Między czyśćcem a czyśćcem
Teatr Telewizji - przed emisją.- Będziesz niezrozumiana, będą cię odsuwać, będziesz napastowana przez szatana, ogarną cię wewnętrzne ciemności. To usłyszałam wiele lat temu od Tego, którego kocham ponad życie - mówi zakonnica, siostra Wanda Boniszewska, która w poniedziałkowym telewizyjnym spektaklu "Stygmatyczka" ma twarz Kingi Preis. Twarz niezwykle skupioną, pięknie uduchowioną, promieniującą wewnętrznym światłem i wyrażającą głębię duchowego przeżycia i zjednoczenia z Bogiem. Wielka rola, zaryzykuję stwierdzenie, że chyba życiowa rola tej znakomitej aktorki. Ta prawda przekazu myśli na twarzy aktorki, to - jak myślę - także prawda wyznania wiary Kingi Preis jako człowieka. Wielkie, wyjątkowe, wybitne artystycznie przedstawienie. A to, że mogło powstać dzisiaj, w dobie tak silnej laicyzacji i ateizacji życia, z którego w ramach poprawności politycznej wygnano Boga - uważam za prawdziwy cud. Życie siostry Wandy Boniszewskiej, wielkiej mistyczki naznaczonej stygmatami, być może za sprawą tego właśnie spektaklu zacznie powoli wychodzić z ukrycia. Takie zresztą było zadanie siostry Wandy, które sobie założyła (a może tak chciał Pan), by ze swym charyzmatem żyć w ukryciu przed światem. Przedstawienie pokazuje wycinek życia mistyczki. Zaczyna się krótko po wojnie, w 1947 roku w Pryciunach pod Wilnem, gdzie w mająteczku należącym do jej Zgromadzenia Sióstr od Aniołów ukrywa się przed SB jezuita obrządku wschodniego o. Antoni Ząbek (gra go Andrzej Hudziak). Tajniacy jednak wytropili skrytkę i wszystkich aresztowano. Odtąd śledzimy więzienny los siostry Wandy. Najpierw w wileńskim więzieniu, potem na zesłaniu, na Uralu. I tu, i tam bicie, tortury najbardziej wymyślne, kilkunastogodzinne przesłuchania na stojąco, a nawet na noszach, gdy już nie miała sił, by utrzymać się na nogach. Nie zaoszczędzono jej też próby gwałtu, pobytów w szpitalach psychiatrycznych (słynne psychuszki), eksperymentów z elektrowstrząsami. Jednak nikogo nie wydała. Można się zastanawiać, jak to możliwe, że ta słaba, chorowita przecież istota przetrwała to piekło i nie tylko nie umarła, ale i nie udało się komunistycznym oprawcom zniszczyć jej ducha. Broniła wiary i samotnie toczyła walkę z całym zorganizowanym aparatem przystosowanym specjalnie do zwalczania Kościoła. W więzieniu zabroniona była modlitwa, ale siostra Wanda nie zważała na to, klękała i się modliła. Jej postawa i wewnętrzna siła doprowadzały do ataków furii przesłuchujących ją. Spektakl znakomicie pokazuje to zderzenie prawdy z kłamstwem, szatańskiej agresji esbeckich oprawców (świetne role Grzegorza Damięckiego i Mariusza Jakusa) oraz spokoju i dobra płynących z zachowań ich ofiary wybaczającej im to nieludzkie, okrutne wobec niej postępowanie. Wybaczanie i modlitwa za swoich prześladowców jeszcze bardziej ich rozjusza. A jej niezłomność, hart ducha i niezgoda na współpracę wytrąca im z ręki oręż. Widzą, że nie pokonają jej, nawet przy użyciu całej morderczej machiny. Siostrę Wandę trzyma wewnętrzna siła, która daje jej wiarę i miłość do Boga oraz ufność, jaką pokłada w Nim. Ale jest "tylko" człowiekiem, więc jako człowiek zupełnie po ludzku ma chwile załamania. To najbardziej wstrząsająca scena w przedstawieniu, kiedy leżąc w jakimś