Krótka historia o czasie

Od momentu, w którym Hugh Everett zainicjował dyskusję o istnieniu światów równoległych, co miało miejsce w 1950 roku, entuzjaści wciąż starają się dowieść prawdziwości jego twierdzenia. Gorące dyskusje fizyków kwantowych, filozofów i zwolenników zjawisk paranormalnych znalazły odzwierciedlenie w literaturze science-fiction, wielu filmach, a także w teatrze. Okazją do ponownego rozpoznania tematu była krakowska premiera musicalu "Psychiatryk. Krótka teoria czasu" Grupy Musicalowej Mandragora

Spektakl został zaprezentowany w siedzibie Sceny Tęczy. Aktorami są młodzi ludzie powyżej osiemnastego roku życia. Ich działania wspomagają pedagodzy zajmujący się sceną od strony technicznej, na przykład Anna Wilkus i Klaudyna Góralska przygotowują zespół pod względem aktorstwa, Jurij Mokriszczew – pantomimy, Andrzej Panasiuk zajmuje się kształceniem słuchu. Mandragora eksperymentuje z formą musicalową, starając się znaleźć dla niej ciekawe rozwiązania. "Psychiatryk" to nie tylko gra z konwencją, ale także rzeczywistością. 

Szpital psychiatryczny. Wieczór. Siostra przełożona budzi zmęczoną pielęgniarkę i zmusza do zajęcia się pacjentami. Nadciąga burza, a do zakładu ma przybyć nowy personel. Apodyktyczna przełożona zdołała co prawda „wytresować” chorych, by wykonywali jej polecenia, jednak opieka dwóch kobiet nad przeszło dwudziestoosobową grupą jest niezmiernie wyczerpująca. Apatyczni, nadpobudliwi pensjonariusze snują się po sali, rozpoczynają rozmowy na abstrakcyjne tematy. Z przybyciem siostry Laury następuje pewne ożywienie – rozpoczyna się song mieszkańców szpitala, opowiadający o zakładzie. Zaciekawieni pacjenci oblegają „nową”. Wobec awarii instalacji elektrycznej zniecierpliwiona przełożona zapowiada porę snu. Z Laurą zostaje tylko Anna – pacjentka, która po śmierci narzeczonego spędziła kilka godzin przy jego zwłokach. Nie potrafi pogodzić się z jego śmiercią, czeka na niego z walizką. Ich rozmowę przerywa pojawienie się dymu, Laura biegnie ostrzec o pożarze resztę mieszkańców. Anna, myśląc, że słyszy głos ukochanego Adriana, przywołującego ją do siebie, popełnia samobójstwo.

Grupa młodych ludzi – studentka i jej dwóch kolegów – planuje przygotowanie reportażu o pożarze zakładu psychiatrycznego, w którym straciło życie około dwudziestu osób, a udało się przeżyć tylko jednej z nich. Odnajdują tę kobietę: owego feralnego dnia przybyła do szpitala jako nowa pielęgniarka, pragnąca przeprowadzić badania z dziedziny terapii behawioralnej. Po przeprowadzeniu z nią wywiadu, nocą, udają się w miejsce tragedii, dokładnie w pięćdziesiątą rocznicę pożaru. Po wejściu do w sali, w której przed laty Laura słuchała opowieści Anny, rozglądają się za ciekawymi poszlakami. Dołącza do nich młodsza siostra jednej z uczestniczek wyprawy, która podkochuje się w obecnym tam „medium” – Adrianie. W trakcie pracy wyłaniają się dwie pary: studentka z kolegą palą skręta, a Adrian z koleżanką przeglądają materiały. W narkotycznych wizjach pierwszej dwójki pojawiają się duchy pacjentów szpitala, wciągające ich do tańca. Gdy zaczynają odczuwać mdłości – efekt wcześniejszych szaleństw – wychodzą, zostawiając Adriana i dziewczynę samych. Ich flirt przerywa dziwne przeczucie obecności między nimi zmarłej Anny. Co więcej, prawdopodobnie to Adrian skłonił ją do samobójstwa. Gdy biegnie za swymi towarzyszami dach szpitala zawala się...  

Trzeci akt jest, suma sumarum, złożeniem dwóch wcześniejszych – ciąg wydarzeń, gestów, słów, obu rzeczywistości, fantastycznie się dopełnia. Punktem kulminacyjnym, w którym nagle wszystko wydaje się oczywiste, jest ostatnia scena aktu drugiego – rozmowa Adriana z Anną. Okazuje się, iż bajania zmarłego przed laty pacjenta-fizyka nie są pozbawione prawdy. Przeszłość, teraźniejszość i przyszłość są równoległymi płaszczyznami czasu, oddziałującymi na siebie.

Mandragora to grupa pasjonatów uprawiającą ulubiony przez siebie rodzaju sztuki. Podczas spektaklu widać było ich zaangażowanie w budowaniu przedstawienia. Choć w dużej części są to amatorzy, forma ich twórczości może stanowić przykład dla wielu podobnych im zespołów. Jednym z atutów przedstawienia jest bez wątpienia scenografia: z początku jest to sala dzienna pacjentów: łóżko pośrodku, po jednej stronie stoi biurko, z drugiej stolik, przy którym znajduje się wózek inwalidzki dawnej tancerki kabaretowej. Kostiumy są proste i niewyszukane, są to przede wszystkim codzienne ubrania aktorów. Ciekawie brzmią songi, do których muzykę przygotowali Klaudyna Góralska, Krzysztof Buratyński oraz Piotr Opatowicz. Na szczególne uznanie zasługuje konstrukcja spektaklu, podobna do filmów Manoja Nelliyattu’y Shyamalana – twórcy m.in. "Szóstego zmysłu". Grupa Mandragora godna jest dalszej obserwacji.



Maria Piękoś
Dziennik Teatralny Kraków
3 grudnia 2011