Między sacrum a profanum

"Tlen" Iwana Wyrypajewa jest jak intelektualny i emocjonalny rollercoaster. Tekst pełen wypowiedzianego i wykrzyczanego buntu młodego człowieka, jego niezgody na otaczającą go, pozbawioną głębszych wartości rzeczywistość trzeba jednak w przekonujący sposób przekazać widzom. W spektaklu Teatru Muzycznego w Gdyni udaje się to tylko czasami.

Iwan Wyrypajew w swoich sztukach często porusza tematy, po które inni nie sięgają. Tak jest też z "Tlenem", tekstem, dzięki któremu zaczął swoją międzynarodową karierę. Dlaczego? Ponieważ ubrana w formę klubowego koncertu sztuka składa się z dziecięciu pouczeń, z początku dość wiernie odpowiadającym biblijnemu Dekalogowi, choć nic tu nie jest proste. Każdy kolejny utwór - recytowane przez aktorów kazanie - jest traktatem o tym, co ludzkie i równie dobrze można potraktować jako jego przeciwieństwo.

Nawiązania do Dekalogu (jak "nie zabijaj" w otwierającym spektakl utworze "Tancerze") ma tu zupełnie inny wydźwięk. "A ja znałem jednego człowieka, który miał bardzo słaby słuch. I nie słyszał, kiedy mówiono: nie zabijaj, pewnie dlatego, że miał na uszach diskmena" - melorecytuje aktor. W ten sposób chrześcijańskie Dziesięć Przykazań stanowi szkielet, na którym Iwan Wyrypajew stworzył nową historię, poświęconą kondycji ludzkiej, ludzkim wyborom i ograniczeniom.

Gdyńskie przedstawienie wyreżyserowane przez Rudolfa Zioło (etatowego reżysera Teatru Wybrzeże, reżysera m.in. "Naszych najdroższych" i "Dwóch w twoim domu") pozostaje wierne koncepcji Wyrypajewa. Rozgrywa się w przestrzeni klubowej, czy też klubowo-teatralnej, bo naprzeciwko widowni ustawiono teatralne krzesła, na których zasiadają aktorzy "Tlenu", nie biorący czynnego udziału w trwających właśnie epizodach. W scenografii Andrzeja Witkowskiego znajdziemy też kawiarniane stoliki, stół DJ-a z laptopem, ale nad wszystkim dominuje wielka sina ściana, podświetlona zimnym niebieskim światłem, sugerująca industrialną przestrzeń klubu. W centralnym punkcie jest pusta klubowa scena. Tam właśnie wychodzą aktorzy wykonujący przed publicznością kolejne recytowane utwory.

Składają się one w formę pokoleniowego protest songu i osobliwej prowokacji. Poznamy w nich opowiedzianą fragmentarycznie opowieść o Sańku z Sierpuchowa i Saszy z Moskwy, on zakochał się w dziewczynie ze stolicy, ona z litości oddaje mu się, wiedząc, że nie przywyknie do prowincji. On dla miłości jest gotowy na wszystko. Brutalny mord na żonie nie stanowi problemu - Saniek zrozumiał, że żona była "beztlenowcem", a w moskiewskiej Saszce odnajduje potrzebny mu do życia tlen.

Oczywiście Wyrypajewa nie interesowała makabreska. To tylko punkt wyjścia, by snuć opowieść o kondycji człowieka w kryzysie, kiedy błądzi on po omacku, bez życiowej busoli w postaci wyższych wartości. Kieruje się więc swoim szeroko pojętym interesem, własną wygodą i interpretuje rzeczywistość przez pryzmat własnego "ja", nie dostrzegając potrzeb nikogo poza sobą. Egotyczny, egocentryczny monolog podszyty jest dotkliwie wyczuwalnym brakiem ciepła, miłości, wsparcia, szacunku czy szczęścia. Saniek ma w tekście Wyrypajewa kilka imion, bo przecież nie o konkretnego chłopaka tu chodzi, a o pokoleniowe podskórnie wyczuwane poczucie braku i niespełnienia. I nawet gdy maska agresywnego, wampirycznego egoisty opada, nie potrafi on zbliżyć się do ukochanej, ani zbudować z nią głębszej relacji.

