czy nie przyczynią się jednak do uelastycznienia repertuaru regionalnych scen "Jaracza".



Łukasz Kaczyński
Dziennik Łódzki
10 stycznia 2012