"Lepszy Gomułka w garści, niż Mao na dachu"

Sceniczna adaptacja jednego z wątków "Tysiąca spokojnych miast" Jerzego Pilcha w reżyserii Jacka Głomba pokazana zostanie w środę 26 marca na 16. Festiwalu "Oblicza teatru" w Polkowicach.

Mimo że Legnicę od Polkowic, miasto bez teatru, dzieli ledwie 40 kilometrów środowa (początek o godz. 20) prezentacja "Zabijania Gomułki" w adaptacji Roberta Urbańskiego będzie debiutem legnickiego teatru na polkowickim festiwalu, któremu w tegorocznej odsłonie patronuje honorowo Piotr Fronczewski.

Dzień później, w czwartek 27 marca (godz. 19), sztuka w reżyserii Jacka Głomba wystawiona zostanie na legnickiej Scenie Gadzickiego i będzie artystycznym akcentem obchodów Międzynarodowego Dnia Teatru w Teatrze Modrzejewskiej.

Wybór spektaklu, który uświetnić ma święto ludzi sceny wydaje się nieprzypadkowy. "Uroczy. Ten staromodny przymiotnik najpełniej oddaje atmosferę, kunszt aktorów, zamysł reżyserski i efekt końcowy produkcji Teatru Modrzejewskiej. "Zabijanie Gomułki" to spektakl nieudziwniony, błyskotliwy, prowadzący widzów ścieżką bliską polskiej rzeczywistości". Tak legnicką adaptację prozy Pilcha ocenił recenzent i kulturoznawca Leszek Pułka.

Pomysł, by z powieści wykroić motyw groteskowego zamachu i uczynić go siłą scenicznego dramatu, jak i przeniesienie na legnicką scenę sztuki, która swoją prapremierę miała osiem lat wcześniej w Zielonej Górze, był strzałem w dziesiątkę, o czym świadczą nie tylko recenzje, ale i spontaniczne reakcje publiczności, która na tym przedstawieniu bawi się znakomicie, na przemian śmieje się i chichocze. Wielka w tym zasługa Zbigniewa Walerysia, któremu reżyser ponownie powierzył rolę Józefa Trąby, "pijaka, który od wódki trzeźwieje" i autora szalonego pomysłu zgładzenia "jednego z wielkich tyranów ludzkości" za pomocą chińskiej kuszy.

"Upiór polskiego wódopijstwa, wielki mag flachy, zaklinacz alkoholowego odoru, polski Kordian na emeryturze" pisał o tej scenicznej kreacji cytowany już Leszek Pułka. Nie jest w swojej ocenie odosobniony, czym po raz wtóry potwierdził, że mamy do czynienia z jedną z najwybitniejszych pijackich ról w historii polskiej sceny.

Akcja sztuki rozgrywa się latem 1963 roku. Jej bohaterowie planują wyprawę do Warszawy i zgładzenie Władysława Gomułki, bowiem niejaki Józef Trąba (Zbigniew Waleryś) postanowił przed śmiercią zrobić coś pożytecznego dla ludzkości. Ten nierób, lekkoduch, pijak i filozof w jednym, ma jednak problem, bo, "cóż można uczynić, kiedy nie ma co uczynić". Postanawia zatem zabić "jednego z wielkich tyranów". Wybór pada właśnie na I Sekretarza PZPR. Dlaczego akurat na niego? Hitler i Stalin są już "passé", a Mao Tse Tung trudno osiągalny z uwagi na dystans i chroniczny brak gotówki. "Lepszy Gomułka w garści, niż Mao na dachu" - objaśni pomysłodawca i wielki miłośnik ziołowych nalewek.

O zrodzonym podczas wódczanych nasiadówek oraz szachowych partyjek "sekretnym" pomyśle Pana Trąby i miejscowego Naczelnika (Bogdan Grzeszczak), ojca oczekującego konfirmacji Jerzyka (Mateusz Krzyk), błyskawicznie dowiaduje się cała lokalna wspólnota ewangelicka (rzecz dzieje na ziemi cieszyńskiej), która poddaje pomysł publicznej debacie. Niejako przy okazji Jerzyk zakochuje się w dojrzałej, zamężnej i atrakcyjnej wczasowiczce z Warszawy (Ewa Galusińska), która staje się dla niego "anielicą pierwszej miłości". Sam zaś Trąba nieustająco wzdycha do żony Naczelnika (Gabriela Fabian).

"Wszystkie postacie zostały przez Pilcha wyposażone w jakiś nadmiar, przerysowanie, przesadę, a Głomb ten karykaturalny rys podchwycił i podkreślił w swojej inscenizacji. To działa. Przez półtorej godziny widownia chichocze jak na kabaretonie w Opolu" - pisał po legnickiej premierze "Zabijania Gomułki" Piotr Kanikowski. "Wyszło pięknie. To jest taka sztuka, o której po latach się pamięta przede wszystkim ze względu na jej klimat" - dodawał recenzent Radia Wrocław Grzegorz Chojnowski.



Grzegorz Żurawiński
Materiał Teatru
26 marca 2014
Spektakle
Zabijanie Gomułki