Miłość najważniejsza

Cieszę się, że w miarę dobrze wyglądam, bo przecież tryb życia, jaki się prowadzi pracując w teatrze jest raczej wyniszczający. Późne granie sztuk, wielokrotnie powtarzane próby, spory stres, a potem nocne Polaków rozmowy nie sprzyjają zachowaniu dobrej kondycji - mówi PIOTR SZCZERSKI, reżyser, dyrektor Teatru im. Żeromskiego w Kielcach.

Spotykamy Piotra Szczerskiego, dyrektora Teatru im. S. Żeromskiego, tuż przed zakończeniem sezonu artystycznego i wakacjami w bardzo radosnym nastroju. Zgadza się odpowiedzieć na szereg osobistych pytań właśnie dlatego, że czuje się bardzo szczęśliwy. Poza tym już - za kilka dni rozpoczyna się wielkie święto teatru i aktorów, Plebiscyt o Dziką Różę, to kolejny powód do radości i wielkich emocji. 

Świetnie pan wygląda, nic się nie starzeje, to zasługa genów czy jakichś szczególnych zabiegów? 

- Wyłącznie genów, ojciec i mama też bardzo długo młodo wyglądali, a ja żadnych odmładzających zabiegów nie stosuję. Oprócz używania kremów na twarz i pod oczy, ale to chyba dla wielu mężczyzn stało się standardem. Z drugiej strony cieszę się, że w miarę dobrze wyglądam, bo przecież tryb życia, jaki się prowadzi pracując w teatrze jest raczej wyniszczający. Późne granie sztuk, wielokrotnie powtarzane próby, spory stres, a potem nocne Polaków rozmowy nie sprzyjają zachowaniu dobrej kondycji.

Przyjechał pan z Krakowa do Kielc tylko na kilka sezonów, a szefuje z powodzeniem naszemu teatrowi już siedemnasty rok, pokochał pan Kielce? 

- Powiem szczerze, że sam jestem zdziwiony, że na tak długo tutaj zakotwiczyłem i co ciekawe nie mam w ogóle ochoty Kielc opuszczać. Bardzo dobrze się tutaj czuję, miasto jest urocze, odpowiada mi. Mam też drugie mieszkanie w Krakowie, często tam bywam, ale do Kielc bardzo się przyzwyczaiłem. Już mam sprecyzowane plany na przyszły sezon teatralny, wiem co chciałbym pokazać kielczanom i wkrótce je zdradzę.

Ale nie ubolewa pan, że obecnie sztuka i kultura zeszły na daleki plan, teraz najbardziej się liczą gospodarka i polityka?

- Nie martwię się tym, ponieważ mam stałe grono odbiorców moich spektakli, wielu fanów, którzy są regularnymi bywalcami w teatrze, ci ludzie towarzyszą mi przez wszystkie lata i ja dla nich tworzę sztukę. Oczywiście każdego roku przybywają nowi miłośnicy teatru i bardzo się z tego cieszę. Po prostu czuję, że jestem Kielcom potrzebny. 

Podobno kocha się w panu bardzo wiele kielczanek, ma pan tego świadomość? 

- Nie myślę w ten sposób o sobie, chociaż artyści zawsze mieli większe powodzenie u kobiet, niż tzw. normalni mężczyźni. Ale wcale nie uważam się za kogoś wyjątkowego, za łamacza kobiecych serc, poza tym jestem teraz w szczęśliwym związku, stąd nie planuję nawiązywania nowych znajomości. Cieszę się, że wreszcie spotkałem kobietę mojego życia.

Wiele osób uważa, że dziś trudno stworzyć udany związek? 

- Ja też tak myślę, zresztą sam doświadczyłem tego typu sytuacji, byłem z różnymi kobietami, wydawało mi się, że to jest to, ale później gdzieś się rozmijaliśmy w swoich oczekiwaniach i trzeba było się rozstać. 

Przez wiele lata tworzył pan parę z aktorką Wiolą Arlak, która grała jedną z głównych ról, żonę wójta w serialu "Ranczo", naszej aktorce poszczęściło się w stolicy? 

- Wyciąga pani ze mnie tak osobiste rzeczy... ale też się cieszę z sukcesu Wioli, uważam, że dobrze jest mieć sprecyzowane cele i dążyć do nich. 

