Lalkowy tańczący tygrys

Gasną światła, wygodnie usadowieni w fotelach czekamy na dzielną Szu-Hin... Nieoczekiwanie otwierają się drzwi i na widownię tanecznym krokiem wkraczają Chińczycy (aktorzy z lalkami), wdzięcznie się kłaniając. Gong i zaczynamy wędrówkę po baśniowym świecie.

Gong i zaczynamy wędrówkę po baśniowym świecie. Wyruszamy razem z Szu-Hin, córką ubogiej wieśniaczki z Państwa Środka, do egzotycznej krainy kolorowych smoków, mandarynów, przemądrzałych świętych żółwi, małp i duchów. Aby zachęcić chorego brata do zjedzenia lekarstwa (zupy z gniazd jaskółczych) Szu-Hin musi spełnić wymagające wielkiej odwagi życzenia - sprowadzając do chaty zadziwiające postacie. 

Wędrówce wśród pól ryżowych i bawełny towarzyszy muzyka skomponowana przez Jerzego Stachurskiego. Chińskie motywy pożenił z gospel, rapem czy reggae. Piosenki w spektaklu "Tygrys tańczy dla Szu-Hin" w gdańskim teatrze Miniatura wpadają w ucho, a rockowa ballada "Kołysanka bambusowego lasu" ma szansę stać się przebojem. Muzyka jest uniwersalna, chociaż pojawiają się w niej ozdobniki charakterystyczne dla muzyki chińskiej. 

Mali widzowie na premierowym przedstawieniu w minioną sobotę wybiegali z foteli, żeby potańczyć w przejściach. Jednak gdy przybył Biały Tygrys - szybciutko uciekały w bezpieczne objęcia rodziców. Grozę wzbudza zwłaszcza wielki Duch Choroby (animowany aż przez trzech aktorów). Gdy się pojawia, na widowni rozlegają się okrzyki przerażenia. 

Przestrzeń sceniczna - to wiejska chata, świątynia, pałac mandaryna, góry itd., naszkicowane bardzo umownie. Sceny oddziela od siebie chiński wachlarz. Jednym ruchem zasłania miejsce akcji, potem rozchyla się, a my z wiejskiej chaty przenosimy się do sadzawki, gdzie wypoczywają święte żółwie. 

- Scenograf Olga Leszko zaprojektowała tak olśniewające lalki, że niektóre można by wprost ze sceny wstawić do muzeum - zapewniał przed premierą reżyser Konrad Szachnowski. I rzeczywiście, są cudowne. Zwłaszcza bajecznie kolorowy smok. Dzieci na widok wyczarowanych przez scenografa postaci brawami przerywały akcję.

Aktorzy świetnie animują lalki. Są też w znakomitej formie wokalnej. Tytułowa bohaterka, grana przez Magdalenę Żulińską - to jednocześnie dobrze wychowana, pokorna chińska dziewczynka, ale i sprytna, odważna młoda osóbka. Wszyscy grają dobrze, zapamiętamy zarówno Arkadiusza Urbana - jako opryskliwego lekarza Czeng-Ming, jak i Edytę Janusz Ehrlih, jako jednego z żółwi. 

Przesłanie baśni jest jasne: gdy kochamy i mamy w sobie upór i odwagę, pokonamy wszystkie przeszkody. Sztuka Anny Świrszczyńskiej "Tygrys tańczy dla Szu-Hin" - to prościutka bajka z morałem dla dzieci. Na scenie została przełożona na widowisko pełne efektownych i zaskakujących sytuacji - ale to zasługa zarówno reżysera Konrada Szachnowskiego, jak i scenografa Olgi Leszko, którzy stworzyli spektakl pełen ekspresji i urody. 

"Tygrysem" teatr Miniatura zamknął udany sezon, w którym przygotował cztery premiery: "Powrót błazna", "Dziadka do orzechów", "Koralinę" i "Tygrys tańczy dla Szu-Hin". Przedstawienia utrzymane w różnej stylistyce i adresowane do różnych wiekowo widzów. 

Najmniej udany był "Dziadek do orzechów" - ramotka. Wydarzeniem na pewno była "Koralina", na podstawie powieści Neila Gaimana, w reżyserii Włodzimierza Fełenczaka, któremu udało mu się zachować walory powieści Gaimana, choć jednocześnie stworzył na scenie fantastyczną rzeczywistość na granicy światła i ciemności. I wreszcie w tym sezonie wystartowała na gościnnej scenie Miniatury długo oczekiwana Scena Wizji i Formy. Na inaugurację swój autorski (rozmaicie oceniany) spektakl "Powrót błazna" pokazał Andrzej Markowicz.



Grażyna Antoniewicz
POLSKA Dziennik Bałtycki
22 czerwca 2009