KST nr 59

Grand Prix pojechało do Warszawy i do Krakowa, ale w trakcie Kaliskich Spotkań Teatralnych doceniono także aktorów z mniejszych ośrodków. Nagrody i wyróżnienia wręczono 17 kobietom i 8 mężczyznom. Uhonorowano zarówno grę zespołową, jak i wybitne kreacje indywidualne.

Czy aktor jest w teatrze najważniejszy? Czy spektakl powstanie bez jego udziału? Czy dobrze zagrane role składają się na dobre przedstawienie? A może da się zrobić świetny spektakl z kiepskimi rolami? Jaki rodzaj współpracy pomiędzy aktorami a reżyserem najczęściej przynosi sukces? Jak zmienia się sztuka aktorska? Jakie eksperymenty z udziałem aktorów zdominowały mijający sezon?

Kaliskie Spotkania Teatralne, przyjmując w roku 1985 formułę Festiwalu Sztuki Aktorskiej, od trzydziestu czterech lat stawiają pytania o istotę aktorstwa i kierunki jego rozwoju.

Trzeba przyznać, że jest to genialny pomysł na cykliczne przedsięwzięcie teatralne, bo trudno sobie wyobrazić, aby ta formuła mogła się wyczerpać. Dyrektor festiwalu - Bartosz Zaczykiewicz - musi jednak bacznie obserwować polskie życie teatralne, by wyłuskać spektakle z nieprzeciętnymi rolami i ułożyć zróżnicowany program, równie interesujący dla krytyków i widzów.

SOLO, DUO

Monodramy nigdy nie były programową dominantą kaliskiego festiwalu, ale najlepsze przykłady z obszaru tzw. "teatru jednego aktora" rytmicznie wzbogacają jego ofertę. Najczęściej w formie mistrzowskiego pokazu lub gwiazdorskiego dodatku. W tym nurcie umieścić można także aktorskie recitale, prezentowane na finał, w oczekiwaniu na werdykt festiwalowego jury.

Jednak w tym roku w zestawie konkursowym pojawiły się dwie mocne propozycje o charakterze monodramu. Pierwsza z nich to "Curko moja ogłoś to - rytmizowany biuletyn z wystawy Marii Wnęk" w wykonaniu Magdaleny Drab, reprezentującej łódzki Teatr Zamiast. To opowieść o chorej na schizofrenię malarce amatorce z Nowego Sącza - przede wszystkim pobudzała do refleksji na temat emocjonalnego autentyzmu i społecznej stygmatyzacji, ale także przypomniała piękno teatru, który można schować w jednej walizce; teatru, który odrzuca inscenizacyjny rozmach i karmi się głównie nietuzinkowym talentem aktorskim. Magdalena Drab znalazła się w gronie pięciorga aktorów, którym jury przyznało wyróżnienia.

W 2019 roku na KST przyjechała także królowa monodramu - Krystyna Janda, której "Zapiski z wygnania" - mimo obecności muzycznego zespołu i multimedialnej prezentacji - można potraktować jako teatr jednego aktora. Inkrustowane piosenkami wspomnienia Sabiny Baral ułożyły się w niezwykle dramatyczną relację z przymusowej emigracji polskich Żydów w roku 1968.

"Grand Prix indywidualne to uhonorowanie talentu Krystyny Jandy, który tym razem posłużył do poruszenia niezwykłego tematu" - podkreślił Piotr Kruszczyński, reżyser i dyrektor Teatru Nowego w Poznaniu, przewodniczący tegorocznego jury. Wybór profesjonalistów wzmocnił "głos ludu", bowiem w wyniku trwającego przez cały tydzień plebiscytu jedna z nagród publiczności - tytuł "Naj-Bogusławskiego spektaklu" - także powędrowała do właścicielki Teatru Polonia.

W piękną tradycję niezwykłych teatralnych duetów wpisali się Katarzyna Herman i Juliusz Chrząstowski, którzy reprezentowali (!) Teatr Polski z Bydgoszczy spektaklem "Koniec miłości" w reżyserii Doroty Androsz. Rzecz o spadku temperatury uczuć i zaniku seksualnej fascynacji, niebezpiecznie dryfująca w stronę z trudem hamowanej słownej agresji, ma w zasadzie formę dwóch monologów, co jest dla aktorów nie lada wyzwaniem, bowiem przez pół spektaklu jedno z nich skazane jest na milczenie. Oboje otrzymali wyróżnienia, a Chrząstowski również za rolę w "Roku z życia codziennego w Europie Środkowo-Wschodniej". Warto podkreślić, że w 2018 roku pracowity aktor także zaprezentował się znakomicie w dwóch przedsięwzięciach - "Murzynach we Florencji" Teatru Nowego Proxima i "Triumfie woli" Narodowego Starego Teatru w Krakowie, który z kolei był laureatem jednej z dwóch zespołowych Grand Prix.

