McCartney pisał dla Globisza
"Wieloryb The Globe" Mateusza Pakuły w reżyserii Ewy Rysowej na krakowskiej Boskiej Komedii przywraca wiarę w teatr. To wydarzenie roku.Wieloryb grany przez chorego na afazję Krzysztofa Globisza jest najbardziej wstrząsającą kreacją w polskim teatrze od czasu tej, którą stworzył w "Ja, Fauerbach" w 1990 roku Tadeusz Łomnicki - największy polski aktor drugiej połowy XX wieku. Globisz jest co najmniej równie wielki, a jego kreacja płacona życiem.
Łomnicki grał artystę, który potrafił wyczarować na pustej scenie świętego Franciszka, a także stado ptaków ćwierkających na jego rękach i głowie. Fauerbach nie dał sobie jednak rady z nadwrażliwością i oszalał: jego powrót do teatru skończył się katastrofą.
Wirtuozeria Globisza też nie miała ograniczeń. W "Trylogii" grał jednocześnie Kmicica, jak i konia, na którym jechał bohater Sienkiewicza. Zawsze czarował teatralną magią, szukał nowych języków i form ekspresji, do czego popychały go także, uwaga!, rozważania nad afazją. Zagrał ją nawet w "Koprofagach". Pokazał wtedy totalną dysharmonię myśli i ciała. Przewracał oczami, ruszał bezgłośnie ustami, robił pauzy w środku zdania. Jego bohater tracił świadomość, uchodziło z niego życia, jak z balonika powietrze.
Teraz, sam dotknięty afazją po udarze, udowadnia wielką determinację w powrocie na scenie i poskramianiu choroby, która paraliżuje jego język oraz prawą część ciała - niegdyś plastyczne jak guma.
Globisz już wykonał pierwszy wielki krok, wchodząc na scenę Łaźni Nowej w Krakowie. Wspiera się na lasce, bo utyka, ale wystarczy mu lewa ręka, by zacząć dyrygować aktorami i widzami. Znowu jest królem teatru, jak szekspirowski Prospero.
Mateusz Pakuła napisał genialny tekst, odwołujący się do bajek autorstwa Globisza. Pokazuje aktora przez pryzmat metafory wieloryba i jego wielkości, bo pan Krzysztof to przecież największa fisza polskiego teatru.
W pierwszym monologu zaprasza nas do muzycznej halucynacji, rozgrywającej się w podwodnym świecie. Prowadzą do niego także cytaty z wywiadu-rzeki "Notatki o skubaniu roli" autorstwa Olgi Katafiasz. A kiedy Globisz ma kłopoty z wypowiadaniem słów, bo jak w koszmarze złośliwie mu się zniekształcają - przywraca je do porządku pogodnym zaśpiewem. Asekurują go dawne studentki - Zuzanna Skolias i Marta Ledwoń, grające aktywistki Greenpeace.
Globisz spoczywa na ogromnym szezlongu, zanurza w wielkim akwarium nogi, między którymi pływają rybki. I opowiada zwariowaną bajkę o krasnoludku Wacku, z humorem, ironicznie - strasząc nas klasycznym bajkowym: "A tu nagle!". Wśród bohaterów są lew, osioł Robert i szczur - elegancki, lecz brudny. Gdy aktywistki Greenpeace, pytają jak może brudas być jednocześnie elegancki? - Globisz łypiąc przewrotnie oczami na widzów - serwuje absurdalny żart i wzbudza niepohamowany, oczyszczający śmiech.
Zdarza mu się mówić z mozołem, ale nigdy nie odpuszcza, a gdy mu nie wychodzi - dopinguje siebie siarczystymi przekleństwami. Mrucząc, pohukując - wchodzi na najwyższe obroty aktorstwa z czasów przed chorobą. Staje się ponownie nieokiełznaną sceniczną bestią. Emanuje atomową energią. Chwyta wtedy za flamaster i rysując wskazówki - domaga się śpiewania "I Want To Break Free" grupy Queen. Gra na organkach w sposób bardziej zwariowany niż Bob Dylan - z towarzyszeniem perkusisty Antonisa Skoliasa.
A przecież kreacja nie jest tylko popisem dobrego humoru. Aktor wyznaje, że ma kłopot z emocjami, że czuje się pusty jak ryba wyrzucona na piach. W najbardziej dramatycznym momencie wykrzykuje: "Jestem jebną rybą!". Bo ryby i dzieci głosu nie mają.
Mateusz Pakuła świetnie skonstruował sztukę. Wprowadził do niej motyw wieloryba, który komunikował się z innymi na nietypowej częstotliwości, przez co bywał przez swoje środowisko nierozumiany. Aktorki śpiewają wiersz Juliana Tuwima o Panu Maluśkiewiczu, który przekroczył swoją małość i podczas oceanicznej wyprawy rozbił namiot nie na wyspie, lecz na cielsku wieloryba. Słyszymy ścieżkę dźwiękową filmu "Gdzie jest Nemo 2". Globisz użyczył głosu troskliwemu ojcu Marlinowi, pomagającemu w tarapatach synkowi-rybie, pozbawionemu jednej płetwy. Aktor uśmiecha się, gdy usłyszy swój interpretacyjny popis. Ale najbardziej cieszy go idea pomocy słabszym i bliskości wśród najbliższych, w rodzinie. To jest najważniejsze. Jak na gwiazdę przystało - daje się wyżalić w intymnych monologach młodszym koleżankom ze sceny - Zuzannie Skolias i Marcie Ledwoń.
Potrafi słuchać. Sam został wysłuchany przez żonę. Gdy lekarz nie dawał mu nadziei na wyzdrowienie - Agnieszka Globisz porozumiała się z mężem cytatem z filmu "Dzień świra" Marka Koterskiego. Złapała go za nogę i naśladując masażystkę z azjatyckim akcentem, zapytała: "Czujesz?". Odpowiedzią był śmiech męża.
Globisz przypomina też, profetycznie dziś brzmiące, wyznanie o tym, że marzył o graniu Kaspara Hausera - króla odmieńców. I dodaje, że wszystkie najlepsze role tworzył chory. Tak je przeżywał.
Na koniec zasiada przed mikrofonem i z dziką radością osiąga ekspresję Joe Cockera z jego słynnej interpretacji beatlesowskiego szlagieru z "Małą pomocą przyjaciół". Jest więcej niż pewne, że Paul McCartney z myślą o Globiszu napisał słowa: "Co byś pomyślał, gdybym zaczął fałszować/Czy wstałbyś by zaprotestować?/Pożycz mi uszu, a ja ci zaśpiewam/I postaram się czysto intonować/ Z małą pomocą przyjaciół przeżyję/ Z małą pomocą przyjaciół pnę się w górę/Z małą pomocą przyjaciół będę próbował".
"Wieloryb The Globe" znakomicie wyreżyserowany przez Czeszkę Ewę Rysową, wyprowadza teatr z zaklętego kręgu polskich paranoi i europejskich neuroz. To teatr i zbiorowa terapia zarazem, która daje siłę do życia. Wpisuje się w formułę Łaźni Nowej Bartosza Szydłowskiego, która nie tylko gra, lecz integruje ludzi ponad podziałami, ponad ich afazjami, czyli ograniczeniami, by tworzyć wspólnotę i osiągać to, co niemożliwe. Do tego trzeba siły Krzysztofa Globisza. Ale warto przypomnieć, że Łaźnia Nowa stała się też domem Sławomira Mrożka, kiedy wyszedł ze szpitala. Rzecz jasna - po afazji!
Jacek Cieślak
Rzeczpospolita
13 grudnia 2016