Letnie osy dopadną nas wszędzie

Spektakl „Osy" to przenikliwa i zaskakująca swym zakończeniem próba spojrzenia na lęki obecnego świata. Fabuła sztuki opowiada o spotkaniu przyjaciół, burzliwa dyskusja o potencjalnej zdradzie małżeńskiej wydobywa głęboko skrywane niepokoje egzystencjonalne.

Jest tu ciekawy humor sytuacyjny, są zabawne dialogi – ale wszystko w formie dramatu absurdu, w którym śmiech jest jedynie środkiem łagodzącym ból istnienia.

„Letnie osy kąsają nas nawet w listopadzie" – słowa często powtarzane przez bohaterów spektaklu, w odniesieniu do pojawienia się dziwnych, nie do końca rozumianych, przypadków w życiu, jako symbolu zdarzeń, które są nieuchronne. Jednocześnie ta metafora stała się symbolem niemocy i chęci ucieczki od zrozumienia tego, co się naprawdę dzieje.

Bohaterowie sztuki, to małżeństwo, Sara i Robert, oraz ich wieloletni przyjaciel, Donald. Początkowa spokojna rozmowa o tym, kto jak spędził poniedziałkowy wieczór, prowadzi do podejrzeń, że ktoś z nich kłamie. Po dalszych dociekaniach wyszedł temat zdrady i braku miłości w małżeństwie Sary i Roberta. Lecz z czasem okazało się, że problem jest jeszcze bardziej skomplikowany...

Docieranie do prawdy o sobie jest trudne, bohaterowie są zmęczeni życiem. Zmęczenie życiem, które wynika z braku dojrzałości, nie z nadmiaru doświadczeń życiowych. Szukają odpowiedzi na zewnątrz, w dogmatach – głowy mają wypełniona stereotypami, kiedyś zasłyszanymi, wpojonymi przez autorytety. Emocjonujące dyskusje, wprawdzie bawiły, ale jednocześnie obnażały niemoc ich uczestników.

Świetna gra aktorska, choć momentami nieco za bardzo przerysowana, w dodatku zbyt głośno ustawiony mikrofon potęgował ten efekt. Czasami taka wyrazistość pasowała do sytuacji, czasami była zbyt natrętna i pełna patosu. Wystarczyłoby delikatniej i bardziej naturalnie – zwłaszcza przy tak silnych osobowościach aktorów.

Niewiele środków artystycznych, ale za to bardzo wyszukane i mocne: prawie zupełny brak scenografii (dekoracją była jedynie konsola ze sprzętem i dwa krzesła po bokach sceny, po której swobodnie poruszali się aktorzy). Za to od czasu do czasu pojawiało się kolorowe, dyskotekowe światło i wraz z muzyką przenosiły widza w inne wymiary. Muzyka wydobywała emocje, dodawała nieco ciepła do surowości charakteru sztuki. Niekiedy pojawiał się ruch: czasami jako aluzja, służący do pokreślenia wypowiadanych (i tych niewypowiedzianych) słów, a czasami w formie tanecznej: pełen dziwnych koordynacji, groteskowy i przejaskrawiony, zabawnie podkreślał absurd sytuacji, w jakiej się znaleźli uczestnicy.

Cały spektakl to głównie rozmowy – błyskotliwe, pełne humoru, czasami mądre, jakby jakaś część osobowości rozmówcy jeszcze szukała odpowiedzi, a czasami wprost przeciwnie – pełne górnolotnych, pustych słów, które niczego nie wnosiły do sedna sprawy. Spektakl Iwana Wyrypajewa to także bardzo ciekawe dialogi i monologi z próbą zrozumienia istoty Boga, tęsknoty za prawdziwą wiarą, oddaniem się i zaufaniem w proces życia – przy jednoczesnym schematyzmie myślenia, braku tego zaufania i negowaniem wszystkiego. Równie ciekawe, choć czasami wręcz kontrowersyjne, były monologi dotyczące spełnienia się uczuciowego kobiety i roli kobiet w społeczeństwie. Dużo dysonansu.

Bohaterowie gubili się w tych wypowiedziach. I widz także czuł się zdezorientowany: nie wiadomo było, gdzie leży prawda i o co komu chodzi. Dużo niepewności, dopiero z czasem zaczęło się wyjaśniać, o czym te dyskusje były naprawdę, i co w każdym z bohaterów głęboko siedziało.

Spektakl w poruszający sposób opowiada nie tylko o lękach dotyczących sensu życia, ale tez nie podpowiada, nie daje wskazówek i rad, czy w ogóle taki sens istnieje. Autor sztuki, dzięki temu, dał przestrzeń każdemu na znalezienie swojej własnej odpowiedzi na te niełatwe pytania.



Katarzyna Harłacz
Dziennik Teatralny Warszawa
20 września 2022
Spektakle
OSY
Portrety
Iwan Wyrypajew