W perspektywie historycznej miło było spojrzeć na dwoje dojrzałych artystów, którzy przed laty pojawili się na kaliskim festiwalu w znakomitych debiutanckich odsłonach.

Katarzyna Herman rok po ukończeniu warszawskiej szkoły, czyli w 1995 roku, otrzymała nagrodę XXXV Kaliskich Spotkań Teatralnych za debiut w roli Agafii Tichonowny w gwiazdorskim "Ożenku" Gogola z warszawskiego Teatru Powszechnego, a trzy lata później wyróżnienie za rolę Rosi w spektaklu "Zdobycie bieguna południowego" Manfreda Karge.

Juliusz Chrząstowski dał się zapamiętać jako odtwórca tytułowej roli w spektaklu dyplomowym wrocławskiej filii krakowskiej PWST "Królik, królik" Coline Serreau, w którym niewątpliwą gwiazdą była Kinga Preis w roli jego matki. Cztery lata później w Kaliszu odebrał nagrodę za rolę Onufrego Zagłoby w przedstawieniu "Trylogia" Narodowego Starego Teatru im. Heleny Modrzejewskiej w Krakowie, a po następnych czterech latach nagrodę za rolę Władysława Broniewskiego w przedstawieniu "Bitwa Warszawska 1920" Pawła Demirskiego i w reżyserii Moniki Strzępki.

SIŁĄ TEATRU SĄ ZESPOŁY

Na równi z podziwem dla indywidualnych kreacji sytuują się nagrody zbiorowe. Raz po raz jury kaliskiego festiwalu zauważa, że niezwykle ważne dla teatru jest tworzenie i pielęgnowanie zespołu aktorskiego. W Kaliszu przez ostatnie 25 lat nagradzano m.in. "aktorskie drużyny" z łódzkiego Teatru Jaracza czy wrocławskiego Teatru Polskiego, podkreślano wyjątkowość zbiorowych kreacji w spektaklach teatru legnickiego czy wałbrzyskiego oraz potwierdzano wyjątkowy blask gwiazdorskich przedsięwzięć ze stołecznego Teatru Powszechnego czy krakowskiego Starego Teatru.

W komentarzach jurorów i akredytowanych przy festiwalu krytyków pojawiały się najpierw pochwały dla teatrów pielęgnujących tradycję zespołowości, potem pełne troski uwagi o osłabieniu dotychczasowych struktur aktorskich, a wreszcie ostre protesty przeciwko politycznym decyzjom usuwającym dotychczasowych liderów artystycznych formacji czy niepokornych szefów dramatycznych teatrów.

Spektakularny werdykt wydało zeszłoroczne jury, przyznając Grand Prix dwóm aktorskim zespołom - krakowskiemu za "Triumf woli" i poznańskiemu za "Będzie pani zadowolona, czyli rzecz o ostatnim weselu we wsi Kamyk".

W niemal każdej festiwalowej wypowiedzi podkreślano, że twórczy zespół aktorów powstaje latami, a zniszczyć go można jedną nieodpowiedzialną decyzją.

W roku 2019 siłę zbiorowej kreacji dostrzeżono jedynie w spektaklu "Hańba" z Teatru Ludowego w Krakowie. Aktorzy przedstawienia wyreżyserowanego przez Marcina Wierzchowskiego odebrali Grand Prix. "To docenienie przedsięwzięcia, w którym mieliśmy do czynienia z niezwykłym zespołowym kunsztem aktorskim" - mówił przewodniczący jury, Piotr Kruszczyński. "Siłą polskiego teatru wciąż są zespoły. To jest godne zauważenia i szacunku".

MATKI, ŻONY I KOCHANKI

W teatrze zawsze mówiło się, że nie ma wielu dobrych ról dla kobiet, że sztuki pełne są propozycji dla mężczyzn. Każdy dyrektor musiał wystawić od czasu do czasu np. "Dom Bernardy Alba" Lorki, aby dać zajęcie piękniejszej części swego zespołu aktorskiego. Aż tu nagle okazało się, że można samemu napisać sztukę, adaptować powieść, a nawet jedną bohaterkę rozpisać na cztery sceniczne postaci.

"Nie robię tego typu założeń programowych. Po prostu teatry odbijają rzeczywistość, a festiwal to, co robią teatry" - zapewnia Bartosz Zaczykiewicz. Tak po prostu wyszło, że festiwalowa scena należała tym razem przede wszystkim do kobiet - aż siedemnaście z nich zostało zauważonych przez jury.

