Majowe

Jak wiadomo bardzo lubimy zgłaszać różne rekordy do Księgi Guinessa. A to czegoś najdłuższego, albo najwyższego, albo największego. W sobotę zdarzyło się coś, co można by też umieścić wśród szczególnie osobliwych osiągnięć. Podejrzewam, że żaden kraj nie mógłby się czymś takim poszczycić.

Otóż tego dnia odbywało się w Polsce jednocześnie pięć festiwali teatralnych. I to nie byle jakich festiwali, każdy z nich ma swoją renomę, niebagatelną tradycję, dla każdego szanującego się obserwatora życia teatralnego obecność na tych imprezach powinna być obowiązkiem połączonym z przyjemnością. Oto lista tych festiwali, podana w kolejności dowolnej:

Warszawskie Spotkania Teatralne
Kaliskie Spotkania Teatralne
Festiwal „Raport" w Gdyni
Międzynarodowy Festiwal „Kontakt" w Toruniu
Festiwal Szkół Teatralnych w Łodzi
W minioną sobotę jedne festiwale się kończyły, inne zaczynały. Z ciekawością oczekiwano wieści o werdyktach jury tam, gdzie imprezy miały konkursowy charakter. W tę sobotę można było jednak być tylko w jednym festiwalowym miejscu. Ktoś zapyta: ale w czym problem?

Festiwalowy embarras de richesse skomplikowało dodatkowo, a może wytworzyło w tym roku bardzo późne ogłoszenie decyzji o ministerialnych dotacjach. Organizatorzy Warszawskich Spotkań Teatralnych z tego powodu przesunęli imprezę na drugą połowę maja, choć wcześniej zwykle odbywała się ona w marcu lub w kwietniu. Podobnie stało się z Kontrapunktem, który rozpocznie się dopiero w ostatnim tygodniu maja, a dotychczas do Szczecina jeździło się w kwietniu (na domiar złego festiwal nie dostał dotacji MKiDN i w tym roku nie będzie tzw. dnia berlińskiego, który był atrakcją imprezy). W przyszłym roku, jeśli procedura przyznawania dotacji będzie się tak przeciągać, może okazać, że wszystkie festiwale będą organizowane jesienią.

Nagromadzenie festiwali w zbliżonym bardzo terminie jest zapewne kłopotem dla organizatorów z kilku powodów. Po pierwsze, zaczyna się wyrywanie sobie spektakli. Trzeba by dokładnie sprawdzić, ile takich kolizji się zdarzyło: teatr zaproszony np. do Warszawy, musiał odmówić przyjazdu do Kalisza. Po drugie, utrudnione jest szersze zainteresowanie medialne. Ile można informować o festiwalach teatralnych? Jak się ma do wyboru pięć, to siłą rzeczy z czegoś trzeba zrezygnować. Ze szkodą dla pominiętych. W tym roku jeden z festiwali tak usilnie zabiegał o to, by zaprosić obserwatorów z zewnątrz, że nawet oferował im zwrot kosztów za dojazd. Być może teraz zacznie się spektakularna walka o piszących o teatrze, byle tylko zechcieli przyjechać np. w ramach festiwalowej wizyty oferujemy pobyt w spa, zestaw kosmetyków od sponsora, otwarty rachunek w najlepszej lokalnej restauracji.

Wszystko to jest trochę groteskowe i prowadzi do degradacji festiwali jako nomen omen święta w życiu teatralnym. Nie będę tu wszczynał dyskusji, czy nie mamy nadmiaru festiwali, co powoduje niepotrzebną ich konkurencję. Na szczęście minęły czasy, gdy centrala w Warszawie decydowała o tym, gdzie i jakie są festiwale (choć uzależnienie od ministerialnych dotacji ma jednak na to znaczący wpływ, jak pokazują różne przykłady). Ale festiwale są przede wszystkim emanacją lokalnych aspiracji kulturalnych. W tym tkwi ich sens. Robi się je dla miejscowej publiczności. Jeśli jednak mają być też ważnym elementem życia teatralnego ogólnokrajowego, warto może zastanowić się nad jakąś formą wzajemnej współpracy i koordynacji, choćby w sprawie terminów, kiedy się odbywają.

A może do przemyślenia jest też generalna zasada, że festiwale muszą mieć jeden sztywny termin np. tygodniowy. Rozumiem potrzebę takiego ograniczenia, gdy impreza ma konkursowy charakter, jest to wygodniejsze dla pracy jury i lepiej buduje emocje. Ale dlaczego festiwal, który ma formułę przeglądu, powinien zamknąć np. w jednym tygodniu? Program Festiwalu Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych w Łodzi rozłożony jest na cały miesiąc. Publiczność ma dzięki temu oddech między prezentacjami kolejnych spektakli. Nie ma tego uczucia zmęczenia, gdy goni się z jednego spektaklu na drugi, a jeszcze wypada wysiedzieć na rozmowach z twórcami. Festiwal Ewy Pilawskiej to wciąż jeden z najważniejszych krajowych festiwali, bo decyduje o tym sensownie skonstruowany repertuar i nie przeszkadza, a może wręcz pomaga w uzyskaniu tego efektu fakt, że jest tak a nie inaczej ułożony czasowo. Jeśli mamy więc modę na slow food, może powinna się upowszechnić moda na slow festival?

Osobiście w minioną sobotę nie byłem na żadnym festiwalu, choć na każdym z nich miałbym ochotę być. A w tym tygodniu? Nadal trwają Warszawskie Spotkania i też w stolicy zaczyna się Festiwal „Rozdroże". W Bielsku-Białej odbywa się Międzynarodowy Festiwal Sztuki Lalkarskiej. A w Szczecinie inauguruje się okrojony Kontrapunkt. Festiwale w maju są jak nabożeństwa – codziennie.



Wojciech Majcherek
Blog Wojciecha Majcherka
26 maja 2018