Miłość, seks i sztuka - Picasso

Nigdy go jakoś specjalnie nie lubiłam. Tak mi się przynajmniej wydawało. Bo przesadzał z formą, kombinował jakby za dużo, narzucał jakieś dziwne skojarzenia geometryczne z ludzkimi ciałami. Miałam wrażenie, że bawił się ludźmi, i drwił z nich, poprzez to, że wprawiał nas w zachwyt nad swoimi zabawami. Jakby rozkładał człowieka na czynniki pierwsze, a ludzie, niby tego nie widząc, klaskali mu. Jego sztuka miała przełożenie na jego życie prywatne. Bawił się ludźmi, w szczególności kobietami, traktował je przedmiotowo, jak obiekty sensualnych doznań, co miało też swe przełożenie w malarstwie. Wiele kobiet go pokochało i wiele przez niego cierpiało. Miłość do tego malarza prowadziła zawsze do roztrzaskania uczuć.

Dzięki spektaklowi Sopockiego Teatru Tańca "Dyskretny Urok Picassa" odkryłam go jednak na nowo. A może poznałam go nawet. Otworzyłam się w każdym razie na niego. I dostrzegłam jego wrażliwość tkwiącą pod jego zabawową i hedonistyczną powłoką. Możliwe, że pewną część tej wrażliwości przypisuję jemu ze względu na wrażliwość artystów z STT (Joanny Czajkowskiej, Jacka Krawczyka, Kamili Maik, Kaliny Porazińskiej, Joanny Nadrowskiej, Magdaleny Laudańskiej, Kacpra Matuszewskiego), którzy jak zwykle wprowadzili mnie na obrzeża moich najmocniejszych emocji. Odkryłam, że drwina z życia czyniona przez Picassa, to tak naprawdę zawoalowany strach przed śmiercią. To odwrócona perspektywa strachu. Geometryczne upraszczanie elementów kompozycji to próba uczynienia prostszym w odbiorze tego, co jest dla nas za trudne. To wyjście poza schematy, spojrzenie pod innym kątem. A patrzenie na rzeczy z różnych perspektyw to mądrość dająca nam pełne poznanie rzeczywistości, mimo że całość opiera się na jej dekonstrukcji.

Z czym kojarzy się Pablo Picasso? Na pewno nie z dyskrecją. Stąd też tytuł spektaklu przyciąga swoją pozorną niedorzecznością. Bo Picasso kojarzy się raczej z odważną ekspresją swoich pomysłów oraz z bezpardonowym podejściem do ludzi, a w szczególności do kobiet. A jednak spektakl traktuje o tej ukrytej gdzieś pod pozorami bycia twardzielem, wrażliwej osobie. Wrażliwej na piękno.

To przechodzenie z rąk do rąk, te miłości Picassa, te fascynacje kobiecym ciałem - były głównym tematem spektaklu. Dłonie jak zawsze w teatrze tańca odgrywały bardzo ważną rolę. To one tworzyły, malowały, dotykały, tańczyły, przeżywały. Niby z niczego.

Spektakl zanurza nas w sensualnych doznaniach, począwszy od półnagiej kobiety (Kamila Maik) pozującej do obrazu Picassa granego przez reżysera spektaklu, Jacka Krwaczyka. Na płótnie ukazuje nam się hasło po łacinie, które w tłumaczeniu brzmi: "Wszystkie dzieci rodzą się artystami. Wyzwaniem jest pozostać artystą, kiedy się dorośnie". Pokazuje ono całą istotę sztuki uprawianej przez Picassa. Mimo że potrafił pięknie malować, wybrał naturalność, naiwność, spostrzegawczość i emocjonalność dziecka. I te obrazy najbardziej abstrakcyjne, i mające w sobie ten element dziecka, są nam dzisiaj najbardziej znane.

Hiszpańskie motywy w muzyce współgrały z wizualizacjami Katarzyny Turowskiej, obrazami wchodzącymi nie tylko w scenerię, ale też niejako malujące aktorów i ich twarze, stawiające ich jako przedmioty, a nie podmioty. Wizualizacje zamieniły aktorów w obrazy.