Jedną z głównych nagród aktorskich odebrała Justyna Wasilewska, która w "Cząstkach kobiety" [na zdjęciu] z TR Warszawa zagrała kobietę - na oczach widzów - rodzącą i tracącą swoje dziecko, a potem próbującą przezwyciężyć niegasnący ból, by stawić czoło mocno toksycznym członkom rodziny: matce, siostrze, kuzynce

Gorące dyskusje wywołała Sandra Korzeniak w roli Mabel w głośnym spektaklu Mai Kleczewskiej "Pod presją", zrealizowanym wraz z zespołem Teatru Śląskiego. Wcieliła się w nim w niezrównoważoną psychicznie kobietę, której otwartość i szczerość budzi lęk nawet członków jej rodziny, z wyjątkiem dzieci.

Po 14 latach po aktorską nagrodę sięgnęła Judyta Paradzińska z teatru opolskiego. Tym razem spore wrażenie zrobiła rolą siostry Alojzy w "Wątpliwości", nie ustępując - pewnie wszyscy ją pamiętają - filmowej kreacji Meryl Streep. W gronie wyróżnionych, oprócz wspomnianych wcześniej Magdaleny Drab i Katarzyny Herman, znalazły się także dwie aktorki Narodowego Starego Teatru - Dorota Pomykała i Anna Radwan za role w spektaklu "Rok z życia codziennego w Europie Środkowo-Wschodniej", którym (mimo absurdalnej poetyki kolejnego przedsięwzięcia spółki Strzępka - Demirski) udało się stworzyć pełnokrwiste postaci.

Najlepszy w tym roku epizod, który otrzymał Nagrodę Specjalną im. Ignacego Lewandowskiego, to zdaniem jurorów dzieło Moniki Frajczyk, która odgrywając rolę niezbyt doświadczonej położnej, nie wydała z siebie jednej fałszywej nuty aktorskiej.

Cykliczną Specjalną Nagrodę Aktorską dla aktorki/aktora na początku drogi artystycznej odebrała także kobieta - Magdalena Gorzelańczyk, która wręcz brawurowo zagrała Jadwigę, króla Polski, w spektaklu "Śmierć białej pończochy" z Teatru Wybrzeże w Gdańsku.

Przyznawana co roku Nagroda im. Jacka Woszczerowicza, ufundowana przez Związek Artystów Scen Polskich, za najlepszą rolę drugoplanową powędrowała do Magdaleny Kuty, czyli Matki w "Cząstkach kobiety" z TR Warszawa, a wyróżnienie dla młodej aktorki - do reprezentantki gospodarzy, czyli Aleksandry Pałki, delikatnej i ujmującej Pascale w "Kamieniu i popiołach" Teatru im. Wojciecha Bogusławskiego w Kaliszu.

"Żywioł kobiecy jest zdecydowanie widoczny w polskim teatrze" - powiedział Wojciech Majcherek, jeden z jurorów. "Mamy silny głos kobiet reżyserek, silną obecność tematyki kobiecej w przestrzeni teatralnej. Jest to refleksem tego, co obserwujemy w rzeczywistości. Teatr w tym przypadku naprawdę jest zwierciadłem tego, co dzieje się wokół. Warto zauważyć, że mimo tej dominanty zachowano dużą różnorodność zarówno w tematyce, jak i w formie" - dodał teatrolog. "To nie są spektakle nasączone ideologią, to nie jest teatr polityczny, ale jednak" - powiedział tajemniczo Bartosz Zaczykiewicz. "Staram się wybierać spektakle z najlepszymi rolami, a one jednocześnie - tak się często zdarza - są też najlepszymi spektaklami w danym sezonie. Takiego zestawu wspaniałych ról kobiecych możemy długo nie zobaczyć" - konkluduje dyrektor festiwalu.

TAK JAK W KINIE

Choć na kaliskim festiwalu przede wszystkim deklinuje się słowo "aktor", a właściwie w tym roku "aktorka", to jednak kolekcja kilkunastu spektakli, wyszukanych w całym kraju, ujawnia wiele tendencji i zmian w polskim teatrze, dotyczących nie tylko aktorskiego rzemiosła.

Dość znacząca i chętnie omawiana, zarówno przez dziennikarzy, jak i widzów, była w tym roku obecność multimediów w poszczególnych spektaklach.

