Mazurkiewicz, bój się Boga!

Krzysztof Jasiński nie miał intencji ośmieszania tej poczciwej komedyjki o Mazurkiewiczu, szefie krzewiącej dobre obyczaje Lilii Radomskiej, rozdartym między uczuciem do panny Mąckiej i adoracją aktoreczki.

Przeciwnie, wystawił "Żołnierza" z czułością. Powstał spektakl radosny, pełen wdzięku i staroświeckiego poloru. Wnętrze czcigodnego Teatru Polskiego zmieniło się w teatrzyk rewiowy. Na scenie grasowały girlsy, za kulisami kręcili się inspicjenci i podejrzani admiratorzy pięknych aktorek. Wśród nich królowali mecenas Mazurkiewicz z Radomia (Zbigniew Zamachowski) i jego niesforny syn Kazio (Krzysztof Kwiatkowski). Na czoło zespołu wysuwały się prześmieszne figury sióstr Mąckich, pań z pretensjami do wyższych sfer (Joanna Trzepiecińska i Ewa Makomaska), oraz starzejąca się panna pozująca na kobietę fatalną, czyli Sabina (Lidia Sadowa). Ze sceny buchało energią, której dodawali Szymon Kuśmider w roli Cabińskiego, i panowie Mąccy, siostrzeniec (Adrian Brząkała) i stryjaszek (Piotr Bajtlik), obaj usidleni przez ponętną Kamillę (Joanna Pocica).

Zabawa przednia, z piosenkami, które wszyscy znamy, z powiedzonkami powtarzanymi przez teatromanów i lekkim przesmiewaniem się z obrońców moralności. W Polskim powiało niewymuszonym humorem w lekko pastiszowym odcieniu.



Tomasz Miłkowski
Przegląd
24 listopada 2018