Laboratorium Mai Kleczewskiej

Bydgoski "Płatonow" według Czechowa to spektakl z założenia niedokończony, a mimo to wciągający.

Intrygujący "Płatonow", zrealizowany w bydgoskim Teatrze Polskim, mieści się w bocznym nurcie poszukiwań Mai Kleczewskiej. To raczej warsztat niż gotowy spektakl mający w działaniu pokazać, czy możliwy jest jakikolwiek przepis na Czechowa współczesnego. 

Maja Kleczewska milczała przez ponad rok. Wróciła na początku czerwca znakomitym "Maratem/Sadem" Weissa w Teatrze Narodowym w Warszawie - najbardziej radykalnym z jej przedstawień. Monumentalna inscenizacja stawiała bezkompromisowe pytania o moment, gdy rewolucja przeradza się w narodziny totalitaryzmu, badała wykoślawioną tożsamość ludzi poprzez szaleństwo wyłączonych poza nawias społecznych norm. Była też propozycją teatru nieludzkiego - trudnego do wytrzymania i dla aktorów, i dla przyzwyczajonej do pielęgnowania swego samopoczucia publiczności. 

Przygotowany niespełna miesiąc po warszawskim spektaklu "Płatonow" to kolejny eksperyment artystki. Rzecz znacznie skromniejsza, zamknięta w wąskiej laboratoryjnej przestrzeni. Nie jest to pełna sceniczna wersja któregokolwiek z wątków młodzieńczej sztuki Czechowa, ale poligon doświadczalny, w ramach którego wypreparowane zostają relacje tytułowego bohatera z lgnącymi do niego kobietami, sprawdza się też znaczenie poszczególnych ról w konfrontacji z mającymi je zagrać aktorami. "Marat/Sade" ze swą wykrystalizowaną strukturą był przedstawieniem skończonym. "Płatonow" jawi się jako jego przeciwieństwo. To teatr programowo niedoskonały, pogrążony w badaniu używanych środków, manifestacyjnie niegotowy. Raczej studium tematu i bohatera niż inscenizacja stanowiąca punkt odniesienia dla przyszłych realizatorów dramatu. 

To, co oglądamy na scenie Teatru Polskiego, nijak się ma do klasycznych już dziś widowisk Jerzego Jarockiego, realizowanych we wrocławskim Teatrze Polskim w latach 90. oraz eksperymentów Krystiana Lupy ze studentami krakowskiej PWST. Nie nawiązuje też do gorzkiego spektaklu Pawła Miśkiewicza z warszawskiego Dramatycznego ani fascynującego ostentacyjną melodramatycznością olsztyńskiego przedstawienia Krzysztofa Nazara. Praca Kleczewskiej korespondować miała z dwiema inscenizacjami składającymi się na projekt "Czechow Saga". Trzech reżyserów w tej samej scenografii Pawła Wodzińskiego miało zaproponować odczytania trzech sztuk pisarza. Zaczął Paweł Łysak "Trzema siostrami", potem na "Czajce" przewrócił się Wiktor Rubin (premierę odwołano), "Płatonow" Kleczewskiej miał domykać graną jednego dnia trylogię pod hasłem "Czechow współczesny". 

Skoro "Czajki" nie ma, a oba przedstawienia pokazywane są na razie oddzielnie, "Płatonow" musi istnieć poza szerszym kontekstem. Mimo to znać, że przygotowywany był wedle innych założeń. Nowa sytuacja być może pozbawiła widowisko Kleczewskiej możliwych w konfrontacji z innymi twórcami sensów. 

Wszyscy aktorzy zajmują miejsca w pierwszym rzędzie ustawionej na scenie widowni. O ile nie biorą udziału w akcji, pozostaną tam, by obserwować poczynania kolegów. Niewielką przestrzeń zagospodarował Wodziński ledwie kilkoma sprzętami. Jest sofa, biurko, a na nim monitor, w którym nieustannie lecą ogłupiające kreskówki. Jeszcze tandetna sofa, lodówka wypełniona butelkami z winem i krzesła. W drugiej części pomiędzy nimi staną olbrzymie reflektory pozasłaniane jasnymi blendami. 

Maja Kleczewska, adaptując dla potrzeb swego przedstawienia scenografię Wodzińskiego, ostentacyjnie podkreśla jej autotematyzm i prowizoryczność. Nic nie udaje domu generałowej Wojnicew (Aleksandra Bożek) ani szkoły, gdzie uczy Michał Płatonow (Mateusz Łasowski). Jesteśmy wszędzie i nigdzie - gdzieś w teraźniejszości. A może raczej w teatralnej sali prób czy też laboratorium, w którym Kleczewska wraz z aktorami prowadzą swe badania nad postaciami z dramatu Czechowa. Reżyser miesza chronologię zdarzeń, żongluje sekwencjami z poszczególnych aktów sztuki. Interesują ją przede wszystkim kobiety Płatonowa, bo on sam w interpretacji Łasowskiego wydaje się bezbarwny i nieciekawy. Skoro trudno uwierzyć, co one wszystkie dostrzegły w wiejskim nauczycielu, Kleczewska skupia się na portretach generałowej, Sonii (Dominika Biernat), Marii (Marta Nieradkiewicz) i Saszy (Marta Ścisłowicz). Jednak i w nich na dalszy plan odsuwa psychologię. Liczy się seksualność, świadomość ciała czy też w nim uwięzienia, proces wchodzenia aktorek w role, wyzbywania się prywatnego wstydu, przymierzania ekstremalnych emocji kobiet Płatonowa do swoich doświadczeń. Obserwowanie świetnie dysponowanych, odważnych (szczególne brawa dla Marty Ścisłowicz) młodych artystek Teatru Polskiego bywa fascynujące. Problem w tym tylko, że w spektaklu bez Płatonowa przez prawie trzy godziny, i to musi nużyć. 

W efekcie mamy poczucie uczestnictwa w próbie u Mai Kleczewskiej badającej dzisiejszy sens "Płatonowa" i sprawdzającej, czy da się go wystawić w tzw. entourage\'u współczesności. Bydgoski spektakl nie przynosi na to pytanie odpowiedzi, a jej szukanie tylko chwilami bywa inspirujące.



Jacek Wakar
Dziennik
7 lipca 2009
Spektakle
Płatonow