Gigantyczny ekran domofonu, pokazujący osoby stojące przed drzwiami górował nad sceną w przedstawieniu "Rok z życia codziennego w Europie Środkowo-Wschodniej" z Narodowego Starego Teatru w Krakowie. Bohaterowie "Aktorów koszalińskich, czyli komedii prowincjonalnej" w finale, właśnie w filmie, wchodzą do morza, by zaznać ukojenia. Na ścianach z paździerza w scenografii "Śmierci białej pończochy" z Teatru Wybrzeże w Gdańsku wyświetlają się komentarze do oglądanych przez widzów scen.

Półprzezroczyste ściany labiryntu w opolsko-katowickiej "Wątpliwości" są tłem dla abstrakcyjnych graficznych wizualizacji. Nowe przestrzenie ulic czy dworca tworzą projekcje w kaliskim spektaklu "Dziwny przypadek psa nocną porą". W "Hańbie" Teatru Ludowego publiczność zostaje wyposażona w słuchawki, by słuchać głosu narratorki. Pierwsza połowa spektaklu "Cząstki kobiety" z TR Warszawa to w zasadzie pokazywana na żywo wideorelacja z porodu wyświetlana na ścianie domu, a w "Pod presją" z Teatru Śląskiego w Katowicach kamery śledzą niemal każdy krok bohaterki i multiplikują w oczach widza wszystkie ważniejsze gesty i drgnienia mięśni na twarzy. Tę samą funkcję spełnia ogromny ekran w monodramie Krystyny Jandy, usytuowany z przodu sceny i pokazujący ogromne zbliżenie twarzy aktorki.

"Mimo zastosowania mediów, zarówno w "Zapiskach z wygnania", jak i w "Pod presją" obecność aktorek była intensywna. Przez cały czas mieliśmy do czynienia z niezwykle silną kreacją aktorską, więc mimo wszystko to nadal był teatr, a nie kino" - twierdzi Wojciech Majcherek.

"Moim zdaniem multimediów nie było za dużo, jeśli sobie uzmysłowimy ich natłok we współczesnym teatrze, w którym media często nie są dodatkowym instrumentem, lecz bohaterem przedstawienia, jak u Krzysztofa Garbaczewskiego czy częściowo u Michała Borczucha. W tamtych spektaklach trzeba się mediom poddać w całości, natomiast w prezentowanych na kaliskim festiwalu - poza przedsięwzięciem Mai Kleczewskiej - używane były w sposób miękki i nie drażniły" - mówiła z kolei Beata Guczalska, również członkini jury, na co dzień prorektor Akademii Sztuk Teatralnych w Krakowie.

A jednak: kamery penetrujące każdy milimetr twarzy aktora czy narrator dyszący do ucha w erotycznej scenie spektaklu pozwalają zadać pytanie, czy stosowane środki filmowe nie są jednak wyrazem braku wiary w siłę teatru, czy konwergencja środków wyrazu jest nieuchronnym procesem i za chwilę powstawać będą już tylko teatralno-filmowe dzieła.

FESTIWALOWA SOCZEWKA

Formy spektaklu były bardzo różne: od monodramu, jak w przypadku Magdaleny Drab czy Krystyny Jandy, po rozbudowane inscenizacyjnie spektakle, jak "Rok z życia codziennego", który przemawiał siłą zespołu i nie skupiał się na tworzeniu postaci, lecz na innym traktowaniu materii teatralnej.

"Wydaje mi się, że festiwal był reprezentatywny dla tego, co się dzieje w sztuce aktorskiej, więc czuję się usatysfakcjonowana" - mówiła Beata Guczalska. "Rzadko się zdarza, aby festiwal miał tak wysoki poziom i przyznanie nagród było tak skomplikowane" - podkreślił z kolei Piotr Kruszczyński. "Jak widać polska sztuka aktorska kwitnie, a my staraliśmy się wyróżnić i nagrodzić tych, którzy naszym zdaniem są wybitnymi osobowościami scenicznymi i - muszę przyznać - trochę nam tych nagród brakowało".

Festiwal Kaliskie Spotkania Teatralne 2019 był nadzwyczaj udany. Nie miałem poczucia, że jakiekolwiek przedstawienie było nietrafione. Każde było ciekawe, nawet jeśli nie w pełni satysfakcjonowało, to raczej w warstwie ideowej niż warsztatowej.

Festiwal był atrakcyjny nie tylko dla teatrologów i krytyków, ale przede wszystkim dla publiczności. To była okazja zobaczenia także głośnych spektakli, takich jak "Pod presją" Mai Kleczewskiej czy "Cząstki kobiety" Kornela Mundruczo oraz znakomitego monodramu Krystyny Jandy, co dało niezwykłą siłę tegorocznej edycji Kaliskich Spotkań Teatralnych.



Robert Kuciński
www.kulturaupodstaw.pl
10 czerwca 2019