Kto jest mordercą? Widzu, zdecyduj!

Siłą rzeczy już kolejna realizacja Marcina Sławińskiego komedii kryminalnej "Szalone nożyczki" Paula Pörtnera tym razem w Teatrze im. Wandy Siemaszkowej w Rzeszowie nie może stanowić "odkrycia Ameryki". Niemniej polega na tak bardzo udanej i tak zabawnej grze z publicznością, że nikt spośród niej nie może sobie pozwolić nawet na małą chwilę wyluzowania

Historyjka jest prościuteńka: w studio urody poznajemy fryzjerkę i fryzjera – ona jest zwyczajną sobie kobitką, on mężczyzną z gatunku „kochających inaczej". W gronie klientów znajdują się szemrany handlarz antykami, żona lokalnego polityka i dwaj faceci - jeden o mętnym spojrzeniu i drugi gruboskórny - którzy w intrydze kryminalnej okażą się postaciami kluczowymi. Odchodzi strzyżenie, mycie głów, golenie, nawijanie włosów na wałki, suszenie i modelowanie przy akompaniamencie dobiegającego z piętra wyżej nękającego dudnienia fortepianu. Do momentu, kiedy nagle usłyszymy kobiecy krzyk: ktoś zabił pianistkę! (… jak się okaże, nożyczkami ukradzionymi z zakładu fryzjerskiego).

Kto zabił, jest pytaniem do widzów, którzy indywidualnie muszą zająć stanowisko w tej sprawie. Na scenie gruboskórny klient w oka mgnieniu okazuje się komisarzem policji, a ten mętny jego asystentem. - Nikt stąd nie wyjdzie, nikt nie opuści sali, zanim nie wykryjemy zbrodniarza! - wołają przy pełnym świetle na widowni tak przekonywująco, że spłoszeni widzowie wciskają się głębiej w fotele. I szybko nadchodzi taki moment, że właśnie ciebie, i ciebie widzu, policjant zapyta, nawet w czasie przerwy, na kogo byś wskazał? Bo świadkiem jesteś! Masz powiedzieć, coś widział, kogoś widział, i zdecydować, kto zabił. Dysponujesz prawdziwą władzą! Rzecz jasna, nad kimś na scenie, ale jednak ją masz!

Chociaż rzecz cała dzieje się w teatrze w upozorowanym salonie fryzjerskim, nad którym piętro wyżej popełniono wirtualne morderstwo, widzowie mają takie miny jakby rzeczywiście dane im było uczestniczyć w przesłuchaniu w sprawie o zabójstwo. Bowiem aktorzy tak blisko współistnieją i współdziałają z poniekąd z konieczności aktywną publicznością, że trochę zaciera się granica: scena - widownia, iluzja - prawda. Pod koniec spektaklu, nie sposób jeszcze nie pomyśleć, że oto zostaliśmy sprowokowani do refleksji, czy nie za łatwo wydajemy sądy o kimś?

Tę  pogodną - niepogodną komedię kryminalną Marcin Sławiński wyreżyserował z należnym przymrużeniem oka, Wojciech Stefaniak stworzył zabawną, komunikatywną scenografię, Agnieszka Wajda kostiumy. Aktorzy doskonale czują się w tej konwencji zabawy i prowokacji, błyskotliwie przekomarzają się z publicznością, dowcipnie komentują zachowania partnerów. Taka formuła wymaga od nich ogromnej elastyczności i błyskawicznego reagowania na wypadek nieprzewidywalnych reakcji widzów. Najbardziej wymyślny zarzut musi zostać odparty szybko i dowcipnie, w sposób właściwy dla postaci: małżonki polityka, fryzjerki, kochającego inaczej fryzjera, drobnego kanciarza i dwóch prostolinijnych stróżów praworządności. Na pewnym etapie aktorzy zdają się zapominać o tekście, grane przez nich postacie nieomal wymykają się spod ich kontroli i zaczynają wieść własny żywot.

Kornel Pieńko z humorem i przymrużeniem oka gra trochę infantylnego fryzjera o odmiennych preferencjach erotycznych. Nie idzie na łatwiznę, nie ogranicza się do używania afektowanego głosu i charakterystycznej gestykulacji, ale jest błyskotliwie i ujmująco zabawny w ciętych ripostach, tak wobec wypowiedzi na scenie, jak na widowni. Mało skomplikowanej postaci fryzjerki granej przez Beatę Zarembiankę brakuje cech mogących ją choć trochę wyróżniać. Żona polityka Anny Demczuk jest urocza, zabawna, rozczulająca swą ignorancją. Ta świetna rola, obok Kornela Pieńki, jest jednym z dwu filarów tego spektaklu. Marek Kępiński, w roli policjanta prowadzącego śledztwo, jest tak bardzo przekonywujący, że kiedy spocony wodzi trochę bezradnym wzrokiem po widowni szukając kolejnej „ofiary” trudno jest odmówić mu współpracy w imię „ogólnego dobra”. Udanie partneruje mu jako drugi policjant Aleksander Janiszewski. Grzegorz Pawłowski, który rolą pokątnego handlarza antykami obchodzi 30-lecie swego aktorstwa ustawił się w tej komedii kryminalnej jakby w sytuacji greckiego chóru komentującego sceniczne wydarzenia: w dużej mierze już samym gestem i mimiką, co robi znakomicie.

Grając na równi z aktorami w „Szalonych nożyczkach” Paula Pörtnera śmiejemy się z zabawnych sytuacji i aluzji do naszej rzeczywistości - także tej najbliższej, lokalnej. I jakby przy okazji dowiadujemy się, że komedia kryminalna jest gatunkiem bardzo subtelnym, tak subtelnym, że wymaga wrażliwości i sporej inteligencji od wszystkich uczestników zdarzenia teatralnego, na scenie, i na widowni.



Andrzej Piątek
Dziennik Teatralny Rzeszów
28 czerwca 2011
Spektakle
Szalone nożyczki