Mimi i Rudolfo podbijają serca melomanów

A podbili je już sprzed niespełna trzydziestoma latami, kiedy w Operze Śląskiej w Bytomiu odbyła się głośna premiera "La Bohème" Pucciniego. To jedna z najpiękniejszych historii o nieszczęśliwej, ale jakże pięknej i prawdziwej miłości. Opowieść o życiu paryskiej bohemy w epoce balzakowskiej, o biedzie, jaka dotknęła - można by rzec - inteligencję "cyganeryjską": malarza, pisarza, filozofa i muzyka, o prawdziwej przyjaźni i w końcu o samej śmierci.

„Cyganeria” stawiana jest na równi z innymi wybitnymi dziełami włoskiego kompozytora Giacomo Pucciniego, takimi jak „Tosca” czy „Madame Butterly”. Jest kwitnącym owocem jego kunsztu kompozytorskiego, gdzie za sprawą wspaniałego libretta zauważa się tendencje werystyczne. Dzięki nim muzyka jakby maluje i idealnie oddaje charakter Dzielnicy Łacińskiej, Jarmarku świątecznego czy też zarysowuje bogatą dramaturgię i charaktery postaci. 

Światowa prapremiera „Cyganerii” odbyła się w 1896 roku w Turynie, gdzie pomimo ciepłego przyjęcia zapowiadano rychły koniec jej świetności . Tak jednak się nie stało. Dziś dzieło to podbija serca, staje się motorem wielu wzruszeń melomanów na całym świecie i daje solistom śpiewakom pole do popisu wokalnego.

W Operze Śląskiej w Bytomiu zdecydowano się na tradycyjne wystawienie opery, a wznowienie 7 listopada 2009r. ściśle odwoływało się do zamierzeń inscenizacyjnych Lecha Hellwiga-Górzyńskiego. Piękna scenografia Wiesława Langego bardzo dobrze współgrała z całością.

Okazji do zachwytu było w tym wznowieniu sporo. Począwszy od świetnej Urszuli Piwnickiej śpiewającej niezwykłej urody sopranem w roli hafciarki Mimi, poprzez ekscentryczną i doskonałą w swoim słynnym walcu Musettę (Ewelina Szybilska), a kończąc na bardzo dobrym wokalnie Adamem Sobierajskim w partii Rudolfa. Z całą pewnością ten wieczór w Operze Śląskiej należał do tej trójki solistów. Piwnicka prowadziła frazę z piękna lirycznością i wyważonym napięciem. Aria miłosna kończąca akt I wraz z partnerującym jej Adamem Sobierajskim wypadła znakomicie. Musetta na scenę weszła z pieskiem, od początku do końca kreując swoją rolę w interesujący i cieszący oko sposób. Przywołam tutaj pełną werwy, humoru i muzykalności scenę z bucikiem.

Cały II akt odznaczał się dynamicznością akcji scenicznej, a finał był zaskakujący. Rzadko się zdarza, aby na scenę weszli muzycy z orkiestry, oczywiście odziani w epokowe stroje, intonując zmianę warty. W zasadzie wszystko w tym spektaklu jest ciekawe. Mile się słucha, jeszcze sympatyczniej ogląda zmagania artystów. Prawdziwe wzruszenie przychodzi jednak w finale Cyganerii, kiedy Mimi wycieńczona chorobą umiera.

Czego chcieć więcej? Soliści w świetnej formie, dobrze grająca orkiestra pod wodzą Tadeusza Serafina, sprawnie intonacyjnie chór, ciekawa inscenizacja i scenografia wykreowały obraz zwiewnej, i zachwycającej swym urokiem genialnej opery Pucciniego – Cyganerii, czy jak ktoś woli La Bohème. Oby ten spektakl zadomowił się jak najdłużej w repertuarze wiodącej na Śląsku sceny operowej.



Maciej Michałkowski
Dziennik Teatralny Wrocław
23 listopada 2009
Spektakle
Cyganeria