Między jarmarkiem, magią a dziełem sztuki
Tańczące niedźwiedzie, kobieta z brodą, pokazy karłów, połykacze ognia. Wszystko to stanowi nieodłączne elementy pewnej "kultury jarmarcznej", taniej rozrywki przygotowywanej z myślą o niezbyt wysublimowanych gustach XVII-wiecznych mieszczan. W obraz ten wpisywał się w pewien sposób również i teatr. Zwłaszcza w momencie, gdy zaczęły grać w nim także kobiety - tak zwane "stworzenia sceniczne"Z teatrem tego okresu nieodłącznie wiąże się jednak pewien rodzaj magii, poszukiwanie sztuki „elitarnej”, uduchowionej. Gdzie więc leży prawda? Jak zwykle pośrodku. Wizję teatru jako przecięcia dwóch sfer – sacrum i profanum – najpełniej chyba prezentuje przedstawienie „Stworzenia sceniczne” przygotowane przez Teatr Lubuski.
Tworząc sztukę na temat pierwszych kobiet występujących w teatrze, trudno jest uciec od dwóch zagrożeń. Pierwsze z nich to ukazanie życia aktorek w sposób szkolny, uproszczony, na kształt wypracowania o przysłowiowej już „ciężkiej doli chłopa pańszczyźnianego”. Druga pułapka to zbytnie nasycenie spektaklu ideologią feministyczną – mitologizacja bohaterek, uczynienie z nich pionierek i bojowniczek. Teatrowi Lubuskiemu udaje się jednak tych zagrożeń uniknąć. „Stworzenia sceniczne” w brawurowy sposób balansują między dramatem a groteską, między spektaklem historycznym a filozoficznym, między tekstem o XVII-wiecznej Anglii a uniwersalną refleksją.
„Stworzenia sceniczne” nie mówią bowiem tylko o barierach, jakie pracujące kobiety napotykały na swojej drodze, pokusach „wielkiego świata” czy wadach i zaletach pracy w teatrze. To również spektakl o starości, bólu związanym z przemijaniem i pragnieniu akceptacji. To przedstawienie o sztuce jako takiej, o tym, jak znaleźć kompromis między, używając współczesnych kategorii, „misją” a „oglądalnością”. Ta wielopłaszczyznowość pozwala widzom dać się porwać na chwilę nie tylko w świat teatru, ale również w czasy, gdy każda dama musiała nosić długie krynolinowe suknie.
Przedstawienie Teatru Lubuskiego wiele ma wspólnego z prawdziwą magią – rewelacyjne dekoracje, świetnie dobrany podkład muzyczny i przepiękne kostiumy tworzą atmosferę na pograniczu sabatu czarownic, guseł, wróżb i XVII-wiecznych spotkań teatralnych. Całość dopełnia świetna gra aktorek, niebanalny scenariusz i to nieuchwytne „coś”, decydujące o niesamowitej aurze widowiska. Choć nie brak tu scen mocnych i wyrazistych (próba przeprowadzenia na scenie aborcji może się wydawać pomysłem ryzykownym), wkomponowują się one w wyważoną całość, a losy bohaterek ukazane są w obiektywny i prawdziwy sposób.
„Stworzenia sceniczne” to przedstawienie bardzo spójne. Decyduje o tym nie tylko wyraźna, dobrze pomyślana rama kompozycyjna, ale także fakt, że właściwie wszystkie z pięciu postaci występujących na scenie to silne, żywe charaktery. Każda kobieta to inna historia, inny sposób ekspresji, inny problem i inne usposobienie. Można odnieść wrażenie, że bez trudu da się złożyć z ich losów niemal pięć oddzielnych, mocnych monodramów. Jest to głównie zasługą aktorek: Elżbiety Lisowskiej-Kopeć, Karoliny Honchery, Elżbiety Donimirskiej, Marty Artymiak i Anny Zdanowicz. To one ożywiają spektakl, wnoszą życie w mroczne dekoracje starego teatru.
Przedstawienia kostiumowe, dotykające tematów historycznych, często polecane są widzom mającym ochotę „przeżyć podróż w przeszłość”. „Stworzenia sceniczne” to jednak również bilet w przyszłość i teraźniejszość. To refleksja o życiu i sztuce, które to obszary przecież nieustannie się przeplatają. Chciałoby się rzec: jak to w teatrze.
Barbara Englender
Dziennik Teatralny Katowice
24 września 2010