Motyw panny z wanną na plecach jest jak dla mnie najbardziej uroczym elementem spektaklu, symbolizującym odrzucenie reguł perspektywy. Gdy tancerka Kalina Porazińska obmywa wodą Kacpra Matuszewskiego (alter ego Picassa), mamy wrażenie, że reżyser spektaklu grający również Picassa, daje odpuszczenie win malarzowi, win związanych z jego rozwiązłym życiem. Usprawiedliwia go, rozumie, że prowadził on takie życie w imię piękna. Picasso bowiem odrzucał reguły nie tylko dotyczące sztuki malarskiej, ale też i relacji międzyludzkich. Każda jego kobieta wywarła na niego inny wpływ. Przy każdej był inny, przy każdej inaczej malował, rozwijał się, inaczej ją ujmował na swych obrazach.

Przepiękne kostiumy Alicji Grucy stanowią kolaż różnych stylów. Każda tancerka ma innego rodzaju kostium, od kubistycznej formy, wyzbytej ze skojarzeń z uczuciami, aż po romantyczne, podkreślające piękno ciała, wdzięk i uczuciowość kobiety wydobywające się spod odkrywających nagość kreacji. Na największe uznanie moim zdaniem zasługuje suknia Joanny Czajkowskiej (odgrywającej w spektaklu rolę wielkiej miłości Picassa, Dory Maary), symbolizująca piękno smutku i zanurzenie w żałobie po utraconej miłości.

Muzyka Mariusza Noskowiaka uwypukla motywy hiszpańskie, dzięki czemu jesteśmy bliżej Picassa, czujemy bardziej jego temperament, porywczość, emocjonalność i piękno wypływające z jego malarstwa. Muzyka operuje nastrojem, zachwytem, lękiem.

Picasso przełamał różnice pomiędzy myślą, tekstem i obrazem, osiągając efekt tak bardzo pożądany przez surrealistów. STT przełamał ten stereotypowy schemat tańcem zanurzonym w myślach wyłaniających się z obrazów Picassa.

Malarzowi kiedyś zadano pytanie: "Czym jest sztuka?". Odpowiedział: "Czym nie jest?". I tutaj to czujemy. W tym spektaklu będącym syntezą sztuki poczułam w sposób namacalny, na czym polega synkretyzm gatunkowy oraz synteza sztuk. Tutaj taniec mieszał się ze słowem (napisy na płótnie), malarstwo i to co wizualne z muzyką, wszystko odrębne, ale i całościowe, stanowiąc nie tło, a temat. Inspiracją były różne obrazy, między innymi: "Dziewczyna przed lustrem", "Panny z Awinionu", "Trzech tancerzy", pochodzące z różnych okresów malarstwa artysty.

Najbardziej emocjonalnym i emocjonującym obrazem była "Guernica" przedstawiająca horror niewinnych, obrazy śmierci i cierpienia z okresu wojny. W spektaklu pięknie odzwierciedlała to gra aktorów połączona z wizualizacjami i muzyką, pokazując nam wymiar takiego doświadczenia i przeżyć.

Można powiedzieć, że Picasso rozwalił panujący system poprzez wykorzystanie prymitywnego sposobu widzenia świata. Udowodnił, że infantylizm (wyciągnięte elementy sztuki afrykańskiej, prymitywne maski) niesie ze sobą prawdę, i mimo odmiennej perspektywy, ma w sobie nieskazitelny urok. I przyciąga swoją uwagę poprzez szokowanie. Prostota przekazu niesie ze sobą czyste emocje, niezakłócone przez formę, a owinięte w nią. Zakończenie spektaklu może być dla nas "szokiem". Jesteśmy zagubieni, nie jesteśmy pewni, czy to jest koniec, bo byliśmy prowadzeni przez różne sceny jak przez slajdowisko składające się z dzieł Picassa. Ten szok jak najbardziej nawiązuje do stylu artysty. Odkrywamy, że całe to szaleństwo malarza jest koniec końców zgubne, prowadzi do zagłady. Prowadzeni jesteśmy w czeluści śmierci.

Picasso całe życie irytował, prowokował, szokował. Eksperymentował z kształtami, wzorcami, schematami. Według niego malowanie nie powinno być nigdy grzeczne. Zmarł rysując. I spektakl skończył się jakby w apogeum swojego trwania. Tak jakby śmierć była podkreśleniem naszego istnienia, ruchem pędzla na tym, co istotne. Jakby śmierć się z nami bawiła.

I dlatego polubiłam Picassa. I też "odpuszczam mu jego winy". Bo mimo że jego styl nie jest bliski mojemu sercu, zobaczyłam w spektaklu ekspresję i mieszankę wielu emocji mi bliskich.



Agnieszka Ossowska
Gazeta Świętojańska online
15 maja 2019