Miłość to gra na śmierć i życie
"Małe zbrodnie małżeńskie" to najczęściej inscenizowany w polskich teatrach tekst Erica-Emmanuela Schmitta, który niestety nierzadko bywa klasyfikowany i wystawiany jako komedia. Historia nasyconego intensywnymi emocjami związku Lisy i Gillesa jest znana szerszej publiczności przede wszystkim dzięki Teatrowi Telewizji, gdzie główne role zagrali Krystyna Janda i Jan Frycz. Jednak inscenizacja, którą można obejrzeć w Teatrze Nowym w Łodzi wcale nie jest gorsza.Być może nie jest to zachwycające, innowacyjne dzieło polskiej sztuki inscenizacyjnej, posiada jednak pewną zaletę, która sprawia, że przedstawienie jest wartościowe i przyjemne w odbiorze - Katarzyna Deszcz pozwoliła wybrzmieć mądremu, życiowemu tekstowi, w którym każdy widz, szczególnie ten bardziej doświadczony, może znaleźć problemy, rozterki, dylematy, które są mu bliskie. Rozmowy małżeństwa nieustannie oscylujacego gdzieś między bezgraniczną miłością i bezdenną nienawiścią, wydobywają na światło dzienne najgłębiej skrywane małe zbrodnie, jakich każdego dnia zdarza nam się dokonywać na bliskiej osobie. Po to, by ją przy sobie zatrzymać, przekonać do swoich racji lub po prostu narzucić swoją wizję związku. Dobrze to znamy. Kto jest bez winy, niech pierwszy rzuci kamień…
Pisarz Gilles (doskonały Dariusz Kowalski) po 2-tygodniowym pobycie w szpitalu wraca do domu, gdzie stara się przypomnieć sobie wydarzenia sprzed wypadku, który był powodem jego zaniku pamięci. Przewodniczką po świcie wspomnień staje się jego żona Lisa (Agnieszka Korzeniowska), jednak kobieta w znacznym stopniu koloryzuje przeszłość, przekłamuje rzeczywistość, stając się kreatorką świata idealnego, czegoś, co nigdy nie istniało. Życie z Gillesem było trudne, zważywszy, że mężczyzna na wszystko miał swoją teorię - nie sprzątał okruszków, gdyż były one „łzami, które wylewa chleb, kiedy go kroimy”, nie zmieniał też przepalonych żarówek w ramach „żałoby za odchodzącym światłem”. Jego filozofia życiowa sprowadzała się zatem do nicnierobienia, w konsekwencji czego fotele miały wytarte obicia (w jego ulubionym fotelu odstawała sprężyna, którą nazywał „sprężyną intelektualną”, gdyż jego zdaniem pobudzała do myślenia w czasie lektury), a większość pozostałych sprzętów także była nieco zaniedbana. Codzienność z kimś takim z pewnością była dla Lisy trudna do zniesienia.
Kobieta i mężczyzna rozpoczynają niebezpieczną grę, w której stawką jest ich szczęście, przetrwanie, przyszłość ich związku. Bezgraniczne uczucie, jakim Lisa darzy Gillesa, doprowadziło ją do desperackiego kroku, próby zabicia męża, w czym niemały udział miała jej chorobliwa zazdrość podsycana kolejnymi butelkami whisky. Gilles także nie jest bez winy, bowiem prócz zadręczania małżonki swoimi natręctwami zdecydował się także na podłe kłamstwo - jego amnezja jest jedynie grą, próbą uniknięcia najgorszego, bowiem w przedpokoju od 2 tygodni stoją spakowane walizki jego żony, której brakło siły, by dalej znosić dziwactwa pisarza. Mężczyzna boi się opuszczenia w równym stopniu, co jego żona. A strach potrafi podsuwać rozwiązania, których później żałujemy.
Historia charyzmatycznego małżeństwa w całości rozgrywa się w jednym miejscu, w ich salonie, który wyposażony jest jedynie w kanapę, fotel, niewielki stoliczek i półkę, na której stoją kryminały napisane przez Gillesa. Przestrzeń została podniesiona kilkadziesiąt sentymentów ponad powierzchnię sceny dzięki przezroczystym, szklanym prostopadłościanom, które tworzą rodzaj podestu oraz podłogę salonu. Trzy ustawione w poprzek sceny ścianki oraz znajdujące się za jedną z nich schody pomagają nam w wyobraźni zbudować dom, w którym mieszkają bohaterowie. Na ścianach wiszą dwa obrazy autorstwa Lisy, które dopełniają wnętrze charakteryzujące się stonowaną kolorystyką, dzięki czemu nic nie odciąga naszej uwagi od zajadłej walki na słowa, która rozgrywa się na naszych oczach.
Cały spektakl jest w zasadzie półtoragodzinną rozmową dwojga ludzi, nie ma tu zmian scenografii, a wszystkie relacjonowane przez małżonków wydarzenie odbywają się wyłącznie w naszych głowach. Taka struktura przedstawienia stawia wysoko poprzeczkę - zarówno przed reżyserem, jak i przed aktorami. Tym spektaklem udało im się przekonać widzów, że miłość to gra na śmierć i życie.
Olga Ptak
Dziennik Teatralny Łódź
4 grudnia 2009