Ten trudny, nieoczywisty i niesłychanie finezyjnie skonstruowany tekst na scenie wybrzmieć może tylko pod jednym warunkiem. Gdy zostanie w wiarygodny sposób podany przez aktorów. Głównym problemem gdyńskiego spektaklu jest to, że udaje się to tylko czasami. Niemal wszystkie kwestie aktorzy mówią skierowani wprost do widzów, prawie rezygnując z interakcji, czasem tylko niczym echo powtarzając swoje gesty. Kiedy aktor staje się niewiarygodny, wypowiadane przez niego słowa nie mają żadnej siły, a w pomyśle bezpośredniej konfrontacji wobec widza nie ma miejsca na wybronienie się w innym sposób.

Do udziału w "Tlenie" Rudolf Zioło zaprosił piątkę aktorów z Teatru Muzycznego i trójkę młodych aktorów z Krakowa. Pomysł na import aktorów z zewnątrz zaskakiwał od początku, bo przecież w Studium Wokalno-Aktorskim nie brakuje młodych ludzi, którzy mogą wnieść powiew świeżości, o jaki reżyserowi chodziło. Patryk Szwichtenberg (na PWST Krakowie trafił po SWA w Gdyni) w roli DJ-a radzi sobie zarówno z organizacją spektaklu w roli "konferansjera", jak też jako sceniczny partner Reni Gosławskiej w trudnych, konfrontacyjnych scenach na dwa głosy. Jednak pozostali aktorzy z Krakowa - Filip Jasik i Marcin Sztendel - wyraźnie odstają umiejętnościami i przygotowaniem od aktorów Muzycznego. O dziwo, zupełnie minął się z rolą Mateusz Deskiewicz, ciekawy aktor charakterystyczny, w "Tlenie" groteskowo przerysowany i nieautentyczny, z ruchową nerwicą natręctw.

Dużo lepiej wypadają panie. Pierwsze skrzypce grają Renia Gosławska i Katarzyna Wojasińska. Pierwsza subtelnie, bez cienia przesady wykłada racje swojej bohaterki w mocnych werbalnych pojedynkach z Patrykiem Szwichtenbergiem, druga wkłada w monolog bohaterki (scena "Nie i tak" poświęcona przysięganiu) dużo emocji. Według tego samego klucza Wojasińska bardzo dobrze rozgrywa "Jak to się robi bez uczucia", czyli rozmowę o seksie (z bohaterem Mateusza Deskiewicza). W "Amnezji" (wyjaśniającej jak "wymazać" trudne kwestie ze swego życia) dobre wrażenie pozostawia Sylwia Wąsik, wystylizowana na dresiarę. Kobiecy zespół uzupełnia bezbarwna na ich tle Iga Grzywacka.

Ponieważ tekst Wyrypajewa w spektaklu Muzycznego nie ma tyle mocy, co treści, spora część jego przesłania ulatnia się, niestety, zaraz po wypowiedzeniu. Reżysersko, poza niezbyt fortunnym niekiedy zestawieniem grających i raz lepszym, raz gorszym prowadzeniem aktorów, nie zrobiono zbyt wiele. Poszczególne sekwencje sprawnie łączy Patryk Szwichtenberg, który przygotował również ciekawą muzykę klubową na potrzeby spektaklu. Bardzo brakuje w "Tlenie" osoby odpowiedzialnej za ruch sceniczny, wyglądający na scenie na przypadkowe, nieskoordynowane ruchy aktorów pozostawionych w tej kwestii samym sobie. Dlatego pełna aluzji ekwilibrystka werbalno-znaczeniowa, jaką jest "Tlen" Wyrypajewa, wypada w gdyńskim spektaklu co najwyżej poprawnie.



Łukasz Rudziński
www.trojmiasto.pl
10 lutego 2018
Spektakle
Tlen
Portrety
Rudolf Zioło