Lament sumienia

Rok 1994, Ruanda. Podburzeni przez władze przedstawiciele plemienia Hutu chwytają maczety. W ciągu kilku miesięcy mordują prawie milion osób spośród swoich sąsiadów, Tutsi. Cywilizowany świat milczy i odwraca oczy. W dwadzieścia lat po masakrze spektakl „Umwuka" w reżyserii Jana Naturskiego, podążając za tekstem Wojciecha Tochmana o tamtych wydarzeniach („Dzisiaj narysujemy śmierć") oddaje głos mordercom i ofiarom i zadaje pytania o granice ludzkiej nienawiści.

Akcję przedstawienia osadzono w Kigali Memorial Center, miejscu pamięci o masakrze, mieszczącym się na grobach 250 tysięcy ludzi. Na ścianach powieszono mnóstwo starych fotografii, w głębi sceny znajduje się przypominająca kostnicę wyłożona białymi kafelkami wnęka, po bokach - ściany z blachy falistej. W spektaklu występuje siedem osób: gdy dowiadujemy się, że właśnie tylu Tutsi ginęło co minutę podczas masakry, symbolika tej liczby staje się przerażająco wyraźna.

„Umwuka" ma charakter scenicznego reportażu, na który składają się opowieści jednostek, niezauważonych, zapomnianych, przeżywających traumę ocaleńców. Najgorsza okazuje się bowiem nie sama śmierć, lecz życie z piętnem osobistej tragedii, doświadczenie przetrwania wobec straty najbliższych. Widz jest adresatem zwierzeń kobiet Tutsi, traktowanych ze szczególnym okrucieństwem. Ich historie są świadectwem kompletnego bankructwa pojęć piękna i miłości („jesteś piękna, będziesz umierała długo"), wyrazem bezsilności i rozpaczy wobec brutalności mężczyzn, często najbliższych sąsiadów. Kobiece monologi i pieśni, w tym przejmujący śpiew matki nienawidzącej syna poczętego w wyniku zbiorowego gwałtu (Małgorzata Fijałkowska), stanowią trzon relacji z wydarzeń sprzed dwudziestu lat.

Głosom ofiar przeciwstawiono wypowiedzi katów, wypierających z pamięci własne poczynania („nie było żadnego ludobójstwa") i świadków masakry, zaciekle broniących swoich racji („ja żadnych ciał nie widziałam"). Monolog siedzącego w więzieniu Hutu (Tomasz Leszczyński) pozwala uświadomić sobie ogrom psychicznych strat poniesionych przez uczestników wydarzeń („rośnie we mnie morderca").

Na scenie kreowany jest obraz świata, który odwraca wzrok od ludzkiego cierpienia: pojawiające się kilkakrotnie autentyczne komunikaty medialne, wskazują na wydarzenia, którym w 1994 roku poświęcono znacznie więcej uwagi (mistrzostwa świata w piłce nożnej, konkurs Eurowizji, czy ...premiera filmu „Król lew"). Obojętność wielkich tego świata wobec spraw małego afrykańskiego kraju ukazuje również wpleciona w akcję piosenka żołnierzy ONZ, parodia „Marsylianki", w tonie tragikomicznym.

Wizja człowieka wyłaniająca się z „Umwuki" niepokoi i przeraża. Człowiek jest tym, który zna zbyt wiele synonimów słowa „zabijać" (co uderza w znakomicie skomponowanej scenie z rzucaniem maczet na metalowy szpitalny wózek) i tym, który zdolny jest usprawiedliwić najgorsze okrucieństwo. W spektaklu nawet język staje się nośnikiem śmierci: wypowiadane śpiewnym szeptem słowo „maczeta" mrozi krew w żyłach; nazwy plemion „Tutsi" i „Hutu" przekształcają się w odgłosy karabinowych wystrzałów lub pogardliwego spluwania na ziemię.

Przedstawienie budzi skrajne emocje, od zdziwienia po lęk. Znakomita gra aktorska sprawia, że uczucia porażają widza swoją autentycznością. Świetna muzyka Grzegorz Mazonia, oparta na afrykańskich rytmach, niepokoi i zachwyca.

„Umwuka" to wielki lament nad tymi, którzy zginęli w Ruandzie, ale i wyrzut sumienia dla współczesnego świata. Ukazując człowieka zdolnego do największej nienawiści, zdaje się badać, czy – i jak daleko – odeszliśmy od obojętności wobec wydarzeń z 1994 roku. Stawia przy tym bardzo niewygodne pytania, które drążą nasz umysł jeszcze długo po wyjściu z teatru.

 



Karolina Augustyniak
Dziennik Teatralny Wrocław
18 czerwca 2014
Spektakle
Umwuka