Między słowami

Tajemnica "Panien z Wilka" w warszawskiej Akademii Teatralnej rodzi się w ciszy

Tak się utarło, że przedstawienia Mai Komorowskiej rozsadzają ramy tradycyjnych szkolnych dyplomów. Przed laty "Teraz ja", oparty na jednoaktówkach Czechowa, stawał się żarliwym wyznaniem wiary w iluzję sceny. "Opowieści Hollywoodu" Hamptona były może najważniejszym przedstawieniem ówczesnego sezonu; dowodem, że w szkolnej pracy możliwe są olśnienia na miarę, bo ja wiem, Lupy czy Grzegorzewskiego. Inscenizując "Panny z Wilka", Komorowska celowo utrudniła zadanie sobie i studentom. W "Opowieściach..." miała do dyspozycji potoczystą akcję, najwyższe emocje bohaterów, dramatyczny splot historii. A u Iwaszkiewicza z pozoru dzieje się niewiele. Codzienne chwile spędzane przy stole i w kuchni, w spiżarni albo na spacerze. Pojedyncze gesty i słowa, spojrzenia.

Maja Komorowska ze swoimi uczniami tka to piękne przedstawienie z najbardziej delikatnej materii - samego trwania. Najbardziej przejmujące sekwencje obywają się bez słów. Jak choćby śniadanie sióstr: rzodkiewka, masło, kromka chleba; wspólne jedzenie staje się ceremonią, jak w świetnym filmie Axela "Uczta Babette". Tyle że każdej z tych milczących scen reżyserka i aktorzy nadają nieprawdopodobną gęstość. Studenci mają tym razem wyjątkowo trudny egzamin. Grać mniej, a nie za dużo. Grać, jakby się nie grało. Marta Sroka, Diana Zamojska, Marta Kurzak, Marta Chyczewska, Kamil Dominiak, Kamil Przystał, Igor Obłoza - nie wartościuję, zapamiętajmy wszystkich.

Spektakl ujmuje delikatnością, ba, jest samą delikatnością. I opowieścią o utracie. O tym, że piękne dzieciństwo mija, rodzinny stół zostaje we wspomnieniach, uczucia odchodzą, stając się tylko tym, co było. Można próbować do tego wszystkiego wracać, ale to zawsze będzie miało gorzki smak. Niby proste, ale bardzo rzadko wychodzimy z teatru z podobnym poczuciem spełnienia.



Jacek Wakar
Przekrój
20 kwietnia 2011
Spektakle
Panny z Wilka