"Lśnię" w Teatrze Nowym

Czegoś podobnego w Nowym jeszcze nie widziałam, to zwrot w kierunku zupełnie innej poetyki. "Lśnię" jest spektaklem z pewnością kontrowersyjnym; brutalność, wulgarność i epatowanie cielesnością przemieszane są z próbami zgłębienia istoty człowieczeństwa. Odwieczne pytanie CZY człowiek jest z natury zły, zastąpione jest dociekaniem CO wyzwala, unaocznia owo drzemiące w człowieku zło.

Spektakl jawnie nawiązuje do kultowej książki Stephena Kinga oraz filmu wyreżyserowanego przez Stanleya Kubricka. Widowisko nie jest jednak adaptacją, a przetworzeniem motywu kingowskiego. Zapożyczone z "Lśnienia" elementy tworzą kanwę historii osadzonej w polskim środowisku artystycznym, ulokowanej na rodzimym gruncie. Pisarz Jacek Król mający problem z alkoholem, wraz z żoną Wandą, artystką, która za pomocą kamery tworzy prace niespotykające się ze społeczną aprobatą, i synem Danielem przenosi się by pracować jako dozorca. Nie w hotelu Panorama, a w studiu filmowym Ogląd, mającym już za sobą lata swej świetności.

Wielość środków oddziałujących na widza uderza od samego początku przedstawienia, nie ma mowy o żadnej gradacji. Gra świateł, dym, projekcje filmów dopełniających dialogi, fotografie, lalki będące odpowiednikami aktorów znajdujących się na scenie, niepokojąca muzyka, głosy aktorów zmodyfikowane przez syntezatory mowy. Środki sceniczne tworzą atmosferę rodzącego się i postępującego szaleństwa, wprowadzają elementy grozy. Oprawa z pewnością zrealizowana z rozmachem, ale przemyślana i konsekwentna w swojej inności. W pamięci kołacze mi się jeszcze obraz kamieniogłowych - surrealistycznych postaci z monstrualnymi kamieniami zamiast głów albo pluszowa wagina dużych rozmiarów, przymocowana do ciała tańczącej Anity Wach. Nie mniej intensywnie wykreowani zostali bohaterowie. To wyraźne, krzykliwe osobowości, choć Dziewczyna z Lasu grana przez Monikę Buchowiec była już zwyczajnie postacią przesadzoną. Język, którym się posługują jest specyficzny, przepełniony emocjami. Wulgarny i przeintelektualizowany, momentami zamienia się w efekciarski bełkot, potrafi też zaskoczyć i rozśmieszyć błyskotliwym dowcipem.

Sama forma robi wrażenie, jest odważna, nowa i świeża. Według mnie traci przy tym teść. Nie mniej z pewnością warto wybrać się do Teatru Nowego na " Lśnię". Jest to jedna z ciekawszych propozycji łódzkiej sceny teatralnej. Kolejna szansa w lutym.



Monika Sokolnicka
ww.plasterlodzki.pl
21 stycznia 2015
Spektakle
Lśnię