Leni Riefenstahl - artystka z historycznym pechem

Sztuka Leni Riefenstahl. Epizody niepamięci zarówno ze względu na osobę reżyserki, zbierającej laury Eweliny Marciniak, bohaterki, kontrowersyjnej koleżanki po fachu, reżyserki nazistowskich Niemiec, jak i przesuniętej daty premiery, okazała się najbardziej wyczekiwanym spektaklem sezonu, a nawet ostatnich lat.

Od premiery Morfiny, wystawianej z równym Leni rozmachem w przestrzenii industrialnej Galerii Szyb Wilson, wyczekiwano z niecierpliwością kolejnej sztuki, którą Marciniak wystawi pod banderą Teatru Śląskiego im. Stanisława Wyspiańskiego. Nowy tytuł był tym bardziej wyczekiwany, gdy ujawniono, kim będzie główna bohaterka, a w miastach zaczęły pojawiać się plakaty z czarną swastyką, promujące nadchodzący spektakl. Scenarzyści: Iga Gańczarczyk i Łukasz Wojtyszko swoje zainteresowanie skierowali ku jednej z najbardziej kontrowersyjnych postaci XX wieku. Leni Riefenstahl przed wybuchem II wojny światowej została ogłoszona reżyserką genialną, której całowali ręce sam fuhreh i Joseph Goebbels, po kapitulacji Niemiec stała się przeklęta. Jej filmy: Triumf woli, Zwycięstwo wiary i Olimpiada choć są niewątpliwie propagandowe, brakuje im tendencyjnego komentarza, a wśród filmowców do dziś budzą uznanie wykorzystaniem innowacyjnych technik. Jak padło zresztą w sztuce, sama Leni po latach mawiała: Chciałam tylko robić filmy w potwornych czasach.

Spektakl został wystawiony w Galerii Szyb Wilson i przygotowany z rozmachem scenograficznym, sama scena zajęła pół imponującej wielkością, głównej hali największej prywatnej galerii współczesnej w Polsce. W dramacie przewija się wiele postaci: od Leni Riefenstahl w odsłonie starszej i młodszej, przez Hitlera, Goebbelsa, Ewę Braun, Marlenę Ditrich, na Elfriede Jelinek i członkach antyhitlerowskiej organizacji Biała Róża kończąc. Spektakl nie odpowiada jednoznacznie na pytanie, czy Leni Riefenstahl została właściwie potraktowana przez powojenny świat. Każda z postaci ma względem bohaterki odmienny stosunek, a Marciniak słusznie unika generalizowania i moralizowania. Koordynująca działaniami Białej Róży Jelinek i członkowie organizacji - Sophie i Hans, uznają Riefenstahl za zbrodniarkę na miarę nazistów; Goebbels i Hitler traktują Leni jako narzędzie do zaspokajania propagandowych potrzeb III Rzeszy. Wprowadzenie postaci Marleny Ditrich i młodej Leni ukazują z kolei stłamszenie młodej aktorki, która postanowiła zostać wybitną reżyserką. Spektakl kończy monolog głównej bohaterki, która kwituje, że chcąc robić rzeczy większe, aniżeli być zadaniową aktoreczką, wybrała bycie nazistowską reżyserką kosztem wyjazdu do Hollywood. Cena jaką musiała za to zapłacić, była wielka.

Teatr Marciniak jest teatrem umownym. Nie sposób odczytywać postaci i zawartych w sztuce motywów dosłownie. Oto wielkiego ministra propagandy i zbrodniarza wojennego Josepha Goebbelsa gra dziecko, któremu małżonka podciera nos, Nubijczyków - umiłowany przez Leni lud afrykański, który namiętnie portretowała, grają nadzy tancerze opruszeni złotem. Groteska i przerysowanie nie rażą, zwłaszcza w kontekście tak neurotycznych postaci jak choćby Adolf Hitler. Aktorom grającym w specjalnie spreparowanych maskach należą się szczególne słowa uznania. Mateusz Znaniecki w roli fuhrera, Violetta Smolińska jako Magda Goebbels, wreszcie Małgorzata Gorol grająca Leni Riefenstahl zostali pozbawieni podstawowego narzędzia pracy aktora - twarzy. Pod zastygłymi maskami nie zobaczymy ich mimiki, grymasów, a mimo to, nie mamy wątpliwości co do pełnokrwistości granych przez nich postaci i pierwszorzędnego aktorstwa.

Spektakl dopełnia warstwa audiowizualna. Na ogromnych ekranach zamykających scenę wyświetlane są materiały archiwalne - fotografie i fragmenty filmów Riefenstahl. Na żywo nastrój za pomocą dźwięków buduje perkusista przygrywający z twarzą zakrytą czarną kominiarką. Agresywna, dynamiczna muzyka nadaje tempa akcji i podkreśla najbardziej nasycone dramaturgicznie momenty spektaklu.

Gańczarczyk i Wojtysko, a nawet sama Marciniak nie podejmują prób wybielenia kart historii Leni Riefenstahl. Stworzyli jednak pole do dyskusji na temat właściwości osądów i motywów kierujących tak kontrowersyjną postacią, której przyszło tworzyć w najgorszych możliwych czasach. Najnowsze dziecko Teatru Śląskiego jeszcze długo będzie na ustach widzów, a z pewnością nie zabraknie chętnych, by doświadczyć po raz kolejny tej doskonałej synergii formy i treści.



Katarzyna Siewko
pokladykultury.pl
15 listopada 2016