Melancholijny sen

Jeżeli zespół Polskiego Baletu Narodowego miałby pokazać spektakl wizytówkę, powinien wybrać "Sen nocy letniej" w choreografii Johna Neumeiera. Z pochodzenia Amerykanin, z wyboru Europejczyk, Neumeier urodził się w Milwaukee w stanie Wisconsin, studiował w Kopenhadze i Londynie. Pracę taneczną rozpoczął w Stuttgarcie, kontynuował w Hamburgu, gdzie od 1973 roku jest dyrektorem Hamburg Ballet.

Dzięki spektaklom, które stworzył z tym zespołem, oraz przedstawieniom realizowanym na całym świecie, zyskał renomę odnowiciela baletu. Kiedy wystawiał dzieła romantyczne, np. "Jezioro łabędzie" lub "Śpiącą królewnę", starał się tchnąć w nie ducha współczesności. Zależało mu nie tyle na perfekcji wykonania, ile na stworzeniu spektaklu wypowiedzi, która podejmowałaby temat uczuć i relacji. Ogromną częścią jego dorobku są przedstawienia, których libretto wykorzystuje klasykę literatury europejskiej. Wielokrotnie sięgał po twórczość Szekspira: (Hamlet, Otello, Jak wam się podoba). Stworzył także baletowe wersje klasycznych powieści: "Damę kameliową" i "Króla Artura".

"Sen nocy letniej" miał premierę w 1977 roku w zespole Hamburg Ballett. Przez ponad trzydzieści lat spektakl stał się już właściwie klasyką współczesności - znalazł się w repertuarze Opery Paryskiej, Wiedeńskiej, Teatru Bolszoj w Moskwie oraz królewskich zespołów baletowych w Kopenhadze i Sztokholmie.

Dramat Szekspira długo wystawiano jako błahą komedię miłosnych pomyłek, których sprawcą był duch-psotnik Puk. Jan Kott, wybitny badacz twórczości stradfordczyka, spojrzał na tę fabułę psychologicznie i pokazał, że nieszczęśliwa miłość może być prawdziwą tragedią. Część twórców szła za tą myślą - taką interpretację można było zobaczyć np. w "Śnie nocy letniej" wystawionym w Starym Teatrze przez Maję Kleczewską.

U Neumeiera nie oglądamy tragedii, ale ten pięknie skomponowany świat ma bardzo wyraźną, ciemną smugę. Spektakl zaczyna się w ciszy. Wchodzi Hipolita, patrzy w lustro, wyciąga rękę w jego stronę. Na głowie ma biały tiul. Lustro jest symbolem melancholii, marzenia, być może marzenia o nowym życiu, o czekającym ją ślubie. Subtelna scena zostaje przerwana rwetesem przygotowań i nakrywania do stołu (pełna wdzięku animacja niebieskiego płótna, które staje się obrusem).

Pierwsza część rozgrywa się z towarzyszeniem muzyki Mendelssohna-Bartholdy'ego, granej przez Orkiestrę TW-ON pod batutą Łukasza Borowicza. To przy niej przedstawiają się widzom arystokratyczni bohaterowie historii: Hipolita (Yuka Ebihara), zakochany w niej Tezeusz (Vladimir Yaroshenko), Helena (Aleksandra Liashenko), zapatrzona w Demetriusza (Maksim Woitiul), który nie zwraca na nią uwagi, bo ogląda się za Hermią (Marta Fiedler). Ona jednak tworzy szczęśliwą parę z Lizandrem (Jarosław Zaniewicz).

Od początku mamy do czynienia przede wszystkim z dwoma środkami wyrazu: techniką tańca klasycznego i rozmaitymi konwencjami aktorskimi. Hermia i Lizander są sentymentalni do niemożliwości: wzdychają do siebie, ślą czułe i tęskne spojrzenia. Z kolei Helena i Demetriusz to para komiczna, wraz z rozwojem akcji wręcz slapstickowa: ona w okularach, biegająca wokół niego, by ją zauważył, a kiedy wreszcie to się dzieje, padająca z wrażenia - dosłownie. On grający z zamaszystym, nieco marionetkowym gestem, przypominający dziarskiego żołnierzyka.

Jeszcze inny charakter mają Hipolita i Tezeusz: jak przystało na władców, są bardziej powściągliwi, wręcz hieratyczni. Tezeusz często podnosi Hipolitę i oboje zastygają jak posąg.

Kiedy po dniu przygotowań Hipolita usypia - przenosimy się do świata snu. Zmienia się wszystko. Na scenie pojawia się dekoracja - co rzadkie - przestrzenna: w kilku miejscach sceny widzimy drzewa. Oświetla je zimny strumień niebieskiego światła.

