Laboratorium teatru Michała Borczucha
"Czarne papugi", ostatni spektakl Michała Borczucha, dwukrotnego laureata nagrody na festiwalu Boska Komedia i zdobywcy "Paszportu Polityki", właściwie nie jest spektaklem. I to jest jego siła.Dobrze, że ten projekt (ulubione słowo w dzisiejszym teatrze) odbywa się w Małopolskim Ogrodzie Sztuki (scena Teatru im. J. Słowackiego w Krakowie). Bo to miejsce na eksperymentalne przedsięwzięcia. I tym właśnie jest najnowsze przedstawienie Michała Borczucha. Bo zamiast gotowego dzieła oglądamy raczej laboratorium formy. Mamy wgląd w to, jak artysta wraz z aktorami konstruuje formę swoich spektakli, a raczej jak jej poszukuje. Oglądamy film nagrany w nieczynnym skrzydle szpitala w Kobierzynie, rozmowy z dawnymi pacjentami, eksperymenty ze światłem, próby odgrywania i przetwarzania rozmów, budowania roli przez aktorów. I to właściwie wydaje mi się w tym projekcie najciekawsze. Poszukiwanie ekwiwalentu zadanego tematu - w tym wypadku choroby psychicznej.
Borczuch potraktował salę teatralną jak ludzkie ciało. To, które jest bohaterem tekstu Alejandro Moreno Jashesa. Tam oczy wędrują do wnętrza organizmu ludzkiego i odkrywają oczywistość: jest ciemno. Jak w sali teatralnej. W tym wnętrzu następuje kotłowanina fizyczności i emocji. Wszystko dzieje się dwutorowo. Z jednej strony na ekranie, z drugiej - poprzez reakcje aktorów. Nie grę, a raczej nawiązywanie do przestrzeni, filmu, muzyki. Jak w schizofrenii doświadczamy polifonii myśli.
To nie jest gotowy spektakl. I jako spektakl właściwie trzeba go uznać za nieudany, momentami niespójny, może i nużący (zwłaszcza dla tych, którzy nie skorzystają z możliwości, jaką przygotował Borczuch - czyli z chodzenia po sali, a nie tkwienia w jednym miejscu). Ale dla tych, którzy chcą doświadczyć sposobu pracy reżysera - będzie to niezwykłe doświadczenie i ciekawy eksperyment.
Łukasz Gazur
Dziennik Polski
3 lipca 2018