Machiavelli miłości

"Single story" to monodram aktorki Teatru Miniatura w Gdańsku Edyty Janusz-Ehrlich, który powstał na motywach powieści Linn Ullmann "Zanim zaśniesz". Bohaterką spektaklu jest przebojowa uwodzicielka Karin - to właśnie jej oczami oglądamy świat damsko-męskich relacji, w którym nie ma miejsca na sentymenty i prawdziwe emocje. Ten, kto się zaangażuje przepadł z kretesem, nie będzie mógł bowiem w pełni czerpać z życia. Tylko czy nieustanne zmienianie kochanków może naprawdę uszczęśliwić kobietę?

Przedstawienie nie daje odpowiedzi na to pytanie, nieszczęśliwa jest bowiem zarówno Karin (Edyta Janusz-Ehrlich), jak i jej siostra Julie, która wybrała inną drogę - wyszła za mąż i szybko została matką. Obie kobiety żyją w światach bez miłości, jednak Karin bardziej wzięła sobie do serca rady matki, która wpoiła jej trzy zasady: zawsze grać swoje role starannie, nie okazywać, że jest się smutnym i nie odwracać się za siebie. Bohaterka nauczyła się także (dzięki obserwacji członków rodziny, w której wszyscy nadużywali alkoholu, choć każdy miał ku temu inne powody) jak nieustannie pozostawać „trzy drinki przed pijaństwem i dwa za rzeczywistością”. Edukację uzupełnił ojciec, który powtarzał, by nigdy nie przyznawać się do zdrady, kłamać, jakby stawką było przetrwanie. Wyposażona w niezbędną wiedzę Karin mogła rozpocząć dorosłe życie, które najtrafniej określić można jako grę w uwodzenie. Wśród licznych kochanków najważniejszy okazuje się być Carl - posiadacz magicznych śliwkowych kowbojek, którego Karin uwiodła wylewając jego partnerce o blond włosach czerwone wino na głowę. Bohaterka od dziecka kłamała, uczyła się prawić komplementy, na które mężczyźni reagują błyskawicznie i entuzjastycznie. Choć rodzice przepowiadali jej, że będzie bardzo samotna, że powinna postępować jak siostra, to Julie znalazła się w gorszej sytuacji. Mąż zaczął ją zdradzać, lecz nie mogła od niego odejść, chciała bowiem wychowywać dziecko w pełnej rodzinie. Okazało się, że nie ma nic gorszego niż samotność w tłumie, poczucie opuszczenia przez najbliższych. Gdzie szukać szczęścia, skoro żadna z prezentowanych postaw nie gwarantuje satysfakcji? Jak pokierować swoim życiem, aby nie żałować podjętych decyzji? Kogo słuchać w świecie pozbawionym autorytetów?

Wchodząc na widownię widzimy cień znajdującej się za parawanem kobiety trzymającej w ręce kieliszek z winem lub szampanem - jej mottem życiowym wydaje się być dobra zabawa. Aktorce w wykreowaniu scenicznego świata z pomocą przychodzą jedynie dwa elementy scenograficzne - metalowy stołek z czerwonym siedzeniem przypominający barowego hokera oraz dwa podłużne, ciągnące się aż pod sufit pasy białego materiału pełniące funkcję ekranu, na którym wyświetlają się projekcje wideo (zazwyczaj ilustrują słowa Karin - widzimy m.in. zapalonego papierosa trzymanego w dłoni, kobiece stopy z pomalowanymi na czerwono paznokciami, jabłka, czy sunące po niebie chmury) oraz filmy z wypowiedziami Julie, która opowiada o swoim rozczarowaniu małżeństwem. Aktorka wciela się w kilka postaci - gra ciotkę dającą Karin życiowe rady, księdza udzielającego ślubu jej siostrze, babcię oraz pozostałych członków rodziny. Bohaterka ubrana jest w krwistoczerwoną sukienkę (kolor miłości i żądzy), fioletowe rajstopy i śliwkowe botki. Opowieści z życia siostry przeplatają się z jej własnymi wspomnieniami oraz zasłyszanymi historiami o zdradzanych kobietach, które mężowie z pasją okłamują. Jednym z najzabawniejszych momentów spektaklu jest surrealistyczna scena, w której Carl zamienia się w makrelę - okazuję się, że po zdjęciu z jego nóg magicznych kowbojek mężczyzna przeistacza się w rybę (która wyświetla się na ścianie pod postacią projekcji wideo). Pozbawiony atrybutów męskości samiec staje się nikim. Karin natomiast pozostanie Machiavellim miłości, przebiegłą uwodzicielką, która - wedle słów księdza - „marzy, myśli, mówi jak dziecko, ale jest w niej głos, który nie przestaje kłamać”.

Monodram Edyty Janusz-Ehrlich to opowieść o kobiecie XXI wieku, która znalazła się w sytuacji bez wyjścia - bez względu na to, jaką podejmie decyzję i tak będzie musiała radzić sobie sama. Pomimo przemian społecznych, które nastąpiły w przeciągu ostatniego stulecia wciąż niepokojąco prawdziwe wydają się słowa szlagieru, jaki słyszymy na zakończenie spektaklu - „uciekaj skoro świt, bo potem będzie wstyd”. Te same zachowania w wykonaniu mężczyzny i kobietą są różnie oceniane, pokrzywdzona zawsze jest przedstawicielka płci pięknej, wobec której stosuje się dużo sroższe kryteria. W spektaklu nieszczęśliwe małżeństwo zostało zderzone ze stanem permanentnego "singielstwa", jednak żadna z tych dróg nie daje pełni zadowolenia. Każda z sióstr tkwi we własnym piekle, lecz - jak powiada bohaterka - piekło też można sobie umeblować. Nie pozostaje nic innego, jak wziąć się do roboty.



Olga Ptak
Dziennik Teatralny Łódź
9 grudnia 2010
Spektakle
Single Story