Las to królestwo Puka (Patryk Walczak), trochę błazna, trochę kapryśnego pana. W osnutym mgłą krajobrazie wyłania się obok drzewa jak wąż w raju. Wrażenie niepokoju podbudowuje muzyka Ligetiego, którą słyszymy z głośników. Na scenie ukazują się odczłowieczone zjawy w perłowych trykotach i czepkach: mieszkańcy lasu. Tu już choreografia odchodzi nieco od klasyki: duety tancerzy tworzą geometryczne układy, poparte ekspresyjnymi wymachami rąk i niemal cyrkową, gimnastyczną plastyką ciała.

W tajemniczej przestrzeni zjawiają się bohaterowie dnia: Tytanią i Oberonem są tancerze, którzy w pierwszej części byli Hipolitą i Tezeuszem. Na rozkaz Oberona Puk ma rzucić zaklęcie: osoba, na którą zaklęcie padnie, po przebudzeniu zakocha się w pierwszym, kogo zobaczy.

Kiedy Hermia i Lizander usypiają po leśnej schadzce, Puk myli się i rzuca miłosne zaklęcia nie na tych co trzeba. Lizander, po obudzeniu, widzi przypadkowo przechodzącą Helenę i traci dla niej głowę. Z kolei Hermia zakochuje się w Demetriuszu. Ten kocha jednak Helenę.

Dziewczyna, która bezskutecznie biegała za Demetriuszem, patrzy z osłupieniem, że nagle bije się o nią dwóch młodzieńców. Miłosne pomyłki są tu świetnie rozegrane komediowe 1 warte zapamiętania, by dostrzec napięcia między bohaterami na początku kolejnego dnia.

Inny nastrój ma miłosna scena Tytanii zakochanej w ośle - to bardzo

zmysłowy taniec, blisko ziemi, po części rozgrywający się w parterze. Miłosna noc jest przetykana scenami poetyckimi. W jednym z najbardziej malowniczych obrazów siedmiu tancerzy kołysze Tytanie niczym w łodzi snu. Sen to rodzaj śmierci, co w przedstawieniu podkreśla "ludzka" łódź, kojarząca się z mitycznym Styksem.

Kiedy Oberon orientuje się, co się stało, każe Pukowi wszystkich odczarować. Z małpią zwinnością przeskakując i turlając się między bohaterami, Puk dobiera ich we właściwe pary. Nie robi tego jednak od razu jak trzeba. Najpierw Demetriusza łączy z Hermią, a Helenę z Lizandrem. Później dobiera razem dziewczyny. Wreszcie mu się udaje połączyć Hermie z Lizandrem, Demetriusza z Heleną, a obok śpiącej Tytanii postawić Oberona.

Wydawać by się mogło, że to już prosta droga do oczywistego celu, potrójnego ślubu i szczęśliwego zakończenia. Choreograf zaproponował jednak ciekawą scenę: poranek po nocy. Gdy czwórka młodych wstaje i zaczyna przechadzać się po lesie, pary wpadają na siebie. Pierwsze ich spotkanie jest niezręczne, bo wszyscy pamiętają co się wydarzyło, kto był z kim, kto za kim szalał, kto kogo odrzucał. Dwa duety przeplatają się w tańcu, wymieniają parterami i spojrzeniami, które mogą sugerować, że jednak tęsknią za tym, co się zdarzyło w nocy. Mimo to przerywają taniec i ustawiają się we "właściwe" pary, które wezmą ślub. Mistrzem ceremonii odbywającej się przy dźwiękach marszu Mendelssohna jest Puk.

Spektakl Johna Neumeiera to propozycja dla szerokiego grona odbiorców: każdy widz może znaleźć coś interesującego w tej bogatej inscenizacji. O aktorskich środkach wyrazujuż wspomniałam, warto dodać konwencje sceniczne, zwłaszcza komediowy teatr w teatrze. Wystawienie przez Rzemieślników sztuki o nieszczęśliwej miłości Pyrama i Tyzbe, grane na koniec podczas samego ślubu, wzbudzało istne salwy śmiechu. Warto też podkreślić poziom taneczny zespołu Polskiego Baletu Narodowego. Znanych tancerzy można było zobaczyć w nowych wcieleniach: Marta Fiedler, grająca zazwyczaj silne kobiety, tu była urocza i delikatna, Maksim Woitiul i Aleksandra Liashenko pokazali vis comica, nowa tancerka, zjawiskowa Yuka Ebihara stała się prawdziwą gwiazdą zespołu.

Tym większa szkoda, że spektakl zagrano zaledwie sześć razy i do końca sezonu nie będzie można go już zobaczyć.



Izabela Szymańska
Ruch Muzyczny
18 kwietnia 2013
Spektakle
Sen nocy letniej