Kto przeprosi Lilkę?

„Nie wrócę więcej! Niech mnie Bóg odrzuci daleko w gwiazdy! Gdyż mnie świat ten smucił niewybaczalnie..." – tymi pięknymi słowami Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej rozpoczyna się i kończy spektakl „Lilka, cud miłości". Widowisko złożone niczym kolaż z wielu słodko-gorzkich obrazów, dźwięków i słów, przywołujących (nieco już dziś zapomnianą) postać wybitnej poetki, która mogła mieć wszystko, a pragnęła jedynie miłości, dostarczył widzom XXXIII Gorzowskich Spotkań Teatralnych wiele uśmiechu i jeszcze więcej wzruszeń.

Przedstawienie wyreżyserowane przez Waldemara Śmigasiewicza jest mozaiką niezwykle trafnie dobranych fragmentów dziennika, notatek, listów oraz wierszy poetki. Przechodzenie od jednej do drugiej sceny odbywa się tu jak za obrotem kalejdoskopu, przenoszącego widzów przez czas i przestrzeń do kolejnego obrazu – pozornie drobnego wydarzenia, jakie zaważyło – zdaniem bohaterki – na jej dalszych losach. Przez chwilę widzimy więc Kossakówkę i krzątającą się tam służącą, która przypadkiem tłucze flakonik po francuskich perfumach, by nieopatrznie uwolnić z niej pecha, uwięzionego niegdyś przez małą Lilkę. Zaraz potem dowiadujemy się, jaką sukienkę i futro miała na sobie poetka, gdy po raz pierwszy spotkała „Bzunia". Razem z nią odczytujemy obraźliwe listy od byłych teściów czy zdradzającego ją męża Jana, przyglądamy się odkrywanym we wróżbie kartom, szukamy rymów do tworzonych na głos wierszy... A wszystko to zaprawione dawką złośliwych, pikantnych żartów i błyskotliwych komentarzy, do wygłaszania których poetka miała – jak się okazuje – wyjątkowy talent.

Przewodniczkami owego pędu przez życie w beznadziejnej pogoni za uczuciem są cztery wspaniałe aktorskie osobowości: Magdalena Zawadzka, Krystyna Tkacz, Joanna Żółkowska i Afrodyta Weselak. Trzeba widzieć jak doskonale aktorki (uosabiające kolejne wcielenia Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej) uzupełniają się nawzajem na osobnych planach przestrzenno-dramatycznych. Wspomnienia z młodości opowiadane przez Zawadzką Weselak obramowuje tańcem i obrazem, Tkacz kwituje lirycznymi piosenkami, a Żółkowska komentuje z ironią, napominając przeszłe „ja" poetki: „A nie mówiłam? Po coś to robiła? Wiedziałam, że tak się to skończy!".

Historię wojennych dramatów, miłosnych zawodów i rozczarowań poetki świetnie podsumowuje (poza przywołanym mottem) rozbrajające pytanie Lilki, które zapewne wielu z nas chciałoby czasem wysłać w przestrzeń: „A więc nikt mnie nie przeprosi za to wszystko, co się stało? Nikt mi nie będzie tłumaczył, że nie mógł wymyślić lepiej?"

Następną propozycją XXXIII Gorzowskich Spotkań Teatralnych jest wyjątkowo mroczna jak na standardy warszawskiego Teatru Syrena produkcja „Frankenstein", w reżyserii Bogusława Lindy. Jakie emocje, pytania i refleksje przyniesie przedstawienie? Po odpowiedź zapraszamy na kolejne raporty z oblężonego Przeglądu!

 



Agnieszka Moroz
Dziennik Teatralny
16 listopada 2016