Magia śląskiego pejzażu

"Polterabend" - pierwsza z trzech części "śląskiego tryptyku o Ślązakach" autorstwa Stanisława Mutza miała swoją odsłonę w sobotni wieczór w Teatrze Śląskim. Spektakl wyreżyserowany przez aktualnego dyrektora artystycznego śląskiej sceny, Tadeusza Bradeckiego, nie jest być może odkryciem roku, ani fenomenem na skalę ogólnopolską, ale jest inscenizacją pełną wdzięku, uroku i zadumy nad losem tej ciągle żywej społeczności. Będzie więc przeżyciem zwłaszcza dla widzów o śląskich korzeniach.

Nie sposób po obejrzeniu sztuki Mutza, nie uciec się do porównań z "Cholonkiem" katowickiego Teatru Korez, spektaklu z 2004 roku powstałego w oparciu o prozę Janoscha - niemieckiego pisarza o śląskich korzeniach. Spektaklu granego z niebywałym powodzeniem od kilku lat, okrzykniętego jednym z najlepszych spektakli roku, jawiącego się dla widza z zewnątrz (czyli nie stąd - ze Śląska) z pewną egzotycznością, ze względu m.in. na gwarowość i ściśle śląską tematykę. Czy zatem najnowsza premiera Teatru Śląskiego ma szansę spotkać się z takim uwielbieniem publiczności, jakie stało się zasługą "Cholonka"? Z pewnością z czasem się o tym przekonamy, aczkolwiek mam wrażenie, że lekkość i bezpretensjonalność, jakie odnajduję w "Cholonku" są absolutnie nie do przebicia i "Polterabend" również tego owego sobotniego wieczoru nie uczynił. Historia w "Polterabendzie" jest podobna do tej z "Cholonka": ukazano naszym oczom perypetie śląskiej rodziny, której dzieje toczą się na tle burzliwej historii - nad ich głowami przetacza się kolejno i ryje rozliczne rany w sercach: I wojna światowa, śląskie powstania i plebiscyt, potem wkroczenie Hitlera, a następnie Stalina. Obie sztuki oscylują pomiędzy formami komicznymi a tragicznymi, w obu najpierw jest czas na śmiech, a potem na smutek. Z tym, że właśnie "Cholonek" pozbawiony jest pewnej ciężkości, która, niestety, wkrada się w trakcie drugiego aktu "Polterabendu". W spektaklu można wyraźnie wyodrębnić dwie części - widoczna cezura przebiega w momencie śmierci seniorki rodu - babki Tekli. Pierwsza część sztuki - wraz z udziałem nestorki - jest niezwykle barwna, energiczna, humorystyczno-satyryczna (ale nie pozbawiona jest również gorzkiej nutki fatalizmu). Dzieje się tak właśnie dzięki grze Ewy Leśniak - aktorki gościnnie występującej na scenie Teatru Śląskiego, zaproszonej do współpracy w "Polterabendzie". Ewa Leśniak jako Tekla właściwie "niesie" swoim charyzmatycznym wykonaniem całą pierwszą część spektaklu - w drugiej części, gdy już Tekli brak (choć pojawia się od czasu do czasu jako duch) - inscenizacja nieco się rozłazi i zaczyna ciążyć w stronę niebezpiecznego znużenia. I nie wiem dlaczego tak się dzieje, gdyż pozostałym aktorom również nie można mieć nic do zarzucenia: Wiesław Sławik jako Ojciec i Alina Chechelska w roli Matki świetnie kreują swe postaci, nie imitują li i jedynie śląskiej gwary, ale po prostu się nią posługują. W dialogach kryje się całe bogactwo gwary śląskiej. Postaci, jakie kreują aktorzy, przypominają żywych Ślązaków, z którymi stykamy się na co dzień: sąsiadów z naszych pomniejszych dzielnic, czy wśród członków naszych familii. Chyba ze względu na zbyt rozwleczone tempo samej