Masłowska rozpisana na dźwięki

"Paw królowej" z Narodowego Starego Teatru z Krakowa to spektakl zaskakujący pod wieloma względami. Po pierwsze dawno nie widziałam tak zgranych pod każdym względem aktorów, którzy jak części partytury muzycznej rozpisanej na cztery głosy, znakomicie zsynchronizowani głosowo i rytmicznie ze sobą, dają popis umiejętności aktorskich. Razem tworzą orkiestrę, w której brak jednej kwestii czy jednego taktu rozwala cały utwór

Dorota Masłowska napisała "Pawia" rymowaną prozą, stylizowaną na hip-hopową piosenkę. Materiał wyjściowy był więc znakomity. Wielką zasługą reżysera Pawła Świątka i autora adaptacji Mateusza Pakuły było pójście za ciosem i nadanie przedstawieniu charakteru muzycznego. Poza słowem, wypowiadanym w rytmie hip-hopu scena rozbrzmiewa kakofonią dźwięków, czasami przypominającą odgłosy z ZOO. Aktorzy wydają z siebie najrozmaitsze tonacje, od melodii znanych piosenek do krzyku ptaków, nie ma sekundy ciszy, od pierwszej minuty widz jest dosłownie bombardowany najrozmaitszymi rodzajami muzyki. Dzięki temu "Paw królowej" jest niezwykle gęstym, zwartym, dynamicznym spektaklem, który maksymalnie skupia uwagę oglądających. Czwórkę aktorów rozsadza energia, przez półtorej godziny są prawie cały czas na scenie w ruchu, jak sportowcy podczas zawodów. Zresztą ich kostiumy, typowe ubrania noszone przez tenisistów sugerują, że bierzemy udział w rozgrywce na słowa, gesty, dźwięki. Owa walka jest bojem o zaistnienie i przetrwanie w świecie show-biznesu, popkultury, papki intelektualnej, wyznaczających trendy mediów.

Ta z pozoru bezsensowna narracja, te opowieści o braku wzwodu lub wielkim talencie poetki neolingwistki czy prezenterce telewizyjnej, która za wszelką cenę chce zrobić karierę, kryją jednak śmiech przez łzy. Bo z tym absurdem serwowanym nam ze sceny stykamy się codziennie, takich Stanisławów Retro pełne są periodyki typu "Pani domu", czy "Tele tydzień". To nasz grajdoł, swojski, udomowiony. Może nie najwyższych lotów, ale co z tego, skoro Unia Europejska sfinansuje każdy, choćby najgłupszy utwór na świecie.

Zaskoczeniem w spektaklu jest również dekoracja. Aktorzy umieszczeni zostali w zamkniętej z trzech stron przestrzeni, która może być szatnią, pokojem, poczekalnią. Sterylnie czysta i pusta (jedynym elementem scenografii jest lampa, służąca również jako domofon i mikrofon), czyni ten wykreowany świat jeszcze bardziej ponurym i odpychającym. Nie ma się czego uchwycić, nie ma się za czym skryć. Obnażeni i zdani na siebie bohaterowie "Pawia królowej" przekrzykują się swoimi opowieściami, rozpaczliwie walcząc o uwagę i pierwszeństwo na ringu, jakim jest dla nich życie.



Kama Pawlicka
Teatr dla Was
26 kwietnia 2013
Spektakle
Paw królowej