Męski i bezsilny „Tata ma kota (albo poczytaj mi tato)"
Komedia Tata ma kota (albo poczytaj mi tato) potrafi złapać za serce. W tej recenzji opisuję jak, z całkiem nowego punktu widzenia, przedstawiono sytuację mężczyzn pozbawionych kontaktu ze swoimi dziećmi.Na początku kwietnia w Lublinie Grupa pięciu artystów teatru Sceny InVitro, przedstawiła spektakl pod tytułem „tata ma kota (albo poczytaj mi tato)". Sztuka ta jest zbudowana na podstawie scenariusza Szymona Bogacza, a wyreżyserował ją Łukasz Witt-Michałowski. Pokaz odbył się w Centrum Kultury w Lublinie. Tytuł tego projektu odnosi się do frazy pochodząca z kultowego elementarza autorstwa Mariana Falskiego, kojarzy się on z wychowywaniem, nauką czytania, ogólnie rzecz biorąc z wczesnymi latami rozwoju dziecka. Tytuł alternatywy „poczytaj mi tato" również odnosi się do hasła kojarzonego z dzieciństwem. Jak widać już sama nazwa wskazuje czego będzie dotyczyć sztuka, umieszcza ona ojca w miejscu, kulturowo zarezerwowanym przez archetyp matki.
Spektakl przedstawia subiektywny punkt widzenia ojców, którym po rozwodzie, odebrano lub wyraźnie utrudniono kontakt z własnym dzieckiem. Wiele jest tu szorstkiej męskiej logiki, ale użytej satyrycznie. Jest to przede wszystkim komedia, z uwagi na przedstawianie poważnych życiowych sytuacji w krzywym zwierciadle i hiperbolizacji absurdów dotykających samotnego ojca. Prześmiewcze są również same kostiumy.
Aktorzy byli wyposażeni w atrybuty kojarzące się z chłopcami, były to szelki, a dodatkowo w kolorze jasnoniebieskim. Często wcielali się oni w role dzieci lub infantylnych dorosłych co dzięki takim kostiumom wyglądało naturalnie. W innych sytuacjach odgrywali budzące respekt postacie, na przykład Przemysław Sadowski odgrywał rolę gangstera. Ubiór i jego mocne słowa, tworzyły śmieszny kontrast. Żeby nadać jeszcze bardziej infantylnego wyglądu scenom, za scenografię posłużyła rama z piaskownicy. Proszę sobie wyobrazić dorosłego mężczyznę ubranego w szelki, stojącego w piaskownicy z łopatką do piachu w dłoni, opowiadającego o rozbojach, których się dopuścił.
To, że aktorzy byli ubrani w kostiumy dzieci może mieć również głębszy sens. Spektakl dobitnie pokazywał wiele sytuacji, w których ojcowie nie mają władzy nad tym co się dzieje w ich życiu. Ich żony i sądownictwo decydowały za nich, czy i w jaki sposób będą mogli mieć kontakt z dzieckiem. Możliwe, że tak samo, jak dzieci nie posiadają pełnych praw do decydowania o swoim losie, tak mężczyźni pokazani w spektaklu byli pozbawieni autonomii i zobrazowano to właśnie przez ich dziecięcy strój. Kolejnym elementem scenografii był posąg kobiety, raz nawet mężczyźni modlili się do jego oblicza. Jakby światem, w którym się znajdowali, władała sprawcza siła kobiet.
Sztuka miała bardzo ciekawą i wyraźną strukturę. Składała się z kilku pomniejszych części, wydaje mi się, że było ich osiem. Każda z nich pokazywała inne perypetie ojców po rozwodzie. Części były ułożone z rozmysłem, pierwsze z nich były bardziej rozrywkowe, kolejne zaczęły podejmować coraz to poważniejsze tematy. Jedna z końcowych scena, z powrotem rozluźniła emocje świetną komedią. Przedstawiała absurdalną rozprawę w sądzie, podczas której Jarosław Tomica parodiował żonę oskarżonego o zaniedbywanie rodziny męża, wyszło mu to tak dobrze, że rozśmieszył tym całą publiczność. Kolejnym świetnym komediowym akcentem spektaklu było wcielenie się Dariusza Jeża w rolę ojca, nad którym stoi kurator sądowy, odgrywanym przez Arkadiusza Cyrana. Dyrygował on nim jak marionetką, a ojciec bał się zrobić cokolwiek w obecności swojego dziecka, żeby nie było to odebrane za coś niezgodnego z prawem.
Bardzo ciekawym był dla mnie moment, kiedy Przemysław Sadowski i Jarosław Tomica wyszli ze swoich ról i zaczęli dyskutować na temat, bezwzględnego przyznawania matkom praw do opieki nad dzieckiem i pomijania przy wychowywaniu roli ojca. Zapalono wtedy światła na całej Sali, dzięki czemu można było poczuć się wywołanym do tablicy. Dodatkowo para aktorów zeszła ze sceny i ustawiła się pod dwóch przeciwległych stronach widowni. Przekrzykując się w takich pozycjach, ustawili sobie widownię na linii dyskusji. Kiedy Przemysław Sadowski przekazał widowni informacje o tym, że zaledwie 4% mężczyzn w Polsce dostaje prawa do opieki nad swoim dziećmi, odczuwałem podniosłość tamtej chwili. Ta część spektaklu różniła się bardzo od reszty, jak gdyby ktoś w trakcie filmu przełączy kanał na program informacyjny.
Dla niektórych ta sztuka będzie prowokująca i poruszająca kontrowersyjne tematy. Czasami pokazane w niej sceny grają na emocjach widza, na przykład przedstawiają, jak to chłopiec rozczulająco tęskni za swoim tatą, który nie może się nim opiekować. Jednak tak naprawdę, każdy gra na emocjach, jeśli podejmowane są tematy odbierania praw rodzicielskich. Ten spektakl mi to uświadomił. Kiedy zobaczyłem jak z męskiej perspektywy, można kreować emocje dotyczące odebrania dziecka. Pierwszy raz pomyślałbym, że obraz dzieci płaczących za matką też może być użyty, do grania na emocjach. Jest to bardzo dobra sztuka, łączy w sobie komedię i debatę społeczną. Ma świetną obsadę. Jest zróżnicowana pod względem dostarczanych emocji, towarzyszy jej wiele śmiechów, a zakończenie jest wyciszające i melancholijne.
Bardzo zachęcam Państwa do zobaczenia tego przedstawienia.
Wojciech Lutomski
Dziennik Teatralny Lublin
20 kwietnia 2023