Meblowanie życia

W kameralnej sztuce „M-2" urządzanie niewielkiego mieszkania po przeprowadzce „na swoje" nabiera silnej wymowy symbolicznej. Widzimy na scenie dwoje młodych, związanych ze sobą osób, gdy pokonują próg i muszą boleśnie zmierzyć się ze swoją przeszłością, aby zdobyć choćby niewielką przestrzeń na własną, niezależną przyszłość.

„M-2" to sztuka surowa, minimalistyczna i skondensowana. Na małej scenie Nowego Teatru w Słupsku pojawiają się trzy osoby: Monika Janik, Wojciech Marcinkowski i – odpowiedzialna za opracowanie muzyczne – Dominika Korzeniecka. Ta ostatnia występuje w roli perkusistki i aktorki zarazem – nie tylko wybija rytmy zwiększającą dynamikę spektaklu, ale również wypowiada kilka ważnych kwestii, które można odczytać jako interpretacyjne podpowiedzi. Jednak w centrum uwagi jest aktorski duet Janik i Marcinkowskiego. Oboje w jasnych strojach, które wyraziście odznaczają się na tle minimalistycznej, ciemnej i surowej scenografii autorstwa Aleksandry Starzyńskiej. Aktorzy postawieni są przed trudnym zadaniem: muszą przestrzeń sceniczną wypełnić wykreowanymi przez siebie postaciami, nie są w stanie wspomóc się zasłoną dekoracji czy bogatym kostiumem. Wrażenie swoistego chłodu i pustki jest silnie odczuwalne i stanowi komplementarną część spektaklu.

Młodzi aktorzy słupskiego teatru grają postacie... młodych aktorów, którzy razem przeprowadzili się właśnie do tytułowego M-2 i próbują się urządzić. Jednak rozstawianie prostych mebli nie odbywa się w beztroskiej atmosferze, a staje się bodźcem wywołującym bolesne wspomnienia. On (grany przez Marcinkowskiego) miał trudne relacje ze swoim ojcem, ciągle nosi w sobie poczucie, że nie spełnił jego wymagań, że nie był wystarczająco twardy, wystarczająco męski. Ona (grana przez Janik) to córka alkoholika, która przeżyła niejedno upokorzenie.

Sytuacja odgrywana przez aktorów zyskuje głęboki wymiar symboliczny. Urządzanie małego, własnego mieszkania jest momentem przekroczenia progu pomiędzy domem rodziców, a swoim domem, który należy samemu uporządkować, stworzyć. W tym momencie powracają bolesne momenty z przeszłości, które jak piętno tkwią w świadomości bohaterów. Ona i on próbują opowiedzieć traumatyczne sceny ze swojego dzieciństwa. Minione miesza się w tej surowej przestrzeni z przyszłością i teraźniejszością. Gesty rodziców zostają powtórzone, odegrane, przedstawione, a więc w pewnym sensie oswojone. Przynajmniej w jakimś stopniu, chociaż nie wiadomo czy wystarczającym na tyle, żeby, może nie tyle uwolnić się, co przepracować i zrozumieć swoją przeszłość, swoją tożsamość, uwolnić się od mimowolnych reakcji. Ze sztuki nie dowiadujemy się czy postaciom kreowanym przez Janik i Marcinkowskiego udaje się przepracować trudne doświadczenia i wyzwolić się z kolein wyznaczonych przez krzywdy, kompleksy, porażki rodziców. „M-2" skupia się na zmaganiu z powracającymi wspomnieniami i pozbawiona jest happy endu, który mógłby zwieńczyć bolesny proces terapii.

Uderza w „M-2" sposób rozmowy bohaterów. Trudno mówić tu właściwie o wspólnym dialogu, a nawet o kłótni. Oboje zdają się zamknięci „w czterech ścianach swego bólu". Na opowieści o własnym nieszczęściu, które tkwi w pamięci i nieustannie się rozwija odpowiada symetryczna kwestią o własnym cierpieniu drugiej, bliskiej osoby. Bolesny głos rezonuje z takim samym tonem, nie rodzi porozumienia, poczucia ulgi, przepracowania. Wzbudza raczej echo, które pobudza się w ponurej spirali krzywd.

Wspomniałem, że aktorzy w surowej – przez co dobrze podkreślającej tonację spektaklu – scenografii mają trudne zadanie, bo cały ciężar zapełnienia sceny spada na nich. Janik, Marcinkowski i siedząca za perkusją Korzeniecka radzą sobie z tym zadaniem bardzo sprawnie. Grają bez fasadowej emfazy, ale wyraziście; nie silą się na wielkie gesty, ale nadają swoim postacią charekteru w niewymuszonych, zwyczajnych odruchach; a wszystko pewnie, bez potknięcia.

Chociaż cała opowieść przedstawiona w „M-2", jest dość prosta to zarysowana w sposób zwięzły i wyrazisty może zrobić wrażenie i oddziałać na widza. Świetny literacko tekst sztuki to zasługa Natalii Fiedorczuk, znanej z różnych działalności artystycznych, choć ostatnio najwięcej rozgłosu przyniosła jej książka „Jak pokochać centra handlowe" nagrodzona m.in. Paszportem Polityki. Zmysł literacki tej autorki w słupskim spektaklu wybrzmiewa znakomicie.

Premiera „M-2" zainaugurowała obchody piętnastolecia Nowego Teatru im. Witkacego w Słupsku. Bez naciąganej urodzinowej uprzejmości mogę napisać, że ta sztuka to świetny prezent tak samo dla Nowego Teatru, jak i jego publiczności.



(-) (-)
Dziennik Teatralny Słupsk
18 września 2019
Spektakle
M2
Portrety
Daria Kopiec