Łączy ich jedna sprawa - sado-maso zabawa...

"Bałem się telewizji. Bałem się jej włączać. / Czułem jak nas pożera jej niszcząca siła. / Jak się rakoprzestrzeni w moim życiu, w naszym życiu; / wyznacza czas przemiany uczucia w rutynę; / wysysa z nas, jak wampir, całą naszą miłość / - choćby nawet największą.

Przez pierwsze miesiące / naszej miłości z Gosią - nie grał telewizor: / Chodziliśmy na spacery. / Trzymaliśmy się za ręce. / Słuchaliśmy Dżo Kokera / - z jednych słuchawek - we dwoje... / Siedzieliśmy zagadani, / zapomniawszy włączyć światło: / wszystko było takie ważne, / co do siebie mówiliśmy... / Kochaliśmy się ze sobą... / Znowu sobie gadaliśmy... / I znów słuchaliśmy Najt Kols.../ Czasem z rzadka tam tylko coś obejrzeliśmy / - jakiś ważniejszy dziennik... Aż pewnego razu / - jakiś serial z rozpędu... i - kładąc się kochać / - nie wyłączyliśmy go; to nie był przypadek!... / Każde z nas pomyślało - zgasić czy nie zgasić? / i... jakoś nie zgasiło... Dało grać mu dalej... / i tak oto on wślizgnął się z nami do łóżka. / Na trzeciego. I został już z nami na dobre... / Teraz, gdy wpadaliśmy do mej... przyszłej żony, / to włączała od progu - w płaszczu - telewizor... / Grał przy naszej miłości, seksie i kryzysach; / przy zerwaniach, powrotach... Zeżarł nas do szczętu. / Nie patrzymy se w oczy już - to nas żenuje: / patrzymy w telewizor. Ma teraz monopol / na łączność między nami. Patrzymy na siebie / wzrokiem... jakby odbitym przez ten telewizor... / Jesteśmy półistnieniem odbitym od niego. / Żyjemy z nim w trójkącie. Bez niego jest pusto. / Nie wystarczamy sobie. Już go jej brakuje. / Już wessał naszą miłość. Może jej nie było / skoro zdołał to zrobić?"

Powyższy tekst nie jest monologiem bohatera „Nas troje”. Pochodzi z innego tekstu Marka Koterskiego, zatytułowanego „Nienawidzę”. Również w spektaklu Radia TOK FM powracają charakterystyczne dla tego dramaturga motywy: dentystka – sadystka („Nic śmiesznego”), atakujące bohatera reklamy („Dzień świra”), a wszystkiemu patronuje fragment z „Życia wewnętrznego”: „Posłuchaj! Ty to nie ty. Z którą / miałem żyć mieć / dziecko owoc miłości. Razem. Do starości… / Ty! To ktoś zamieniony! To ktoś podstawiony!”. Pojawia się także mocno autobiograficzny fragment: Adaś wspomina, jak to – mając na polonistyce zrobić reportaż – trzymał haki podczas trwającej sześć godzin operacji usunięcia wyrostka. Tymczasem Koterski w rozmowie z Katarzyną Bielas mówił o „Lekkiej tkliwości” – swoim pierwszym dokumencie: „Byliśmy długo w szpitalu, zostaliśmy wpuszczeni do sali operacyjnej. Któregoś dnia przywieźli młodą, piękną dziewczynę. Rozcięli ją, mój doktor włożył rękę w rękawicy do czegoś, co wyglądało jak rękaw w reaktorze jądrowym, i zaczął, organ po organie, penetrować. Po długim szukaniu mówi: - Rak. Nieoperowalny, oplata kręgosłup, przerzuty na węzły chłonne. Jeśli dotkniemy pacjentki, zejdzie na stole”.  

Gosia (Małgorzata Bogdańska) i Adaś (Wojciech Malajkat) są ze sobą już prawie dwa lata. Wydaje się, że cały ten czas upłynął im na „słownych starciach”, „werbalnych rozgrywkach” i „leksykalnych przegranych”. Niedługo te kłótnie przerodzą się w „codzienne ujadanie”, jakie on znał z domu rodzinnego. Co ciekawe – to właśnie Adaś wyrzuca z siebie kilometry słów, jest stroną atakującą, co nie przeszkadza mu stwierdzać, że tak naprawdę jest czuły i łagodny („dłonie pianisty”), a agresja jest jedynie jej domeną. Tymczasem Gosia jest pasywna, milcząca. Początkowo próbuje rozbroić go dowcipem. Gdy on mówi, że nie chce się ciągle walić się z nią jak w ringu, ona odpowiada: „Przecież lubisz się walić ze mną”. Kiedy Adaś stwierdza, że ona lubi „całkiem innych niż on”, ona pyta z uśmiechem: „A jakich lubisz?”. Kiedy jednak sugeruje, że na „balandze u Gajki” „rozłożyła nogi przed tamtym”, zdenerwowana rzuca mu krótkie „Spierdalaj!”. Adaś ma wreszcie okazję, by - przekrzykując reklamującą „Pipex” Mariolę Wargę - po raz kolejny móc oskarżać Gosię. A lista zarzutów jest bardzo długa. Gdy jest z nią w towarzystwie, nikt go nie słucha, staje się „przebitą dętką”. Gdy kocha, nie klnie, bo chce, by między nim a ukochaną było odświętnie. Ale ona uważa, że to niemęskie, więc Adaś co jakiś czas „rzuca mięsem”. Mówi mu, że jest za chudy i wygląda jak pająk, bo sama uwielbia „młodych byczków”, których „jest za co złapać”. Żali się, że Gosia nie okazuje mu czułości. Zamiast głaskania po głowie czy policzku – „sportowe pieszczoty” jak między trenerem i zawodniczką. A przecież on nie jest cholerną „kajakarką górską”!!! Wypomina jej nieistniejące zdrady – z tymi wszystkimi „prawdziwymi chłopami” o grubych rysach i czerwonych ryjach. Z jednym „się walnęła”, z drugim „leciała w ślinę”, asystenta na wykładzie wymrugała z ławki, w nocy piła wódkę z kuzynem, a i z czarnoskórym Garym było coś stuprocentowo. Cierpi, bo ona więcej czasu poświęca jego penisowi niż intelektowi i osobowości. Czuje się jak parasol albo płaszcz przeciwdeszczowy, wiszący w szafie – jak jest ładnie, to ona i tak woli hasać bez niego. Adaś łamie związki frazeologiczne, przysłowia, stosuje szyk przestawny, cytuje „Sambę przed rozstaniem” Hanny Banaszak i równie słynne „Wiem, że nic nie wiem” Sokratesa. Łapie Gosię za słówka, a jego logika bywa porażająca: 

