Krzysztof Bednarek contra Teatr Wielki

Artysta zatelefonował do do Expressu Ilustrowanego z informacją, że dostał wymówienie. Jak mówi, w piśmie od dyrektora jest stwierdzenie o małej przydatności zawodowej spowodowanej wieloma nieobecnościami i wylicza mu się sytuacje z przeciągu kilku lat - nagłe choroby tuż przed premierą "Wolnego strzelca", "Rusałki" "Damy Pikowej" i ostatnio "Gali operowej".

- Trzeba nie znać specyfiki naszego zawodu - mówi Bednarek. - Mam 30-letni staż, w tym, z przerwami, 25 lat w Teatrze Wielkim, a w Polskę idzie wieść, że jestem niedyspozycyjny. Czy miałem wystąpić w "Gali..." po to, by zejść ze sceny? Myślę, że nie bez znaczenia jest to, że mam odwagę mówić w oczy o tym, co mi się nie podoba. Nie było żadnych prób ugody z dyrekcją. Sprawa jest w sądzie.

- Krzysztof Bednarek nie dostał wypowiedzenia z tego powodu, że choruje, ale że jest pracownikiem zawodnym - mówi dyrektor Wojciech Nowicki. - Zwolnienia lekarskie są oczywiście prawdziwe, ale w sytuacjach, w jakich się powtarzają, przysparzają kosztów i komplikują pracę.

Było tak za poprzednich dyrektorów i teraz również. Za nagłe zastępstwo przy "Damie Pikowej" teatr musiał zapłacić ponad 20.000 euro. Bednarek uczestniczy w próbach, ale niespodziewanie przynosi zwolnienie.

Dowiadujemy się o tym w ostatnim momencie i zaczyna się gorączkowe szukanie po kraju i Europie. Jest to udokumentowane, tak dzieje się od sześciu lat.

- Podobnie jak kierowca samochodu służbowego czy karetki pogotowia, solista nie może być zawodny aż w takim stopniu.

Niedoskonałość prawa w stosunku do pracowników artystycznych, którzy powinni mieć umowy na sezon, a nie bezterminowe, sprawia, że sytuacja dla obu stron jest niekomfortowa. Nie stać mnie, w sensie dosłownym, na inną decyzję.



Renata Sas
Express Ilustrowany nr 95
24 kwietnia 2012