Milcząca przyjemność w Teatrze Nowym

Premiera duetu Piotr Cieplak - Leszek Bzdyl w Teatrze Nowym miała być jednym z hitów sezonu pod nową dyrekcją Zbigniewa Brzozy. Powstał niezbyt wymagający, ale udany spektakl, który dostarcza widzom estetycznej przyjemności.

Podczas premiery dało się wyczuć atmosferę entuzjazmu i radosnego wyczekiwania. W końcu nieczęsto teatr dramatyczny realizuje premierę taneczną. Równie nieczęsto zdarzają się w łódzkim teatrze kooperacje tak znanych artystów. Piotr Cieplak nigdy wcześniej nie reżyserował w Łodzi. Leszek Bzdyl, lider offowego Teatru Dada von Bzdülöw, zanim zasilił zespół artystyczny Nowego, bywał tu okazjonalnie podczas festiwali. W trzy miesiące artyści powołali do życia zgrabny spektakl "Przed południem, przez zmierzchem".

Punktem wyjścia dla choreografii stała się przestrzeń. Scenografia Andrzeja Witkowskiego wygląda tak, jakby ktoś prześwietlił rentgenem mieszkanie w blokach. Wzrok przenika ściany - z których zostaje jedynie żelazny szkielet - i zatrzymuje się na obiektach. Jest stary tapczan, telewizor, palma, łóżko, kabina prysznicowa, kilka par drzwi jakby zawieszonych w próżni, lampy ze staroświeckim abażurem, lodówka. Trochę jak mieszkanie babci. Wpuszczony w tę przestrzeń ruch znosi hiperrealizm i czyni go umownym. Bo na lodówce się siada, przez okno się wyskakuje, tapczan pokonuje się gimnastycznym przewrotem, w sedesie topi się buty. Rdzeniem dla choreografii stają się więc podpatrzone w codzienności modele ruchu: chodzenie, siadanie, oglądanie telewizji, ubieranie się, czytanie gazety. Jest to taniec ubogi w taniec (rozumiany klasycznie). To raczej estetyczna wariacja na temat ciała w codzienności. I choć - podobnie jak w zawieszonych na ścianach kubistycznych obrazkach - rzeczywistość ukrywa się w absurdalnym i niepozbawionym humoru zniekształceniu, to ona, a nie np. wewnętrzny impuls emocjonalny, determinuje kształt ruchu.

Cieplak nie rozwija w "Przed południem " żadnej linearnej opowieści. Raczej mnoży kolejne warstwy-epizody, ilustrując główny temat, którym jest upływ czasu. Intensywny bądź spowolniony, wypełniony nicnierobieniem, nużący, pasjonujący, płynący w różnych, opisanych muzycznie rytmach (świetny minikoncert Patryka Zakrockiego i Pawła Szamburskiego). Bohaterowie poruszają się w konkretnie określonej przestrzeni i czasie. Każdy z własną, osobną historią, wyrysowaną niewidzialną ścieżką, których skrzyżowanie doprowadza do rozmaitych zderzeń. Nie zabrakło w spektaklu tego, za co widownia najbardziej kocha Dadę - humoru i autoironii, kiedy np. w scenie domowej imprezy Leszek Bzdyl, jeden z ciekawszych artystów polskiego teatru tańca, gra zahukanego niezgułę bez poczucia rytmu. Ale kto zna inteligentne, deziluzyjne chwyty zespołu, odczuje ich niedosyt.

Spektakl jest przyjemny. I tyle. Bo też chyba o niewiele więcej zabiegali jego twórcy. Cieplak wykorzystuje tu teatr do zatrzymania gnającej na co dzień rzeczywistości. Nie udaje, że zmierza do jej interpretowania. Raczej do upajania się jej utrwaloną obecnością. Dlatego widz oczekujący teatralnej wypowiedzi w jakiejś sprawie będzie rozczarowany. Podobnie jak miłośnik teatru tańca oczekujący odważnej, nowoczesnej propozycji, twórczego zderzenia różnych jakości reżyserskich i choreograficznych. Ostatecznie jednak nie ma nic złego w dobrym teatrze dla przyjemności 

„Przed południem, przed zmierzchem”, reż. Piotr Cieplak, scen. Andrzej Witkowski, muz. Patryk Zakrocki i Paweł Szamburski, chor. i wyk. Izabela Chlewińska, Katarzyna Chmielewska, Leszek Bzdyl, Jacek Owczarek, Krzysztof Skolimowski, premiera 8 marca w Teatrze Nowym



Monika Wasilewska
Gazeta Wyborcza Łódź
9 marca 2009