ADAŚ:
Jak mieliśmy z tym trudności, z seksem…

GOSIA:
Nie pamiętam…

ADAŚ:
Ja miałem. No, ty też miałaś, jak się potem okazało. Jeśli to prawda, że ze mną dopiero przeżyłaś, miałaś pierwszy raz, odczułaś…

GOSIA:
Prawda…

ADAŚ:
Chyba, że mówisz to każdemu…

GOSIA: 
Nie każdemu…

ADAŚ:
Więc niektórym mówisz? 

Aktorzy na godzinę po prostu stali się Gosią i Adamem. Ciekawie brzmi bohaterka, mówiąca Adasiowi, że skoro Polki nie szanują swoich mężczyzn, to niech sobie znajdzie Finkę albo Malajkę. Jeśli pamiętamy, jak ma na nazwisko aktor, grający jej partnera, brzmi to bardzo zabawnie. Gosia Małgorzaty Bogdańskiej jest o niebo ciekawsza wtedy, gdy zrzuca maskę złośliwości i przestaje wbijać „szpileczki” Adasiowi. Nuci „O mnie się nie martw”, mówi, że jej partner w sprawach łóżkowych jest profesorem i usprawiedliwia się, że wprawdzie podczas jego wyjazdów zrobiła tylko rękaw (Penelopa?) swetra, ale myślała zdecydowanie więcej. (akapit)

Kilka lat temu w chorzowskiej „Rozrywce” widziałem „Śmierć komiwojażera” w reżyserii Kazimierza Kutza. Na scenie – świetnie zbudowany Wojciech Malajkat jako Biff. Nic nie zostało z emploi „trochę zagubionego okularnika”, ale w radiu może sobie pozwolić na zagranie zakompleksionego, neurotycznego inteligenta. Zapada w pamięć potężny monolog zdyszanego Adasia (słychać tę „pianę z pyska”) na temat „wariackiego kółka” kolejnych telefonów i wypijanych przez Gosię wódek, zwieńczony konstatacją: „Bo ty kochasz tylko, jak jest rozpierducha i jak jesteś bita, kochasz tylko w klasycznym układzie suka i jej pan!”. Kiedy mówi, że partnerka zna na pamięć losy „o, tych tam, z serialu” i płacze nad bohaterami „Guza mózgu” i tym, że Adam nie jest Carringtonem, a dla niego ma „suche oko”, naprawdę mu się współczuje. Wtedy nawet to „Tyś powinna wyjść za mąż za telewizora!” nie śmieszy. Warto posłuchać Adasia, czytającego swój list do Gosi i Malajkata, mówiącego ten monolog najprościej, jak tylko się da:  

„Całe życie marzę o miłości na całe życie. Całe życie pragnąłem spotkać kobietę, z którą chciałbym się zestarzeć. Codziennie na nowo ożywam nadzieją, że już dzisiaj nareszcie przydarzy mi się to, co przydarzyło się Mistrzowi i Małgorzacie. Że oto wyjdę z domu i spotkam mą nieznaną ukochaną i że miłość napadnie na nas tak, jak napada wyrastający z zaułku morderca i porazi nas od razu. I że będziemy rozmawiać ze sobą, jakbyśmy się rozstali dopiero wczoraj. I że ona mi powie, że musieliśmy się kochać od dawna, jeszcze się nie znając. I że wyszła tego dnia z domu właśnie po to, bym ją wreszcie odnalazł, bo jej życie było pozbawione sensu”.  

Po premierze słuchowiska jeden z obecnych w studiu redaktorów stwierdził, że jest rozczarowany – nie przekonali go ci papierowi bohaterowie. Zaznaczył jednak, że to być może dlatego, że jest po prostu za młody i to nie są jego problemy. Z kolei Tomek_N z Warszawy na jednym z forów napisał: „No i posłuchałem drugiego słuchowiska (…) przez kilkanaście minut. Fabuła nieciekawa, słownictwo bohaterów na niskim poziomie, przekleństw trochę mniej niż w pierwszym słuchowisku, ale są. Za taki teatr radiowy bez abonamentu już dziękuję…”. Wydaje mi się, że to nie kwestia wieku – piszący te słowa ma dwadzieścia trzy lata – lecz inteligencji i wrażliwości. Wbrew temu, co twierdzi Krzysztof Majchrzak, Marek Koterski – jak to określił w ostatniej rozmowie z reżyserem Grzegorz Ciechowski – tworzy dla ludzi, którzy kumają czaczę. A więc nie wszyscy się załapią…



Tomasz Klauza
Dziennik Teatralny Katowice
20 lutego 2009
Spektakle
Nas troje