Martwa Barbie

Teatr im. Stefana Jaracza w Olsztynie zawitał ze spektaklem "Jackie. Śmierć i księżniczka" na kolejną już odsłonę krakowskiego festiwalu "Genius Loci" organizowanego w nowohuckiej Łaźni Nowej. W tym roku klamrą łączącą wszystkie prezentowane spektakle jest narodowość dramatopisarzy. "Jackie..." to jeden z pięciu monologów słynnej Austriaczki Elfride Jelinek składającej się na cykl "Śmierć i dziewczyna I-V. Dramaty księżniczek." Spektakl wyreżyserowała Weronika Szczawińska.

Bohaterką monodramu uczyniono Jacqueline Kennedy, której małżonek 22 listopada 1963 przeszedł – niekoniecznie zgodnie ze swoją wolą – do podręczników historii. Nie jest to jednak opowieść biograficzna. O ile po tragicznym zamachu na prezydenta Stanów Zjednoczonych Jacqueline stała się symbolem żałoby narodowej, o tyle w spektaklu grająca tą postać Milena Gauer jest przede wszystkim uniwersalną ikoną kobiety sztucznie i tragicznie uformowanej przez społeczne wzorce, pozbawionej jednocześnie własnej tożsamości. 

O Jackie trudno mówić jak o realnej istocie. To raczej nierzeczywisty twór, poskładany z pięknego, różowego stroju od Chanel, eleganckich butów, ślicznych włosów i twarzowego kapelusza. Piękna, młoda, szczupła, zadbana, elegancka – jednym słowem dama pełną gębą. A ta ani na chwilę jej się nie zamyka. Ale już sekundę po rozpoczęciu swojej tyrady okazuje się, że w środku Jackie jest pusta. Jest martwa. Pozostaje jedynie zewnętrzna powłoka, nasycona błyskotkami i sztucznością, stworzona, by wypełnić swoją rolę. Słowa wypowiadane z uśmiechem na twarzy, przesycone groteską i komizmem tym bardziej uderzają i ukazują fatalną duchową kondycję bohaterki.  

Każdy monodramat stawia przed aktorem zadanie o najwyższej trudności, dając jednocześnie ogromną możliwość ukazania jakości swojego warsztatu – w pojedynkę zdobyć, przekonać i zainteresować publiczność swoją osobą mogą tylko najlepsi aktorzy. I w tym wypadku Milena Gauer udowadnia, że do tego wąskiego grona z pewnością należy. Na scenie łączy dwie, trudne do pogodzenia skrajności - jest postacią zupełnie odrealnioną a jednocześnie w pełni przekonującą i kompletną. Jacquelin nieustannie porusza się, przybiera dziwne i nienaturalne pozycje, szaleńczo i zmiennie deklamuje tekst. A gdy dodać do tego śpiew i znakomitą gestykulację jawi się nam obraz istnego scenicznego wulkanu energii – i tak jest w rzeczywistości. . I co najważniejsze, wszystkie te środki nie są pozbawione sensu i w znaczący sposób urozmaicają spektakl. I choć trwa on niecałą godzinę, to jednak stanowi duże wyzwanie dla kondycji aktora – Milena Gauer wytrzymuje to znakomicie, bez śladu zmęczenia i do ostatniej minuty pełna energii precyzyjnie odgrywa swoją rolę.  

Oprócz znakomitego dramatu, stanowiącego esencję tego spektaklu, oraz bezbłędnego wykonania pomysłowych, reżyserskich wizji przez aktorkę brawa należą się także Izabeli Wądołowskiej odpowiedzialnej za scenografię. Przedmioty, od flakonika perfum, przez jakże amerykańskiego hamburgera a na wibratorze kończąc są znakomicie ogrywane i jak rzadko nie budzi wątpliwości sens ich istnienia na scenie. Nic nie jest tu zbędne i pozostawione jedynie dla pustego efektu. Najważniejszy element stanowią wycięte z tektury sylwetki Jacqueline, będące jej kolejnymi, równie sztucznymi wersjami. W ostatniej scenie nucąc amerykański hymn, niczym lalka Barbie, wchodzi do pudła i otaczając się nimi niknie w środku. Tak jak i w charakterze jej postaci, tak i tutaj – pozostaje jedynie to, co widoczne z zewnątrz, środek wypełnia niewiadoma pustka. 

Sztuka ta wbrew pozorom z łatwością poddaje się uniwersalizacji. To nie tylko atak skierowany w stronę mężczyzn uznających „prawo naturalne” i zaślepionych kobiet, które bez słowa sprzeciwu podporządkowują się tej swoistej dyktaturze. „Jackie. Śmierć i księżniczka” opowiada o świecie, który otacza nas i zniewala, narzucając nam wymagane normy i zachowania. Opowiada o społeczeństwie, w którym nie ma indywidualnych jednostek a istnieje jedynie bezkształtna i bezwolna masa. I całej tej opowieści, choć tragicznie prawdziwej, słucha się doskonale.



Michał Myrek
Dziennik Teatralny Kraków
21 listopada 2009
Festiwale
8. Genius Loci