Madame oczarowała, ale i rozczarowała
Słupszczanie tłumnie przybyli w piątek do słupskiej filharmonii, aby podziwiać jedno z najwybitniejszych dzieł Giacomo Puccini\'ego Madame Butterly.Jak żartował podczas występu Sławomir Pietras, dyrektor Teatru Wielkiego w Poznaniu, jest to dzieło, dzięki któremu wszyscy dyrektorzy teatrów operowych żyją jak pączki w maśle. - Wystarczy, że powiesi się plakat zapowiadający Madame Butterfly, a pełna sala jest gwarantowana - mówił.
Rolę tytułowego Motyla, gejszy Cho-cho-san bezgranicznie zakochanej w amerykańskim żołnierzu zaśpiewała Roma Jakubowska-Handke (sopran) [na zdjęciu]. Zachwyciła publiczność.
- Jej sopran sprawił, że czułam dreszcze i naprawdę wzruszyłam się opowiedzianą historią - mówiła po występie Aneta Gosiewska ze Słupska.
Wrażenie wywarł też ów żołnierz - w tej roli Krzysztof Bednarek (tenor). Obok nich wystąpili jeszcze Katarzyna Suska (mezzosopran) oraz Zbigniew Macias (baryton). Ten ostatni artysta dostał dodatkowe brawa za realizację w Słupsku wybitnego "Skrzypka na dachu".
Wszystkie partie solowe artyści zaśpiewali w oryginalnym języku, czyli po włosku. Rolę narratora pełnił Sławomir Pietras.
- To najlepsi wykonawcy tej opery w kraju - zapewniał. Zachwycał się się też słupską orkiestrą, która tym razem wystąpiła w powiększonym , bo niemal 60-osobowym, składzie. - Madame Butterfly to dzieło naprawdę trudne dla orkiestry i dyrygenta. Dlatego tym większe brawa im się należą - mówił Pietras, wybitny znawca opery.
Opowiedziana historia wzruszyła do łez. Otóż amerykański żołnierz po ślubie z gejszą wrócił do Ameryki i tam założył nową rodzinę. A w Japonii ponad trzy lata czekała na niego wiernie Butterfly wraz z ich synem.
On wrócił , ale z nową żoną. Wrócił po to, aby odebrać swojego syna. Madame Butterfly była wówczas najnieszczęśliwszą kobietą na świecie. Oddała syna, a sama popełniła harakiri. Dramatyzmu dodawała muzyka i przejmujący głos śpiewaczki.
Niestety, pozostał też niedosyt. Dom ozdobiony kwiatami wiśni, dziecko, ogród, w którym toczyła się burzliwa dyskusja byłych kochanków - wszystko to trzeba było sobie wyobrazić. Bo słupska scena nie pomieściła już scenografii.
- Czułam się trochę oszukana. Szłam na operę, a usłyszałam tylko muzykę. Nie było przedstawienia - mówili niektórzy słuchacze.
Operowe arcydzieło zostanie jeszcze powtórzone dziś - w sobotę o godz. 18.
Magdalena Olechnowicz
Głos Pomorza
2 lutego 2009