Matko, pozwól żyć

Nie jest łatwo oglądać własne życie przefiltrowane najpierw przez język literatury, a następnie przez wizje teatru. Niby zwyczajność rzeczy, która nas spotyka, zostaje zamknięta w niezwyczajność metafory, niby nie ma dosłowności, bo ona została zaszyfrowana przez język, ale mimo to czujemy, że doskonale znamy sytuację, która rozgrywa się przed naszymi oczami.

Reżyser Marcin Liber po sukcesie kontrowersyjnego "ID", które dotykało problemu utraty tożsamości poprzez brak identyfikacji z własną płcią i zniewolenia jednostki przez system, tym razem wziął na warsztat kolejny trudny temat. 

Grany od piątku na scenie "Malarni" Teatru Współczesnego w Szczecinie "Utwór o Matce i Ojczyźnie" Bożeny Keff dotyczy ideałów matki i córki oraz trudnych relacji między jedną i drugą. Mówi o ofierze, która jest kosztem trwania ich związku, ale także porusza problem ukrywanej bezwzględności w ocenie świata tych, którzy przetrwali Holocaust. Tekst Keff (jej książka była nominowana do Nagrody Nike) przynosi również brzydki, ale niestety prawdziwy obraz części naszego społeczeństwa uwikłanego w antysemityzm i zarażonego nacjonalizmem. Zamiarem autorki, ale i reżysera, było stworzenie dzieła, które - podobnie jak słynny komiks "Maus" Arta Spiegelmana - przełamywałoby granice dzielące odmienne i skrajnie różne wizje świata. Sprawę komplikuje fakt, że narratorem nie jest przedstawicielka pokolenia, które przeżyło Holokaust, lecz jej już dorosła córka. Zresztą nawiązania do "Mausa" w spektaklu są dosłowne, podobnie jak do równie głośnej książki Tomasza Grossa "Strach". W spektaklu Libera matkę i córkę grają rewelacyjnie Irena Jun i Beata Zygarlicka. Szczególnie Jun hipnotyzuje swoją kreacją matki, która ciężkie przeżycia z czasów wojny próbuje przenieść na córkę przeżywającą spóźniony bunt. Rozgrywka między obiema kobietami, momentami przerażająco brutalna, momentami zabawna, komentowana jest przez chór ubrany w ludowe stroje. Matka i córka, obie Żydówki, muszą nie tylko znosić siebie nawzajem, lecz muszą także żyć w otoczeniu, w którym słowa "Żyd", "Żydówka" nie są wypowiadane z przyjaźnią, lecz z wrogością. 

Nie jest łatwo oglądać ten spektakl - psychodramę, która rozgrywa się między dwiema najbliższymi sobie osobami żyjącymi na dodatek w miejscu, jedynym dla nich na świecie, które ich uczuć do siebie zbyt często nie odwzajemnia. Liber zrobił spektakl o złamanym sercu. Na całe szczęście pokazał, że ma ono szansę zrosnąć się na nowo.



Aneta Dolega
Kurier Szczecinski
31 marca 2010