Ku pokrzepieniu serc

Jest taki rysunek Andrzeja Mleczki. Mężczyzna, wychodząc z kina, komentuje: "Policjant taki sobie, ale zboczeniec był fantastyczny". W kulturze zło zawsze wyda się bardziej fotogeniczne. A na opowieść ku pokrzepieniu serc może się dziś porwać tylko kamikadze. W teatrze trudno o twórców bardziej chętnych do skoku na główkę do pustego basenu niż Monika Strzępka i Paweł Demirski. Ich spektakl "O dobru" jest kolejnym i najbardziej dobitnym w karierze artystów dowodem skłonności do takiego ryzyka.

Przedstawienie w wałbrzyskim Teatrze Dramatycznym powstawało w oparach emocji towarzyszących akcji protestacyjnej artystów polskich scen, odbywającej się pod hasłem "Teatr nie jest produktem, widz nie jest klientem". Tę wiecową atmosferę łatwo tutaj odnaleźć, tyle że objawia się ona w sposób skrajnie odmienny od wcześniejszej o tydzień premiery "Czy pan to będzie czytał na stałe?" we wrocławskim Teatrze Polskim. 

We Wrocławiu teatralna forma została wykorzystana pretekstowo i doraźnie po to, żeby objaśnić publiczności codzienny trud i znój artystów, zmagających się z tępą i bezduszną urzędniczą machiną. W Wałbrzychu Strzępka i Demirski doświadczenia zebrane podczas protestu wykorzystują jako punkt wyjścia dla swoistego eksperymentu. Nie tracąc ironicznego dystansu, żonglując tonacjami, sprawdzają, na ile teatr może być silnikiem napędzającym społeczną zmianę, kierującym świat na nowe tory. I czy sztuka może stać się rzecznikiem wolności wiodącej lud na barykady.

Pod tym względem ponoszą porażkę - lud wprawdzie pozwoli wyprowadzić się z teatru w plener, żeby przy ognisku zaśpiewać jednym głosem "You\'ll Never Walk Alone", ale potem rozejdzie się do domów, jak po każdym spektaklu, może dlatego, że zabrakło pomysłu na ciąg dalszy.

Ale temu, co wydarzy się między ostatnim dzwonkiem a finalnym śpiewem, warto się uważnie przyglądać. Fakt, jest w tym patchworkowym, kolażowym spektaklu wiele naiwności i uproszczeń. Przekonanie, że Amy Winehouse (rewelacyjna Agnieszka Kwietniewska), jedną z bohaterek "O dobru", faktycznie wykończyły bezlitosna Sony Music Enterntainment (Mirosława Żak) i obojętna publiczność, trąci demagogią - wydaje się, że artystka padła raczej ofiarą własnych autodestrukcyjnych skłonności, jak zresztą wiele ikon popkultury przed nią.

Ale w "O dobru" jest też trafna diagnoza współczesności oraz tych jej niepokojących symptomów, które umykają socjologom i dziennikarzom, a które mogą stać się zarzewiem buntu. I choć akcja "O dobru" w znacznej mierze toczy się w niedalekiej przyszłości (o ile punktem odniesienia dla "Tęczowej Trybuny" były Euro i rok 2012, to teraz mamy 2016, rok Europejskiej Stolicy Kultury we Wrocławiu), to terapia, jaką fundują swoim bohaterom Strzępka i Demirski w jednym z Miejskich Ośrodków Pomocy Społecznej, już dziś byłaby wskazana. Dedykowana wszystkim tym, którzy nie radzą sobie z życiem po transformacji, z różnych powodów, najczęściej dlatego, że w pogoni za życiowym sukcesem zatracili poczucie wspólnoty. Celem seansów w MOPS staje się jej wskrzeszenie - zbudowanie falującego tłumu, który mógł podtrzymać Amy w Belgradzie i który stanie pod oknami szpitala, w którym umiera słynny dziennikarz śledczy Carl Bernstein (Andrzej Kłak). I zaśpiewa dla aktora, który boi się otworzyć kopertę z wynikami swoich badań, a za jakiś czas, być może, spotka się na ulicy, żeby okupować banki.



Marcelina Kita
Przekrój
19 czerwca 2012