Kto ty jesteś?

Nie wystarczy odpowiedzieć: jestem człowiekiem. Otoczenie żąda szczegółów. Pyta o rasę, narodowość, płeć, wyznanie, przynależność klasową, zawodową. Ciągle oczekuje samookreślenia. W szczegółach.

A jeśli ktoś dowiaduje się, że jest z pochodzenia kimś innym, niż myślał? Ten właśnie problem, a nawet walkę wewnętrzną, ukazuje Tadeusz Słobodzianek w dramacie "Historia Jakuba", nawiązującym do losów ks. Romualda Jakuba Wekslera-Waszkinela. Żyd i ksiądz katolicki w jednej osobie? Ten paradoksalny zrost okazuje się nie tylko możliwy, ale wręcz pożądany przez bohatera. Tyle że nie znajduje on nikogo, kto taki sposób istnienia by wsparł. Podwójna "tożsamość" bohatera, polska i żydowska, stawia go wobec pytania, kim jest. Wciąż jest traktowany jak bliski-obcy. Dramatyzm opowieści splata się z żywiołowym humorem, łagodzącym przeżycia Jakuba, które Łukasz Lewandowski maluje wyrazistą kreską. Rzecz rozgrywa się na prawie pustej scenie, pośrodku stoi tylko długi stół i kilka krzeseł. W głębi sceny stare szafy. Nikt do nich nie zagląda, ale może kryją trupy? Autor nie ucieka od wciąż trudnych związków polsko-żydowskich, od pełzającego jak zaraza antysemityzmu. Nikogo nie oszczędza. Może dlatego widzowie oglądają spektakl w narastającej ciszy, a po ostatnich słowach Jakuba: "Scalić to wszystko. Naprawdę chcę. Było cicho. Było pusto. Nie było nikogo. Wyszedłem na ulicę i zamknąłem za sobą drzwi", aktorzy nie wychodzą do oklasków. Ważne, poważne przedstawienie - teatr podstawowych pytań.



Tomasz Miłkowski
Przegląd
30 marca 2017
Spektakle
Historia Jakuba