Madame Szczepkowska, chylę czoła!

Zrób to w Warszawie!

Byłam w poniedziałek na kameralnym spotkaniu z Joanną Szczepkowską w klubokawiarni Chłodna 25. I powiem, parafrazując słowa starszego pana, uczestnika tego wieczoru: "Madame, chylę czoła!" (on powiedział: "Madame, brakuje mi pani na scenie!"). 

Przyszło bardzo mało ludzi, naliczyłam 13 osób. Smutne. Może dlatego, że to początek tygodnia, a może młodych bywalców Chłodnej już takie gadanie o Warszawie nie kręci - niespieszne, z czytaniem wierszy i prozy, z troską o słowo, temperaturę opowieści. Przyznam, że ja też pierwszy raz od dłuższego czasu siedziałam spokojnie, nie spoglądając nerwowo na zegarek. Celowo, z premedytacją, poddałam się nastrojowi spotkania z ciekawą pisarką w osiedlowej klubokawiarni. Joanna Szczepkowska mówiła, że zapytana na kozetce u psychoanalityka o pierwszy obrazek, jaki kojarzy jej się z Warszawą, powiedziałaby: ludzie biegnący ulicą. Bo jak u nas ktoś spaceruje, to się za nim oglądamy, takie to dziwne.

Poczułam z panią Joanną duże pokrewieństwo. Może dlatego, że ona młodsza, niż wskazuje na to jej metryka, a ja starsza, niż wskazuje moja. Dlatego, że szuka w Warszawie tematów na felietony i widzi je wszędzie. Ja podobnie, choć dopiero uczę się tej dziennikarskiej sztuki. Że nie prowadzi samochodu, tylko włóczy się po mieście. Że z uwagą słucha taksówkarzy. Ja też na nich testuję to, co za chwilę chcę napisać - czy to rozumieją, czy w ogóle ich to ciekawi. Że choć jedynaczka z tzw. dobrej rodziny, to pani Joanna wychowana jest na podwórkowym trzepaku i wrażliwa na praskie klimaty (na starej Pradze mieszkała jej opiekunka). Że z ciekawością zagaduje przesiadujących na murkach lokalnych pijaczków, staruszków i biedaczków. Ale z dużą uwagą, żeby nie skrzywdzić. Ja to też lubię, żeby złapać dystans. Że gdy chodzi po Warszawie, to nie może nie myśleć o tych wszystkich smutnych rzeczach - o powstańcach w kanałach, o Żydach w getcie. - To zależy od tego, co oczy wybierają, gdy się spaceruje. Ja tak mam - mówi. I że zawsze chce już mieszkać w tym miasteczku w mieście, jakim jest Saska Kępa. To również moje marzenie. 

Jednego tylko nie rozumiem. Pani Joanna pytana w dzieciństwie, kim chce zostać, odpowiadała z uporem maniaka, że bibliotekarką w Sanoku. - Czy znaczy to, że lubię ciszę i bardzo powierzchowne kontakty z ludźmi? - zastanawiała się na Chłodnej. Nie, nie ona.

Kolejne spotkanie z cyklu "Tytuł roboczy Warszawa" na Chłodnej 25 organizowane przez Muzeum Powstania Warszawskiego i Instytut Stefana Starzyńskiego 23 listopada z Ewą Toniak



Agnieszka Kowalska
Gazeta Wyborcza Stołeczna
21 października 2009