sztuki atmosfera nieco przygasła i finał spektaklu niepotrzebnie zaczął się nieznośnie wydłużać. Teatr Śląski szumnie zaprasza na spektakl wszystkich, nie tylko Ślązaków - myślę jednak, że trudno będzie im zrozumieć sensy poszczególnych dialogów. Bo, o ile sens ogólny jest zrozumiały (dwie wojny, dylematy typu: zostać czy uciekać), to znaczenie jednostkowych tragedii bohaterów i ich stosunek do życia ukryte są właśnie w słowach, w śląskich porzekadłach, historyjkach opowiadanych sobie przy kuchennej krzątaninie, kłótniach (relacje mąż-żona, kłopoty rodzinne, moralne roztrząsania bohaterów na temat życia i śmierci). Wiele z nich przesiąkniętych jest fatalizmem, ale i wygodnym konformizmem, nie-walką, nawet nie sprytem, ale raczej nieudolnością. Zmagać się trzeba z problemem dnia dzisiejszego, gdzie tam komu do walki z ideą lub za ideę. Być może zatem stąd bierze się konflikt na linii ojciec-syn. Ojciec, troszczący się jedynie o swoje, nie jest w stanie zrozumieć młodszego pokolenia, które postanawia walczyć w imię wyższego celu. Zdroworozsądkowe (wygodnickie - powiedzielibyśmy dzisiaj) racje Ojca okazują się być lepsze - wszak przeżywa swoich sześciu synów, którzy giną na frontach kolejnych wojennych zawieruch. Realizacji Tadeusza Bradeckiego nie brakuje dużej dozy magiczności i tajemniczości, unoszącej się nad ową śląską rodziną. Myślę, że z jednej strony jest to zasługą spektaklu, ale z drugiej - jego ujmą (w pewnych momentach). Albowiem niektóre z owych symbolicznych scen nie mają swego uzasadnienia, i niestety, wiszą w interpretacyjnej próżni (jak chociażby "zimowa" scena z choinką) lub, zbyt wiele razy powielane, zaczynają nużyć widza (przemarsze górniczej orkiestry, kabaretowe wstawki z tańczącą Gwiazdą). Za to ogromnie pozytywne uczucia budzą niezmiernie plastyczne, a co za tym idzie, nastrojowe obrazy: konfiguracje postaci na scenie i rozmieszczenie rekwizytów świadczą o niezwykłym wyczuciu tzw. przestrzeni scenicznej reżysera. Ów niepowtarzalny klimat wspomagają i potęgują aranżacje muzyczne Andrzeja Marki, delikatna, acz sugestywna gra świateł oraz wykorzystane w inscenizacji multimedialne obrazy-ikony. Nostalgia za dawnymi czasami, za nieodżałowaną beztroską dnia chłopięcego, opowieści o duchach i zmorach cisnących się do domków przez dziurki od kluczy, niepojęty dla nie-Ślązaka "heimat-dylemat", gwarowe porzekadła pełne gorzkiej prawdy o świecie - wszystko to łączy się ze sobą w "Polterabendzie" (a przynajmniej przez większą część sztuki), tworząc fascynujący obrazek z życia rodziny, jaką mamy już szansę oglądać jedynie na zakurzonych starych fotografiach, tkwiących głęboko w babcinych szufladach. Teatr Śląski im. S. Wyspiańskiego w Katowicach Stanisław Mutz "Polterabend" opracowanie tekstu i reżyseria: Tadeusz Bradecki scenografia: Paweł Dobrzycki muzyka i aranżacja: Andrzej Marko choreografia: Anna Majer asystent reżysera: Marcin Szaforz asystent scenografa: Małgorzata Ptok Obsada: Wiesław Sławik, Alina Chechelska, Ewa Leśniak (gościnnie), Krystyna Wiśniewska, Marcin Szaforz, Marek Rachoń, Maciej Wizner, Antoni Gryzik Prapremiera: 5.01.2008 r.

Marta Odziomek, l: martao, h: mod123
Dziennik Teatralny Katowice
10 stycznia 2008