Zdradził pan, że jest teraz bardzo szczęśliwy, pana miłość to aktorka? 

- Kobieta, którą kocham jest aktorką, muzykiem, interesuje się reżyserią, jest moim dopełnieniem. Przyznam się, że nie wyobrażam sobie być z kimś o całkiem innej profesji, np. z lekarką, chyba nie bylibyśmy w stanie się porozumieć. Zawsze w głębi duszy marzyłem o związku na całe życie i teraz wierzę, że wreszcie taki będę miał. Stąd moje dobre samopoczucie. 

Większość Polaków uważa, że w życiu najważniejsze są dwie rzeczy: zdrowie i rodzina, podpisałby się pan pod tymi priorytetami? 

- Muszę przyznać, że teraz tak. Do tej pory przez te wszystkie lata od wczesnej młodości byłem przekonany, że najważniejszy jest teatr, ale ostatnio zmieniłem zdanie. Jeśli się nie ma zdrowia, to trudno z przyjemnością wykonywać pracę, a bez miłości życie nie ma sensu. Ona jest najważniejsza. 

Ale teraz w modzie jest być singlem, co pan o tym sądzi? 

- Mnie bycie singlem nigdy nie interesowało, zawsze albo byłem z kimś, albo kogoś poszukiwałem. Powiem szczerze, że nie bardzo wierzę, że ktoś dobrowolnie chce być sam, albo nie umie stworzyć dobrej relacji, albo nikogo nie spotkał. Kiedy ja byłem samotny czułem się z tym bardzo źle. Miewałem chandry i tak jak niektórzy myślałem, że pomoże mi na nie alkohol, a to jest bardzo złudne. Teraz jestem w dobrej relacji i postrzegam wszystko optymistycznie. 

Ma pan dorosłego syna, nie marzy o tym, żeby ponownie zostać ojcem? 

- Z synem bardzo dobrze mi się układa, ale nie wzbraniałbym się przed posiadaniem drugiego dziecka. To naprawdę niezwykłe przeżycie i chciałbym jeszcze raz tego doświadczyć. Bycie ojcem w bardzo młodym wieku i obecnym to dwa różne rodzaje ojcostwa. A ja czuję się ciągle pełen energii i chęci do życia. 

Co pomaga panu utrzymać tak wspaniałą sylwetkę? 

- Nigdy nie miałem problemów z nadwagą, ale dla lepszego zdrowia regularnie grywam w tenisa, nieraz nawet codziennie i jeżdżę na nartach. Biorę udział w turniejach tenisowych artystów i często je wygrywam. Jem dużo, często w nocy, nigdy się nie odchudzałem, bardzo lubię mięso. Niedawno zacząłem też ćwiczyć qigong i zastanawiam się, co z tego wyniknie, czy zajmę się tą gimnastyką na dłużej. To zresztą jest pewien sposób życia. 

Jaka jest pana recepta na to, żeby nie stracić pasji w swojej pracy?

- Współpraca z młodymi ludźmi, obserwowanie ich, jak oni tworzą, pracują, dlatego często zapraszam do mojego teatru nowych reżyserów, przyjmuję młodych aktorów, oni wnoszą świeżość, inne spojrzenie na wiele spraw. Bardzo pociąga mnie tworzenie odpowiedniego zespołu aktorskiego, a sukces zaproszonego przez mnie reżysera odbieram jako mój osobisty sukces.

Dobrze się pan czuje we współczesnym świecie? 

- Przyznam się, że to nie jest mój świat, wolałem dawniejszy, ale cieszę się z tego, że teatr jest wieczny i nie pochłonie go żaden postęp ani Internet. Teatru nic nie zastąpi, bo jest spotkaniem człowieka z człowiekiem, gasną światła, trzeba wygasić "komórki", a sztuka, którą ostatnio wystawiamy "Mąż zdradzony", mimo że napisana tak dawno ciągle jest aktualna. Nie wyobrażam sobie siebie w innym zawodzie.

Dziękuję za rozmowę.



Iwona Rojek
Echo Dnia
9 lipca 2009
Portrety
Piotr Szczerski