Malarstwo na scenie

Rozpoczął się cykl letnich spotkań "Teatralium" organizowanych przez Muzeum Śląskie w Katowicach. W ubiegłą sobotę 25 czerwca mieliśmy okazję zapoznać się z twórczością Witolda Wojtkiewicza i Romana Jaworskiego oraz zobaczyć spektakl "Cyrki i ceremonie" Teatru Mumerus z Krakowa

Zainicjowany cykl wydarzeń mierzy się z zagadnieniem wzajemnego przenikania się literatury i malarstwa. Teatr czerpie z wielu dziedzin, a antropologia pozawala spojrzeć na niego w szerokim kontekście. Organizatorzy, chcąc przybliżyć materię problemu, starają się odpowiedzieć między innymi na pytanie: Czy istnieją granicę między słowem, obrazem a działaniem scenicznym?

Podczas pierwszego spotkania zapoznaliśmy się z prezentacjami przygotowanymi przez Dagmarę Stanosz i Joannę Szeligowską-Forquhar dotyczącymi twórczości i życia Witolda Wojtkiewicza i Romana Jaworskiego.

Witold Wojtkiewicz to malarz, karykaturzysta uważany razem z literatem Romanem Jaworskim za prekursorów brzydoty, nadrealizmu, ekspresjonizmu i wyrafinowanego estetyzmu. W ich pracach liryzm miesza się z szyderstwem często ujętych w formę groteski. Twórczość malarza wyróżniała się na tle dziedzictwa Młodej Polski, zwłaszcza jego rysunki, które łączyły pierwiastek tragiczny z ironicznym dystansem.

Prezentacje przygotowały uczestników spotkania, do odbioru spektaklu „Cyrki i Ceremonie” Teatru Mumerus. Przedstawienie jest inspirowane malarstwem Wojtkiewicza z użyciem tekstów Jaworskiego. Ideą w tym przedstawieniu jest przeniesienie emocji, stanów, obrazów i sytuacji z prac Wojtkiewicza w sferę teatralną. Ambitne zadanie zostało jednak szczątkowo zrealizowane. Twórcy nie zagłębiają się w emocjonalne malarstwo, często epatujące brzydotą, wkraczające w magiczny świat obłędu i groteski, powierzchownie ślizgają się po wybranych pracach plastycznych artysty, nie wydobywając wiele z ukrytego, zawartego w nich świata. Nie chodzi przecież o sam obraz, lecz o emocje w nim zawarte. Spektakl tego nie zaproponował.

Teatr Mumerus wystąpił w jednym z budynków nowej siedziby Muzeum Śląskiego, zlokalizowanego na terenie byłej kopalni Katowice. Postindustrialna przestrzeń mimo ogromnego potencjału nie została prawidłowo przygotowana, co nie pomogło w odbiorze spektaklu. Malarstwo to gra światła, cieni, barw. W niezaciemnionej sali z udziałem kilku reflektorów, stworzenie atmosfery zawartej w pracach Wojtkiewicza jest niemożliwe. Dzienne światło nie uzupełniało sytuacji scenicznej i spowodowało, że zaproponowane sceny nie budowały nastroju.

W spektaklu dominują korowody pesymistów, wynaturzone postaci ukryte w maskach, powtarzające w kółko sekwencję słów i ruchów. Lalki przemieniały się w ludzi, ludzie w lalki. W tej materii muszą odnaleźć się aktorzy. Od strony zespołu aktorskiego również można odczuć niedosyt. Zaproponowana animacja przedmiotami, maskami i lalkami była na niskim poziomie realizacyjnym. Miało się wrażenie niedostatecznego opanowania tej sfery i warsztatu. Nie wynikało to z realizacji koncepcji spektaklu czy realizacji zamysłów reżysera. Aktorzy nie byli w stanie zagłębić się w role obłąkanych, chorych psychicznie, groteskowych postaci. Wojtkiewicz malował ludzi, unikał innych tematów. Człowiek i jego emocje były dla niego najbardziej interesujące. W spektaklu jednak nie można było ich zobaczyć.



Dawid Komuda
Dziennik Teatralny Katowice
29 czerwca 2011