Melodramat z Lema

Z krakowskiej premiery "Solaris" obronną ręką wyszedł tylko Stanisław Lem. Być może dlatego, że szybko zszedł na dalszy plan. Nad sceną jaśnieje ogromna jasna kula - to Solaris, myślący ocean.

Wnętrze kosmicznej bazy imituje skromna konstrukcja z metalowych rur. Niepokojąca muzyka Piotra Dziubka - najlepszy element spektaklu - buduje nastrój obcości i grozy. Niestety, po chwili na scenę wkraczają aktorzy i odzierają opowieść z wszelkiej tajemnicy. Ocean siermiężnie personifikuje milcząca Aneta Orlik, od czasu do czasu podrygująca w niezrozumiałych konwulsjach. Nieznośnie infantylna Harey w wykonaniu Agnieszki Kościelniak głównie biega po scenie i krzyczy, obściskując Kelvina. Najbardziej irytujący jest jednak dr Snaut w interpretacji Tomasza Wysockiego, przypominający pijaczka z popularnych telewizyjnych seriali o polskiej prowincji. Jest jeszcze dziecko w słomkowym kapeluszu i dziwna postać w piżamie, która snuje się po scenie, od czasu do czasu nieznośnie wyjąc.

Reżyser pragnął mrocznego dramatu o ciemnej stronie ludzkiej natury, jednak ostatecznie wyciosał ckliwy melodramat przerywany przypadkową choreografią.



Michał Centkowski
Newsweek Polska
13 lipca 2016
Spektakle
Solaris