barłogu, na noszach podczas podróży do więzienia na Uralu, ma widzenie i pełna wielkiej rozpaczy, płacząc, wypowiada słowa (które nawet można by odebrać jako obrazoburcze, ale to tylko pozór): "Chcę umrzeć. Jak Judaszowi, daj mi siłę, żeby odebrać sobie życie. Ty mnie nie lubisz. Nie wierzę Ci. Ty mnie nienawidzisz. Daj siłę umrzeć". A wiemy przecież, że Jezus jest jej miłością ponad wszystko. Jak bardzo więc trudno jej zmagać się z tym wszystkim, co ją spotyka. Mówi do lekarza: "Dobij mnie. O zastrzyk na śmierć, proszę". Kinga Preis wypowiada ten najtrudniejszy w całym przedstawieniu, jak sadzę, monolog z tak rozdzierającym smutkiem, że widz nie może nie współodczuwać jej duchowego bólu. Wielka, dramatyczna scena. Także wiele innych scen oddziałuje na widza tak silnie, że współuczestniczy on z cierpieniem bohaterki. Ma się wrażenie, że to nie jest przedstawienie teatralne, ale dokument przemawiający do nas z taką siłą. Wkrótce, po tym rozdarciu duchowym bohaterki, pojawiają się sceny - można powiedzieć oczyszczające - nawrócenia. Widzimy modlące się współwięźniarki, lekarka przyznaje, że jej rodzina jest wierząca, i odkrywa w sobie też taką potrzebę, ale dla zarobienia na kawałek chleba - jak mówi - modli się w ukryciu. A oto naczelnik więzienia (Tomasz Dedek), przesłuchując Wandę, namawia ją do współpracy, by donosiła o tym, co mówią współwięźniarki. A kiedy odmawia, kopie ją i bije z okrucieństwem. Potem przychodzi, prosząc o wybaczenie i o modlitwę za niego i za jego rodzinę. "Przychodziłem tu i prosiłem Boga, żeby nie strącił mnie pomiędzy diabłów Stalina, Berię, Mołotowa" - mówi. Piękna scena nawrócenia. Zapłacił za nią wkrótce wywózką na Syberię. Takich nawróceń za sprawą siostry Wandy było wiele. Wszystko jest zapisane w dokumentach. Autor scenariusza Grzegorz Łoszewski z bogatego materiału (książka "Ukryta stygmatyczka", pamiętnik więzienny siostry Wandy, listy osób nawróconych adresowane do zakonnicy, a także ocalałe dokumenty sowieckie ze śledztw) wybrał tylko część, bo przecież nie sposób w jednym spektaklu przedstawić całego życia bohaterki, która zmarła w 2003 r., mając 96 lat. Więzienna katorga zakończyła się po 1956 roku i wtedy też wróciła do Polski. Pięknie i znamiennie ukazana została tu scena przekraczania granicy polsko-radzieckiej przez Polaków powracających z nieludzkiej ziemi. Niektórzy klękali, całowali ziemię ojczystą. Spektakl jest wspaniale wyreżyserowany, we wszystkim jest należyty umiar i szacunek dla sprawy, którą się tu przedstawia. Dyskretne prowadzenie aktorów i wielka troska o stworzenie właściwego klimatu, to też już dziś należy do rzadkości. Pięknie i delikatnie w półcieniach fotografowany spektakl współbrzmi z przesłaniem, jakie niesie. Cały zespół zasługuje na uznanie. A dzieje życia siostry Wandy warto by ukazać w jej dalszym przebiegu. W końcowej scenie wszak zakonnica pisze w swoim pamiętniku m.in.: "Na tym mniej więcej skończył się mój więzienny czyściec. Zaczął się inny. Może bardziej dotkliwy, bo od najbliższych". "Stygmatyczka" Grzegorza Łoszewskiego, reż. Wojciech Nowak, scenogr. Katarzyna Sobańska, zdj. Arkadiusz Tomiak, muz. Włodzimierz Pawlik, Teatr TVP - Scena Faktu, emisja 17 marca 2008 r.
Temida Stankiewicz-Podhorecka
Nasz Dziennik
15 marca 2008