Krwawe łowy

"Święta Joanna Szlachtuzów" w Teatrze Nowym w Łodzi to dramatyczne zderzenie idealizmu z krwawym kapitalizmem, marzeń o lepszym świecie ze smutną rzeczywistością, nadziei na sprawiedliwość i współczucie z nadzieją na większy zysk i poczuciem wyższości

To także spotkanie dwóch wizjonerów: Joanny – wierzącej w społeczną sprawiedliwość i dobrą naturę człowieka oraz Maulera – przedsiębiorcy wierzącego głównie w moc pieniądza. Twórcy przedstawienia prezentują handlarzy mięsem i ich biznes. Handlarze prowadzą swoje interesy nie zważając na losy ludzi zatrudnionych w szlachtuzach. Pracownicy są zwalniani i zatrudniani, zakłady likwidowane i ponownie otwierane. Ludzie przymierają głodem lub giną w wypadkach w czasie pracy. Niezależnie od tych wydarzeń, właściciele spekulują, sprzedają, kupują, inwestują i cieszą się zyskami. Świat „zabaw” ekonomicznych przesłonił im zupełnie podstawę gospodarki – człowieka i pracownika.

W ten nieco wirtualny świat wkracza jednak Joanna – idealistka, gorliwa głosicielka swojej wiary. Jako jedyna odważa się przyjść do Maulera i wstawić się za głodującymi robotnikami. Tak bardzo wierzy w dobroć ludzi, że trudno jej zaakceptować cynizm biznesmena, ale także czyny, których dopuszczają się biedacy dla ciepłego posiłku. Wydaje się faktycznie „świętą Joanną” - całkowicie oderwaną od rzeczywistości.

Spotkanie tych dwóch indywidualności odbywa się w scenerii godnej krwawych interesów, które prowadzą bohaterowie. Elementy scenografii łączą konotacje religijne z najbardziej dosłowną fizjologią. Każdy przedmiot znajdujący się na scenie ma za zadanie wstrząsnąć widzem – poczynając od modelu krowy z oznaczonymi fragmentami mięsa, jakie można z niej uzyskać, poprzez sedes, aż po krzyż z Chrystusem i krwawe projekcje, wyświetlane m.in. na ekranach ułożonych w kształt krzyża.

Wszystkie te elementy powodują, że widz czuje się przytłoczony przez otaczającą go fizyczność. Mnóstwo sztucznej krwi lejącej się na scenie w czasie widowiska, powoduje, że treść przedstawienia gubi się w przerośniętej formie. Ciekawe obserwacje dotyczące świata rządzonego pieniądzem, dramatyczne zetknięcie idealizmu z cynizmem, wstrząsające spostrzeżenia na temat ludzkiej natury i niestałych wartości, w które wierzymy – to wszystko wybrzmiałoby lepiej, gdyby nie zostało zamazane litrami krwi i zagłuszone odgłosami dobywającymi się z toalety. 

Wszystkie symbole wykorzystane przez twórców były trafnie dobrane i mogłyby być wstrząsające. Mogły, ale nie były – ponieważ w nadmiarze przestały być symbolami, straciły magiczną moc, jaką znakom nadaje teatr a zaczęły razić i brzydzić swoją dosłownością i nachalnością.



Zofia Snelewska-Stempień
Dziennik Teatralny Łódź
7 grudnia 2011