Krystyna Janda wróciła do Osieckiej

Reanimacja słynnych spektakli sprzed lat kończy się zazwyczaj klęską. Reguła ta nie dotyczy "Białej bluzki"

Agnieszka Osiecka napisała "Białą bluzkę" tuż po stanie wojennym. To było duże opowiadanie w formie listów. Bohaterka Elżbieta uwikłana w nieszczęśliwą miłość i niedole ponurej rzeczywistości była mieszaniną szaleństwa, humoru i tragizmu.

Przez niektórych mogła być odbierana jako niedojrzała emocjonalnie, przez innych - jako istota o niezwykłej wrażliwości i wyobraźni, która czuła się bezbronna wobec bezdusznych przepisów niczym Józef K. w "Procesie" Kafki.

Do adaptacji tego tekstu przymierzało się kilka reżyserek. Najbardziej wytrwała okazała się Magda Umer, która w 1987 roku przygotowała premierę z Krystyną Jandą. Monodram pokazany na Festiwalu Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu stał się wydarzeniem.

W ciągu następnych lat Janda zjeździła z "Białą bluzką" niemal całą Polskę. Powodzenie spektaklu, jego liczne fankluby zaskoczyły samą Osiecką. Dziewczyny i kobiety w różnym wieku identyfikowały się z główną bohaterką. Świetnie rozumiały jej nieszczęśliwą miłość i bezradność wobec rzeczywistości.

Powrót do legendy zawsze niesie ryzyko. Andrzej Strzelecki próbował po latach reaktywować swoje widowisko "Złe zachowanie" - niestety, bez rezultatu. Z reanimacją "Białej bluzki" na szczęście jest inaczej. Nową wersję, której premiera odbyła się w stołecznym Och-Teatrze, nie ogląda się jak wykopaliska sprzed lat. "Biała bluzka" w 2010 roku, również wyreżyserowana przez Magdę Umer, stała się uniwersalną opowieścią o życiowych outsiderach. Jednostkach wrażliwych, odtrącanych na margines życia, zagubionych w świecie przepisów i sztucznych konwenansów.

Dzisiejsza Elżbieta w wykonaniu Krystyny Jandy jest kobietą dojrzałą. Nie zmaga się z kartkami na cukier czy talonami na benzynę. Myślę jednak, że w równym stopniu doskwiera jej konieczność wypełniania PIT, wybierania funduszy emerytalnych czy rezerwacja miejsca na osiedlowym parkingu. Mimo upływu lat i nowej rzeczywistości czuje, że nie może wyjść poza zaklęty krąg rzeczy.

Spektakl inkrustowany wieloma znanymi piosenkami Osieckiej doskonale łączy tragizm i humor. Janda śpiewa te przeboje z charakterystyczną dla siebie chrypką i bynajmniej nie w wersji koncertowej. Jest przez to bardzo prawdziwa.

Wyobraźnia Osieckiej wciąż zapiera dech. Dzisiejsza "Biała bluzka" to nie strój wyjęty ze starej gabloty. To ubranie, które nic nie straciło ze swojej oryginalności, oparło się modom i molom.



Jan Bończa-Szabłowski
Rzeczpospolita
7 czerwca 2010
Spektakle
Biała bluzka