"Lipiec" w Teatrze Pleciuga

W przestronnym, najnowszym wśród szczecińskich teatrów, Teatrze "Pleciuga" odbyło się uroczyste rozpoczęcie Przeglądu Małych Form Teatralnych 2010. Ten "niemowlęcy" jeszcze teatr (jak określił go prezydent miasta Piotr Krzystek) gościł wczoraj w swych progach przedstawicieli lokalnych władz, mediów, instytucji kulturalnych, pracowników naukowych, aktorów i wiele innych entuzjastów życia kulturalnego.

Tłum dziennikarzy przybyłych na Plac Teatralny, błyski fleszy to widok do jakiego przywykliśmy w czasie tak uroczystych momentów. Na tegoroczny festiwal przybyło liczne grono dziennikarzy z całej Polski. Przywitano nas wystawą fotografii Wojciecha Jabłońskiego, który od lat uwieczniał szczecińskie spotkania teatralne. Tym razem wystawę przygotowała Dominika Odrowąż z Krzysztofem Trzcińskim z dedykacją dla autora, którego niestety zabrakło. 

 Prezydent miasta w słowach krótkiej przemowy powitalnej dokonał oficjalnego otwarcia Kontrapunktu. Bez wątpienia, jako jeden z najstarszych festiwali jest on wizytówką Szczecina i świadectwem dbałości o kulturalny rozwój miasta. Obserwujemy, że każdego roku skupia coraz więcej uczestników i stale rozszerza swój zasięg, przenosząc się nawet poza granice kraju. Chętnie do udziału w nim włączają się zagraniczne grupy teatralne, które wnoszą w całość wydarzenia nową jakość. Nabiera ono wymiaru otwartego o uniwersalnym charakterze i europejskim duchu.

I doczekaliśmy się pierwszego spektaklu, który przygotował dla nas warszawski Teatr Na Woli im. Tadeusza Łomnickiego. Reżyserował go Iwan Wyrypajew, a odtwórczynią głównej roli była znana nam z telewizji młodziutka aktorka Karolina Gruszka. Zaskoczyła wszystkich, którzy przybyli tu z przekonaniem, że jej stosunkowo krótkie doświadczenie aktorskie zaważy o słabszej jakości gry na scenie. Stało się zupełnie odwrotnie, gdyż zdołała olśnić publiczność swym kunsztem aktorskim. W trakcie swego ok. dwugodzinnego monologu, skupiła naszą uwagę, co jest przecież dla aktora nie lada wyzwaniem. Sposób jej mówienia przypominał zaśpiew lwowski, choć nie przerodził się weń, do końca pozostając miarowym, rytmicznym frazowaniem. Ta krucha kobieta nie wcielała się w rolę, ale cała swą uwagę skupiła na zaprezentowaniu tego jakże trudnego tekstu dramatycznego.  Po mistrzowsku przedstawiła historię mężczyzny o rozchwianej konstrukcji psychicznej  i niełatwym bagażu doświadczeń życiowych. 

Istotnie do takich należy los bohatera, który jawi się nam, jako mówiący od rzeczy psychopata. Snuje opowieść o swym życiu, którą rozpoczyna od pożaru swego domu, utraty dobytku, kolejnych zbrodni dokonywanych najpierw na zwierzętach, potem ludziach, w której łatwo zgubić wątek. Za nadrzędny cel uznaje podróż do zakładu psychiatrycznego w Smoleńsku (miejsce to w ostatnim czasie nabiera nowego wymiaru). Bohater czuje się przegrany, a poprzez pobyt w szpitalu dla obłąkanych, skazuje się na jałową egzystencję. Traci zmysły, słabnie. Kiedy miewa przebłyski świadomości, jedyne pocieszenie odnajduje w synach oraz wspomnieniach o niejakiej Neli z dzieciństwa. Bohater w trakcie swego wywodu wtrąca liczne dygresje dotyczące osób, które spotykał na swej drodze. Pojawiają się niecenzuralne sformułowania, a ton wypowiedzi odzwierciedla żal i gorycz, wypływające z braku zrozumienia i niepowodzeń w życiu. W toku wypowiedzi uwidacznia się eskalacja zła, które zawładnęło życiem bohatera. 

W tej dramatycznej opowieści jest jednak jakaś szczególna iskierka radości, nadziei. Dominuje w niej czarny humor. Zmusza nas ona do refleksji nad naszą skłonnością do zła i nad tą jakże niebezpieczną w człowieku ciemną stroną jego duszy. Choć wszyscy pragniemy szczęścia, niełatwo je znajdujemy, bo często podążamy doń niewłaściwą drogą. Ponadto, jak się okazuje najgorsza ludzka tragedia może przerodzić się w dobro, gdyż różne są ścieżki dochodzenia do niego. Najważniejsze, by u kresu naszej wędrówki ujrzeć jasność, która ostatecznie- tak jak bohatera dramatu- zawiedzie nas do świata aniołów.



Marta Winnicka
Dziennik Teatralny Szczecin
21 kwietnia 2010
Spektakle
Lipiec